1. Like James Bond

6.6K 295 17
                                    

-Dobra, klucze są, szminka jest, chusteczki i komórka też. To chyba wszystko...-powiedziałam do siebie, po czym spojrzałam na zegarek.
-Już dziewiętnasta?! Eddy mnie zabije!- krzyknęłam, próbując założyć jednocześnie płaszcz i szpilki.

Jestem wysoka, wiec w sumie ich nie potrzebuję, ale która kobieta nie kocha szpilek? Poprawiłam moje brązowe włosy, po czym szybko wybiegłam na zewnątrz. Z daleka kliknąłam na moje niebieskie ferrari. Po chwili już wsiadałam i przypinałam pasy. "W końcu bezpieczeństwo przede wszystkim!" -pomyślałam ruszając gwałtownie. Stojąc na światłach weszłam na stronę internetową lotniska z nadzieją, że zobaczę informację o opóźnionym locie. Dokładnie w tej samej chwili, jakiś idiota na motocyklu postanowił wyprzedzić wszystkich kulturalnych ludzi i przemknął tuż obok mojego lewego lusterka, przez co otrzymał w podziękowaniu kilka soczystych przekleństw.
Rzuciłam telefon na siedzenie pasażera i skierowałam się do JFK*. Czterdzieści minut później szczęśliwa parkowałam pod wejściem do hali przylotów. Zgrabnie wyskoczyłam z samochodu i pewna swojego spóźnienia, pognałam w pośpiechu do wielkich drzwi obrotowych.
Wchodząc usłyszałam komunikat: "Lot z Londynu numer czterysta dziewięćdziesiąt cztery ma opóźnienie jeszcze pół godziny, przepraszamy". Odetchnęłam z ulgą i grzecznie podreptałam do kawiarni, gdzie zamówiłam moje ulubione cappuccino, a także zaczęłam przeglądać twittera. W pewnym momencie zorientowałam się, że pora wyjść po Ed'a, bo:
a) nie dostanę się do barierki
b) fanki mnie rozpoznają, a na to nie mam szczególnej ochoty.
Dwie minuty później stałam już w odpowiednim miejscu i wypatrywałam mojego przyjaciela.
Gdy tylko zauważyłam wysoką, zakapturzoną postać, która chowała głowę w ramionach, a na nosie miała ciemne okulary przeciwsłoneczne, bez chwili namysłu podbiegłam do niej i przytuliłam się.

-Człowieku! Jak ja cie dawno nie widziałam! Za rzadko mnie odwiedzasz! Minęły chyba wieki odkąd ostatnio rozmawialiśmy! I dobrze wiesz, że nie chodzi mi o telefon. Aaa! Nabrałeś mięśni! -zawołałam wtulając się w jego klatę.

-Nie to, żeby Ci ich brakowało- zaśmiałam się- ale teraz... No, wyglądasz jak facet.- Wyszczerzyłam się po raz kolejny i pociągnęłam go za ramię w stronę wyjścia. Oczywiście, dalej nawijałam.

-Wreszcie się urządziłam do końca! Pamiętam, jak narzekałeś poprzednim razem na te kartony. Przy okazji zmieniłam kolor firanek w kuchni na pomarańczowy. Tak pięknie ją rozświetlają. A tak z innej beczki: pewnie jesteś zmęczony, co? Oczywiście, że jesteś. Osiemnaście godzin podróży to czysta tortura. W tych samolotach jest zawsze za mało miejsca na nogi... ale wracając, przygotowałam Ci już pokój gościnny i poprosiłam Oliviera, żeby zrobił jakąś kolację. Ech, pewnie i tak zamówi pizzę i będzie próbował mi wmówić, że sam zrobił... Pamiętasz Oliviera? Na pewno, zawsze miałeś pamięć do ludzi, w przeciwieństwie do mnie. Cóż, takie życie. No, doszliśmy. Zaraz otworzę Ci bagażnik. Proszę- powiedziałam po chwili. -Co mam Ci pomóc? Rączki masz, to ich użyj. -Chłopak włożył walizkę, ale jakoś tak niepewnie.

-Spokojnie, to nie porcelana! Co prawda...-urwałam w połowie zdania i wciągnęłam mojego towarzysza do środka, zauważając biegnące fanki.
-Uff... one są nieobliczalne.- Odetchnęłam z ulgą, patrząc na szalone dziewczyny w lusterku wstecznym.
-Na czym to ja skończyłam? A, tak. W każdym razie jedzenie na dziś załatwione. Stwierdziłam, że nie będziesz miał ochoty jeszcze łazić po restauracjach. Później możemy obejrzeć film i opowiesz mi co straciłam. -skończyłam moją paplaninę, zerkając na chłopaka.

-Możesz się już odezwać.- Ach, ta łaskawa ja.
-W-w-wwłaś-ciwie t-to...- zaczął się jąkać. Niedobrze, chyba jest przeziębiony... ma jakby głos zmieniony. W tym momencie zrzucił kaptur. I zdjął okulary. A ja w szoku zahamowałam i zatrzymałam się na poboczu. Całe szczęście, że było wolne miejsce!
-To nie ty?!
-Chyba mnie z kimś pomyliłaś...- stwierdził chłopak.
-Co za geniusz ze mnie! Jak ja się nie zorientowałam! Ty też mi nie pomogłeś! -wycelowałam oskarżycielsko palec w niego. -Ale okey, skoro już Cię porwałam, to chociaż się przedstawię. Jestem Assey Stuart.
-Styles. Harry Styles.

~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~
*Lotnisko im. Johna Kennedy'iego w Nowym Jorku :)

  Yay! Mamy już naszych bohaterów i pierwszy rozdział!

Lotnisko✏Where stories live. Discover now