Rozdział 9

565 51 29
                                    


Victor rzucał mi niepewne spojrzenia znad książki od zielarstwa, chłopak siedział ze mną w sali, po tym jak pielęgniarka podała mi coś na uspokojenie. Paru uczniów została ranna, nie jakoś bardzo poważnie, ale została. W tym też ja, jedna z harpii złapała mnie i wzbiła się w powietrze, gdy ją ogłuszyłem, tak, głupi ja, oboje spadliśmy i złamałem rękę, na szczęście niegroźnie. Problem polegał w tym, że później ktoś ogłuszył mnie zaklęciem, nie wiem kto, ale go znajdę i zagryzę. Najgorszą jednak wiadomością było to, że McRae został porwany. Nawet nie wierze jakim debilem można być i dać się porwać, i tak właśnie z tego powodu dostałem leki na uspokojenie, rzuciłem w pielęgniarkę miską, a Andy dostał książką którą właśnie okupował Victor.

- James? - odezwał się niepewnie białowłosy - Ale wiesz, że już pracują nad tym aby go uratować?

- Błagam cię, prędzej McRae znajdzie kolejnego smoka i sam tutaj przyleci, niż ta pieprzona szkoła coś zrobi. - prychnąłem.

- Johnson. - mruknął

- Właściwie co tu robisz? Jak dla mnie też możesz stąd spieprzać. - ostentacyjnie, obróciłem się do chłopaka plecami. Tak naprawdę nigdy nie kumplowałem się ze współlokatorami McRae, więc nie rozumiałem czego ode mnie chcą. Słyszałem jak Victor zaczął bawić się książką.

- Wiesz, to też nasz przyjaciel. - zaczął powoli.

- Ja nie jestem ani nim, ani waszym przyjacielem. - prychnąłem.

- Johnson, przestań pieprzyć - odezwał się Andy, który znalazł się przy moim łóżku. Delikatnie się wzdrygnąłem, przez leki byłem otumaniony i mój słuch delikatnie mnie zawodził. - Cole jest naszym przyjacielem, a z tego co wiem, to naprawdę mu na tobie zależy, więc czy chcesz czy nie, zamierzamy się tobą zająć.

- Czy ja jestem dzieckiem? - zapytałem zirytowany.

- Nie, najlepszym przyjacielem, mojego najlepszego przyjaciela - skwitował - Więc się ogarnij, jeżeli chcemy pomóc Colinowi...

- Pomóc? -zapytałem, spoglądając przez ramię na chłopaka, który uśmiechnął się szeroko.

- Wiedziałem, że to cię trochę uspokoi - zaśmiał się - Pomóc. Clark nas teraz będzie pilnował. Ashera jest w lecznicy, a reszta smoków nadal jest zniewolona - powiedział cicho - Aby cokolwiek zrobić, musimy przekonać naszego opiekuna, że jesteśmy odpowiedzialni i nie zrobimy niczego głupiego.

Przyglądałem się chłopakowi i trawiłem jego słowa. Oczywiście, że będą nas pilnować. Jednak nie to będzie największym wyzwaniem.

- Czy wiemy gdzie on jest? - zpytałem cicho, a oboje moich towarzyszy pokręciło głową.- Kurwa.

- Może Cain coś się dowie... Jego rodzice tutaj są. - mruknął Victor.

- I myślisz, że jego brat bliźniak coś nam powie? - parskam. Andy westchnął głośno.

- Zostaw to nam. Tobie nikt nic nie powie. Nie jesteś tutaj zbyt lubiany. No chodź Vic. - mruknął i skierował się do drzwi, białowłosy pożegnał się cicho i ruszył za swoim przyjacielem.

Ja tymczasem zostałem całkowicie sam. Nie było to niespodzianką, że oprócz McRae nie miałem w tej szkole za dużo towarzystwa, jeżeli ktoś by odkrył, że jestem wilkiem... Nie tylko życie w szkole miałbym utrudnione, ale całe życie, ba, jest duże prawdopodobieństwo, że wtedy mój ojciec zabrałby mnie z powrotem do watahy, a tego naprawdę nie chce. Przymknąłem oczy i skupiłem się na dźwiękach z sali. Ktoś płacze, ktoś jęczy, ktoś chrapie... I jak ja mam odpocząć w tych warunkach?

***

Już następnego dnia z rana, pozwolono opuścić mi salę medyczną, szkoła była w totalnej rozsypce, więc odwołali nam zajęcia. Na razie wszyscy próbują poskładać rannych, dowiedzieć się jak doszło do ataku, ba nawet zaczęli odsyłać nas do domu. Mimo to, ja jako jeden z nielicznych zostałem aby obserwować co tutaj się dzieje i słuchać plotek. Gdzie może być przeklęty McRae? Reszta strażników również zniknęła, z tego co zdążyłem się dowiedzieć, mają być niby w skrzydle szpitalnym, ale większość podejrzewa, że polecieli na zwiady. Teraz trudno odkryć co jest prawdą. Już miałem skierować się do wyjścia gdy usłyszałem dyrektorkę.

- Constantie! - zawołała. Uśmiechnąłem się rozbawiony, rozumiejąc, że obie kobiety są naprawdę daleko ode mnie, prawie dzielił nas cały korytarz - Słuchaj, musimy porozmawiać.

- Marina - westchnęła - Naprawdę nie jestem w stanie teraz nic zrobić. Musimy czekać na rozkaz z góry, wiesz o tym.

- Nie możemy pozwolić się zastraszać i musimy odzyskać McRae, to nasz uczeń. - powiedziała twardo.

- Chcę ci tylko przypomnieć, że nasi strażnicy leżą w szpitalu - syknęła - Plotki o ich patrolu nic nie dały.

No proszę, ruda wicedyrektor wraca do starych przyzwyczajeń.

- I naprawdę zamierzasz czekać aż ktoś z góry powie nam co z tym biednym chłopakiem? - zapytała. Zapadła chwila milczenia.

- Obie wiemy, że skoro go zabrali, mają w tym cel. Niepotrzebnie pozwoliliśmy mu wystąpić na igrzyskach - mruknęła

- Teraz nie czas na przyznawanie się do błędów, teraz już jest pora je naprawiać Constantine. - skwitowała dyrektorka - Ten chłopiec ma do nas wrócić. Czekam do końca dnia na informacje od góry i działam sama.

- Marina! - zawołała kobieta, do oddalającej się dyrektorki.

Zdziwiony chwile czekałem aż obie kobiety się oddalą, po czym zmieniam mój kurs, zamiast do swojego domu, ruszyłem do skrzydła gdzie nadal mieszkali ci z ognia. Skoro chcą przyjaźni, pora iść trochę się zaprzyjaźnić i wymienić się plotkami. 

Nawiedzając w tym skrzydle Colina, zdążyłem je już naprawdę dobrze poznać, a mój węch tylko mi w tym pomagał. Wytropienie pokoju w którym byli współlokatorzy mojego przyjaciela było naprawdę łatwe, wszyscy zebrali się u Andiego. Nie kwapiąc się na jakiekolwiek grzeczności, otworzyłem drzwi do pokoju, głupio by wyszło jakby były zamknięte, jednak tym razem udało mi się zrobić wejście.  Grupa chłopaków spojrzała na mnie wystraszona, jednak zaraz się uspokoiła.

- Johnson - przywitał się Andy.

- Słuchajcie - zacząłem i zamknąłem za sobą drzwi, tym razem na klucz - Jak już knujecie, to się zabezpieczajcie.

- Liczyliśmy, że wpadniesz - skwitował rozbawiony Victor, a ja uniosłem brwi.

- Mniejsza, oczekuje że macie jakieś interesujące wieści - parsknąłem i podszedłem do kanapy - Bo ja słyszałem dyrektorki. 

Byli współlokatorzy Colina spojrzeli na mnie z zainteresowaniem i zrobili mi miejsce na kanapie. Kto by pomyślał, że kiedyś błyskawica zacznie współpracować z ogniem.


***

Surprise!!! ╰(▔∀▔)╯

Teraz mogę wrócić za rok xDD

Strażnicy Smoków IIWhere stories live. Discover now