4

767 34 1
                                    

Mała księżniczka, bo inaczej nie można nazwać dziewczynki w pudrowej sukience, weszła dumnym i pewnym krokiem do lodziarni. Zwróciła na siebie uwagę kilku osób, w końcu nie codziennie się widzi kilku latkę spacerującą samą po ulicy Pokątnej, szczególnie, że na ulicy było tłoczno i można było się ławo zgubić. Z wysoko uniesioną głową zasiadła przy stolę, tuż przy oknie, i zaczęła machać nóżkami z wesołym uśmiechem.

Przez chwilę siedziała sama, ignorując ciekawskie spojrzenia. Jednak już po paru sekundach przy je stoliku znalazła się młoda, czarnowłosa kobieta z delikatnym uśmiechem.

- Witaj skarbie. - Zaczęła delikatnie, siadając na krzesełku na przeciwko.

- Dzień dobry. - Odparła kulturalnie z radosnym uśmiechem.

- Co taka mała dziewczynka robi tu sama? - Zapytała, mówiąc łagodnie by nie speszyć dziecka.

- Nie jestem mała. - Powiedziała oburzona. - Mam sześć lat. - Dodała dumnie. - Czekam na tatusia. Zaraz przyjdzie. Poszedł tylko kupić nową sowę, bo Brawurka zdechła. - Skłamała bez zająknięcie, z uśmiechem i patrząc kobiecie w oczy.

- I puścił cię samą? - Dociekała pracownica.

- Ehe. Niedługo musi wracać do pracy a obiecał mi lody. - Rzekła spokojnie, przekrzywiając głowę w bok.

- Dobrze. - Powiedziała, podejrzliwie przyglądając się dziewczynce. - To czego życzy sobie mała księżniczka? - Zapytała, wstając z krzesła.

- Największego deseru. - Odparła radośnie, wyciągając z kieszeni sweterka, dwa złote krążki.

- Oczywiście. - Odpowiedziała powoli, przyglądając się dziecku.

W końcu nie codziennie widzi się maluch z taką ilością pieniędzy przy sobie. Jednak nie miała podstaw by nie wierzyć dziecku, w końcu dziewczynka wyglądała na zadbaną i szczęśliwą, dlatego też poszła zrealizować zamówienie.

Kilka minut później duży puchar z kolorowymi kulkami, owocami i bitą śmietaną wylądował przez dziewczynką, która z wielkim entuzjazmem zabrała się za konsumpcję.

Po drugiej stronie, w restauracji, ukryty w cieniu ale jednak przy oknie z widokiem na lodziarnię, siedział mężczyzna obserwujący całą sytuację. Zadowolony. Jak na razie wszystko szło po jego myśli.

Minęły dwie godziny. Dziewczynka dalej siedziała przy stole, wesoło machając nogami, nie przejmując się upływającym czasem. W innej sytuacji byli pracownicy lodziarni, którzy nie wiedzieli co zrobić. Minęło już trochę czasu od pojawienia się dziewczynki a ojca jak nie było tak nie było. Z każdą upływającą minutą byli coraz bardziej poddenerwowani a klienci zaczęli rzucać im znaczące spojrzenie.

- Co robimy? - Zapytał szeptem Brain, szatyn o zielonych oczach, stojący za ladą. - Minęły już trzy godziny.

- Trzeba chyba zawiadomić Aurorów. - Wyszeptała Alison, obserwując jak dziewczynka pochłania właśnie drugą porcję lodów. - Ojciec raczej o niej zapomniał. - Burknęła, niezadowolona z postępowania rodziciela.

- Tak będzie chyba najlepiej. - Westchnął, prostując się. - Popilnuj lady. - Mruknął, po czym zniknął na zapleczu.

Godzina szesnasta była zbawienna dla wielu osób, gdyż spora cześć o tej porze po prostu kończyła pracę. Teodor Nott też zaliczał się do tej grupy, gdyż w tym tygodniu przypadały mu akurat ranne dyżury.

Był zadowolony, kiedy kierował się do wyjścia z siedziby aurorów. W końcu już nie długo miał być w domu ze swoją rodziną. Czego chcieć więcej.

- Nott! - Usłyszał wołanie, dochodzące za jego pleców.

- Kurwa. - Zaklął siarczyście, zatrzymując się w miejscu.

Miał szczere nadzieje, że dzisiejszego dnia nic się nie wydarzy na zakończenie jego zmiany. Sześciomiesięczny Maksimilian właśnie ząbkował, dzięki czemu dawał nieźle popalić rodzicom a szczególnie jego żonie, Pansy, która opiekowała się małym całymi dniami. Liczył, że choć raz uda mu się ją obciążyć na dłużej niż kilka godzin.

- Tak? - Zapytał, nie kryjąc swojej irytacji, obracając się do biegnącego kolegi.

- Jest zgłoszenie. - Wysapał Leonardo, blondyn o czekoladowym spojrzeniu, zatrzymując się przed byłym Ślizgonem.

- Iii... - Przeciągnął, unosząc jedną brew.

- Wiem, że skończyłeś zmianę, ale wszyscy już zostali rozesłani, a kilku jest na zwolnieniu. - Powiedział błagalnie, dobrze wiedząc co dzieje się u kolegi w domu. W końcu sam miał trójkę dzieci i wiedział jaką zmorą jest ząbkowanie.

- Jakie? - Sapnął, wiedząc, że tak nie potrafił by odmówić.

- Porzucenie dziecka.

- Słucham! - Zbulwersował się.

- Podobno dziewczynka w lodziarni na Pokątnej siedzi od trzech godzin i nikt po nią nie przychodzi. - Wyjaśnił pospiesznie.

- Niektórzy ludzie nie powinni mieć dzieci. - Warknął podirytowany, nie rozumiejąc jak można być tak nieodpowiedzialnym i zapomnieć o własny dziecku.

Od wrócił się na pięcie i udał się w stronę kominka, skąd dostał się do pub Pod Trzema Miotłami.

Po przywitaniu się, skinieniem głowy, z barmanem, udał się na tyły skąd korzystając z przejścia dostał się na ruchliwą magiczną i ruchliwą uliczkę. Burcząc obelgi pod adresem nieodpowiedzialnego rodzica, szybkim krokiem skierował się w stronę lodziarni, gdzie miała być małoletnie poszkodowana. Zbliżając się do odpowiedniego lokalu, już z daleka zauważył samotnie siedzące dziecko, przy stoliku znajdującym się pod oknem.

Dzwoneczek nad drzwiami zadzwonił gdy tylko otworzył drzwi. Podszedł do pracowników, stojących przy ladzie, gdzie się wylegitymował i upewnił się, że chodzi o to blondwłose dziewczę. Sekundę później dosiadł się do stolika, skupiając na sobie jej uwagę.

- Cześć Aniołku. - Przywitał się łagodnie, nie chcąc jej przestraszyć.

- Dzień dobry. - Odpowiedział, z radosnym uśmiechem, nie zrażona jego postawą i bez cienia lęku. W końcu wiedziała, że tatuś nie pozwoliłby jej skrzywdzić.

- Co tu robisz szkrabie? - Zapytał, nachylając się nad stołem.

- Czekam na tatusia. - Odparła entuzjastycznie, nie przejmując się krzywym uśmiechem pana.

- Myślisz, że jeszcze przyjdzie? - Ciągnął dalej.

- Tak.

- Dobrze. - Odparł wyjmując swój identyfikator. - Jestem Teodor Nott i pracuję jako auror. - Dodał, podając jej dokument.

- Super. - Zawołała przyglądając się ruchomemu zdjęciu, powodując zaciekawienie u mężczyzn.

- Może zamiast czekać na tatusia, ja cię do niego odprowadzę? - Zasugerował, przyglądając się blondynce.

- Mógłby Pan? Trochę już nudno się tu zrobiło. - Mruknęła, robiąc maślane oczęta.

- Oczywiście. - Szybko odparł, odbierając swoją własność. - Tylko musisz mi zdradzić jak się nazywasz.

- Jestem Anastazja Arabella Malfoy. - Odpowiedziała radośnie, powodując, że Nott prawie zakrztusił się powietrzem.

Ślubu nie będzie / Draco MalfoyHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin