Rozdział 4

1.7K 160 97
                                    

*James*

Razem z Enyją obserwujemy trening Cola i Ashery. Inni strażnicy ich nie oszczędzają, zwłaszcza teraz, gdy do igrzysk zostało osiem dni. Jutro ogłoszą konkurencję, z którymi przyjdzie im się zmierzyć. Mimo iż Cole za nic nie chce się do tego przyznać, stresuje się. Spoglądam na Enyje, która zaniepokojona przygląda się ćwiczeniom chłopka, właśnie w tej chwili Cole dostał od Profesora Clarka podłużnym kijem i zaczyna tracić równowagę. Widzie jak wszystkie mięśnie białej smoczycy się spinają, jest gotowa do tego, aby ruszyć mu z ratunkiem.

- Spokojnie Enya.- mówię, smoczyca zerka na mnie kątem oka.

- "Łatwo ci mówić."- prycha cicho, wracając wzrokiem do McRae, który jednak jakoś utrzymał się na smoku.

Śmieje się cicho. Okazuje się, że Enya potrafi wykorzystać wilczą telepatię i potrafi się ze mną kontaktować. Zrobiła to już, przy naszym pierwszym spotkaniu. No cóż, może wtedy akurat groziła mi śmiercią, ale chociaż się kontaktowała.

Jak się okazuje smoczyca, okrutnie nienawidzi wszystkie istoty ludzkie, wyjątkiem jest Cole. Ja jestem wilkiem, to było jej o wiele łatwiej zaakceptować. Nie potrafię zrozumieć dlaczego, ale smoczyca nie jest chętna do tego, aby mi to wytłumaczyć, więc muszę przemilczeć ten temat.

Krzywię się, kiedy Cole ląduje na ziemi. Chłopak jęczy głośno i podnosi się do siadu.

- Żyjesz?- pytam spokojnie. Blondyn potrząsa głową.

- Moja śmierć się zbliża.- jęczy, parskam cicho i kręcę głową.

- Dajesz stary, wierze w ciebie.- mówię i zaczynam się śmiać. Chłopak spogląda na mnie zirytowany.

- Jak masz się śmiać, to idź stąd.- prycha zły, unoszę rozbawiony dłonie.

- Już nie będę!- wołam.

- Bo ci uwierzę.- prycha i wstaje.

Nie mogę powstrzymać śmiechu, biała smoczyca uderza mnie skrzydłem. Spoglądam na nią, a ta mruży oczy w niemej groźbie. Jednak nie przejmuje się tym i klepie ją po nosie, przez co Enya kłapie na mnie zębami.

Przez resztę treningu Cole dostawał niezły łomot, co chwilę spadał z Ashery który próbował go łapać. Sam trening skoczył się, gdy blondyn spadł z hukiem na ziemię i rozciął sobie ramię o jakiś kamień. Westchnąłem głośno i ruszyłem w stronę chłopaka, gdy tylko reszta smoczej ekipy wylądowała.

Oczywiście trening nie mógł skończyć się spokojnie, Issabel podeszła do Cole, którego chciała opatrzyć, już po chwili poleciała na drzewo, odepchnięta przez Enyę która wydał z siebie głośny ryk. Smok dziewczyny zareagował od razu, rzucając się na białą smoczycę, która z chęcią zaczęła z nim walczyć. Wszystkie smoki zaczęły na siebie warczeć, Cole i Issa próbowali rozdzielić swoje smoki, jednak te ignorowały ich prośby, walcząc coraz zacieklej.

- Dość już!- krzyknął Cole, fala mocy odepchnęła nas wszystkich od niego. Wylądowałem twardo na ziemi i jęknąłem cicho.

Oba smoki przez uderzenie mocy zostały od siebie odrzucone. Wszyscy zdezorientowani spojrzeliśmy na McRea, który zaciskając usta, ściskał dłonią krwawiące ramię. Nie wyglądało, jakby zrobił, to przypadkiem, jednak Cole nie potrafił dobrze wypowiedzieć jednego zaklęcia a teraz?...

Cole spojrzał na swoje smoki, nie ukrywając swojej złości.

- Wracajcie do wieży.- warknął zły na smoki i obrócił się do nas plecami-Idę do siebie.- mówi i nie czekając na naszą odpowiedź, ruszył do siebie.

Strażnicy Smoków IIWhere stories live. Discover now