1

1.9K 35 3
                                    

Nerwowo przechadzał się po swoim biurze w Malfoy Company, nie wiedząc co ze sobą począć. Nawet wypite pół butelki ognistej nie pozwoliło mu zapomnieć o swoim problemie jakim był ślub a szczególnie posłanie zaproszenia do ojca. Wprawdzie nie chciał tego robić, w końcu Lucjusz miał go gdzieś przez ostatnie sześć lat, choć był pewny, że zjawi się tylko jak ujrzy artykuły o nim i Aurorze, może nie czytał już Proroka, gdziekolwiek był, jednak matka podjęła za niego decyzję. Kolejny skandal w rodzinie nie był potrzebny.

Prychnął.

Uważała, że brak ojca na ślubie wywoła skandal, jakby nie mogli urządzić skromnego przyjęcia. Skoro już wymusiła na nim ślub z tą pustą idiotką, mogłaby wyprawić skromną uroczystość. Ale nie. Wysłała już zaproszenie do przeszło sześciuset osób, skąd osobiście znał pięć procent a z nazwisk kojarzył kolejne piętnaście. Nie tak wyobrażał sobie najważniejszy dzień w swoim dniu. Po pierwsze, i najważniejsze, miała być to inna kobieta, która przy rozstaniu rzucała w nim czym popadnie, a po drugie wesele miało być tylko dla najbliższych.

Czasem nachodziły go wątpliwości czy aby na pewno dobrze robi. W końcu może ojciec się zmienił. W końcu nie dostał żadnego wyjca, czy też nie zjawił się osobiści, jak ukazywały się artykuły o nim i Aurorze. Ale w tedy przypominał sobie słowa matki. Nie, ona miała rację. Lucjusz pewnie brał to wszystko za nic nieznaczące epizody. Ślub nie wchodził w grę.

Powoli dochodziła osiemnasta. O tej porze zazwyczaj był już w domu, ale od zaręczyn - czyli od tygodnia - jakoś nie spieszno było mu do Malfoy Manory. Do ślubu został miesiąc, choć nie rozumiał tego pośpiechu miał to gdzieś, w końcu gorzej już być nie może, więc po posiadłości pałętała się napuszona idiotka, jak to miał w zwyczaju ją nazywać, wraz z jego matką, a nie chciał brać czynnego udziału w przygotowaniach. Wystarczy, że pojawi się na ceremonii. Chyba.

Z letargu wyrwało go wtargnięcie do biura. Jeszcze trochę zamroczony swoimi myślami podniósł spojrzenie na gościa. Dopiero po kilku szybkich mrugnięciach jego wzrok wyłapał ostrości i w drzwiach dostrzegł swojego najlepszego przyjaciela, Blaise Zabiniego, który pomagał prowadzić mu firmę, pozostawioną przez ojca.

- Jeszcze tu? - Zapytał, choć dobrze wiedział, że Draco jakby mógł to by nocował w gabinecie.

- Nie zaczynaj. - Jęknął, nerwowo przeczesując włosy palcami.

- Wysłałeś? - Zapytał, otwierając szeroko oczy w zdziwieniu. - I co? - Dociekał podchodząc do biurka, stojącego za przyjacielem.

- Nic. - Jęknął, obserwując jak kumpel przerzuca dokumenty na blacie, pewnie czegoś poszukując. - Kurwa nic. - Pociągnął mocniej za pasma włosów.

- Nie sądziłem, że to zrobisz. - Mruknął Zabini, kręcąc głową, jednocześnie studiując jakiś świstek.

- Matka się uparła. - Burknął, ciężko opadając na krzesło przeznaczone dla ewentualnych gości.

- Mówiłem Ci. Mogliście gdzieś uciec i po cichu się hajtnąć i byłby spokój. - Rzucił, jakby od niechcenia, układając wszystkie dokumenty na jeden stos. - Właściwie jaki czas temu posłałeś list? - Zapytał, odwracając się w stronę barku, stojącego pod oknem, tuż za nim.

- Dziś rano. - Mruknął, kiwając głową twierdząco na nieme pytanie kolegi. - Nie wiem gdzie jest, więc może list jeszcze nie dotarł? - Spekulował, przyglądając się jak Zabini rozlewa alkohol do dwóch szklanek.

- Sześć lat miał cię gdzieś. Dlaczego uważasz, że teraz może być inaczej? - Zapytał, podając Malfoyowi jedno naczynie.

- Ślub to co innego niż durne plotki w Proroku. - Odburknął, niemalże od razu mocząc usta w wysokoprocentowym trunku.

- Ty tak uważasz. - Sapnął, zasiadając na fotelu prezesa, w końcu po części stołek też był jego. - Naprawdę zamierzasz męczyć się z tą pustą idiotką przez całe życie? - Niedowierzał. - Nawet jej nie lubisz.

- Wiem, że nasze małżeństwo będzie takie jak moich starych ale już nic na to nie poradzę. - Sapnął, wypijając duszkiem resztę whisky.

- To okropne co teraz powiem... - zaczął dolewając bursztynowego trunku koledze - ale czasami się cieszę, że jestem sierotą.

- Kuszące. - Burknął, bawiąc się szklanką. - Właściwie jak tam u Luny? - Rzucił, licząc na szybką zmianę tematu.

Od tygodnia, czyli od momentu zaręczyn, słyszał, że jest kretynem, o czym dobrze wiedział, popełniającym największy błąd w swoim życiu, też ci odkrycie. Dlatego chociaż tego dnia, w dni wysłania listu do ojca, chciał zapomnieć o zrujnowanym życiu, które będzie go czekać za miesiąc.

- Wszystko dobrze. - Blaise rozpromieniał się na wzmiankę o swojej żonie. - Wprawdzie to siódmy miesiąc i brzuch daje jej już nieźle popalić. Dzieciaki są strasznie ruchliwe. Ale nie narzeka. - Powiedział szczęśliwy, z delikatnym uśmiechem na twarzy.

- Właściwie co tu robisz zamiast być z nią? - Zapytał Draco, gdyż od momentu dowiedzenia się o ciąży Luny spędzał z nią jak najwięcej czasu.

- Zapomniałeś? - Zapytał, unosząc jedną brew ku górze. - Jutro jest zebranie kwartalne. Muszę dopilnować wszystkich raportów. - Dodał widząc pytający wyraz twarzy u Draco.

- Kurwa. - Zaklął siarczycie, przecierając twarz dłonią. - Kompletnie wyleciało mi z głowy, że to jutro. - Mruknął zażenowany swoją postawą.

To on był głównym prezesem. I to on powinien się tym zajmować, ale od momentu zerwania ze swoją ukochaną jakoś nie miał głowy do pracy.

- W sumie dobrze się złożyło. - Burknął, uciekając wzrokiem.

- Bo? - Zapytał Draco, przeciągając samogłoskę i spoglądając na kumpla.

- Zrobiłem się trochę przewrażliwiony. W końcu do bliźniaki, siódmy miesiąc. Wszystko jest możliwe. Lunę, delikatnie mówiąc, to denerwuje. Jeszcze trochę i bym czymś oberwał. - Szybko wyjaśnił, biorąc następnie łyk bursztynowego trunku.

- Czasami ci zazdroszczę. - Mruknął, całkiem szczerze.

- Uważaj bo jeszcze pomyśle, że masz uczucia. - Zakpił z kolegi, żartobliwie, Zabini.

- Czasami mi się udaje. - Parsknął, podsuwając puste szkło z stronę mulata.

- Narzeczona nie zabije cię jak wrócisz pijany? - Zapytał, niby z troską, obficie uzupełniając szklaneczkę.

- Wiesz gdzie to mam? - Zapytał, niemalże od razu do niej się przysysając, gdy naczynie zostało uzupełnione.

W odpowiedzi otrzymał tylko śmiech kolegi.

Ślubu nie będzie / Draco MalfoyWhere stories live. Discover now