22

483 22 5
                                    

Anastazja czuła się jak w niebie. Wszędzie było pełno ludzi i dzieci. Dookoła czaiło się pełno różnych atrakcji, ekscytacja rozsadzała ją od środka. Wprawdzie było gwarno i tłoczno, ale kurczowo trzymała się ręki Dracona więc się nie bała, że gdzieś się zgubi. Po za tym młody Malfoy sam dwoił się i troił by nie przepadła mu w tym zgiełku. Dziwnie się czuł, ale na samą myśl dostawał gęsiej skórki. Dzięki temu też bez problemu mogła ciągnąć chłopaka w każde możliwe miejsce i o dziwo jakoś specjalnie nie protestował. Nie wyglądał na zadowolonego, w końcu dzień wolny mógłby spożytkować inaczej, ale nie marudził i brał udział we wszystkim czym sobie zażyczyła.

Draco nie był zadowolony ale też nie miał serca odmówić dziewczynce, szczególnie, że z radości aż podskakiwała przy jego boku i ciągnęła go do wszystkich możliwych atrakcji, na które mogła wejść. Kolejka górska nie była niczym ekscytującym, choć Anastazja całą trasę krzyczała wesoło. Wielki diabelski młyn był wolny i nudny a wysokość nie robiła na nim wrażenia. Jedynie wyostrzył mu się instynkt, w końcu wolałby Mała nie wyleciała z wagonika. Tunel strachu był dla niego niczym, w końcu przeżył wojnę, nic gorszego nie mógł już zobaczyć. Dał się zaciągnąć do budki z hot dogiem i choć nie było to nic specjalnego z ulgą zasiadł przy stolę by odpocząć od łażenia. Kondycja trochę mu podpadła, od skończenia szkoły nie poświęcał czasu na treningach, a tłum ludzi w wesołym miasteczku tylko wzmagał wysiłek by ich omijać.

Draco długo nie nacieszył się spokojem. Anastazja szybko wchłonęła swoją porcję i zaczęła trajkotać o kolejnych punktach do odwiedzenia, że chcąc nie chcąc blondyn szybko dokończył swój "posiłek" by ukrócić gadulstwo dziewczynki. Z dwojga złego wolał już włóczyć się po placu i mieć jakieś zajęcia.

Ku jego zdziwienia, zaciągnęła go na samochodziki. Małe karykatury umocowane na rurach. Z zażenowaniem przyglądał się jak jacyś obcy ludzie kręcili się po wyznaczonym placu i odbijali się od siebie jak jakieś piłeczki.

Spojrzał na Anastazję, która wyczekująco przyglądała mu się z stoickim spokojem.

- Nie możesz iść sama? - Zapytał, z nadzieją, Draco, patrząc w prosto w oczy dziecka.

Nie uśmiechało mu się obijać od innych w małym samochodziku. Był dorosły, choć innym to nie przeszkadzało, a w dodatku arystokratą. Ojciec by go zabił gdyby to wszystko wyciekło do gazety.

- Tatuś. Proszę. - Wyszeptała, robiąc oczy kotka, z błagalną minką.

Zacisnął wargi walcząc sam ze sobą. Nie chciał wylądować w czymś co wyglądała jakby miało nabawić go klaustrofobii, ale widząc to proszące spojrzenie szarych tęczówek, tak podobnych do niego, nie miał serca odmówić. Westchnął ciężko, odwracając wzrok.

Podskoczyła radośnie, widząc że postawiła na swoim. Znowu uśmiechnęła się radośnie i pociągnęła Dracona w stronę budki z biletami. Wolała zrobić to tym szybciej nim blondyn zdążyłby się rozmyślić a przecież miała w planach namówić go jeszcze na kilka innych atrakcji. W końcu maskotki same nie wygrają się w różnych konkursach.

I choć do pojazdu wchodził z wielką niechęcią, w przeciwieństwie od dziewczynki, już po kilku minutach tej jazdy, i celowego natarcia na niego przez Anastazję, zmienił zdanie i sam z uśmiechem gonił swoją "córkę".

Samochodziki tak im się spodobały, że dopiero po godzinie opuścili stanowisko by udać się dalej.

Lucjusz był zadowolony, po części.

Jego plan miał się świetnie, choć liczył, że wszystko pójdzie szybciej. Nie brał pod uwagę, że Greengrass'owie będą tak uparci na to cholerne małżeństwo. Z drugiej strony zdążył już trochę się rozeznać w temacie i domyślał się co nimi kierowało. Chylili się ku bankructwu. Z tego co udało mu się dowiedzieć, w pierwszej kolejności Astoria miała poślubić Notta, ale ten słysząc plotki o możliwym aranżowanym ślubie, niemal siłą zaciągną Parkinson przed ołtarz, nim staży zdążyli dogadać szczegółów. Blaise nie miał już nikogo i był zaręczony z Luną więc z automatu go skreślili. Po za tym wszyscy wiedzieli, że nie dałby im nawet dojść do słowa. Tym sposobem padło na Dracona, czemu Narcyza chętnie przy klaskała.

Był zawiedziony, że dotychczasowe akcje nic nie dały ale domyślał się, że rodzice Astorii mieli na nią duży wpływ. Żadne z nich nie kwapiło się do pracy a żyć za coś trzeba było. Liczył tylko, że młoda Greengrass ma jakieś granice wytrzymałości. W końcu wyskok z niebieską skóra nie może pójść płazem.

Biorąc pod uwagę, że Anastazja wyciągnęła Dracona na mugolską stronę Londynu, Astoria zaszyła się w swoim pokoju a Narcyza gdzieś znikła, postanowił spożytkować czas w pożyteczny sposób.

Dlatego też niedzielnym popołudniem przechadzał się po Pokątnej w poszukiwaniu prezentu dla swojej żony. W końcu miała już jutro przyjechać a tak bez niczego nie wypadałoby ją przyjmować.

Blaise i Teodor nie mieli dużo czasu po za rodziną i pracą. Posiadanie dziecka, bądź oczekiwanie na niego, pochłaniało dużo czasu i dla przyjaciół nie mieli go za dużo. Jednak ta niedziela była wyjątkiem. Mały Nott wyjątkowo nie dawał popalić rodzicom więc postanowili to wykorzystać. Dlatego też Pansy wraz z Maksem udała się w odwiedziny do Luny, która im bliżej rozwiązania robiła się coraz bardziej nerwowa i na Blaise się to odbijało. A panów postanowiły wykorzystać wysyłając na zakupy, by w spokoju poplotkować i móc ponarzekać na swoich partnerów.

Właśnie kierowali się do Miodowego Królestwa, po tym jak już odwiedzili sklep z eliksirami, księgarnie, sklep z zabawkami i ubrankami. Dzięki jednemu zaklęci odsyłali swoje torby z zakupami do domu i mogli bez zbędnych tobołów przemieszać się ze sklepu do sklepu. Strasznie to ułatwiało im zadanie szczególnie, że Pokątna nie świeciła pustkami i lawirowanie między ludźmi z pełnymi rękami nie należało do najłatwiejszych.

- Czekaj Nott. - Zaczął Zabini, zatrzymując przyjaciela za pomocą ręki. - Czy to nie Mallfoy? - Zapytał, mrużąc swoje ślepia.

- Draco?

- Nie. Stary Malfoy. - Mruknął, dyskretnie wskazując na blondyna lawirującego między ludźmi w pobliżu sklepów z damską odzieżą.

- Na Salazara. - Jęknął Teodor, widząc jak senior podziwia wystawę w jednej z witryn, kiedy w końcu dostrzegł go w tłumie.

- Choć. - Rzucił, żwawo, Blaise, kierując się w stronę Lucjusza, zachowując przy tym ostrożność.

- Oszalałeś. - Syknął Nott, dorównując kroku koledze, który czaił się za ojcem Dracona.

- Milcz. Może czegoś się dowiemy. - Burknął, pocierając skroń. - Stary na pewno musi coś kombinować. - Dodał, z lekką ekscytacją w głosie, gdyż dawno się nic ciekawego dookoła niego nie działo.

- Przypominam ci, że niedługo powinniśmy wrócić do domu. - Warknął, niemal wpadając na kolegę, gdy ten gwałtownie zatrzymał się koło jakiegoś straganu.

- Daj spokój. - Mruknął, przewracając oczyma. - To tylko kilka minut. Dziewczyny zrozumieją. Same są ciekawe.

- Czekaj, czekaj... - zaczął Nott, nie odwracając spojrzenia od Lucjusza Malfoya - czy on właśnie wchodzi do... do... 

Ślubu nie będzie / Draco MalfoyWhere stories live. Discover now