4. I never...

3.9K 193 7
                                    

Pov. Assey
Po przeniesieniu bagaży i rozdzieleniu ich do odpowiednich pokoi, zebraliśmy się wszyscy w salonie.
-To co, robimy drugą część wieczoru zapoznawczego czy idziecie zregenerować siły u Morfeusza?
-Zależy co rozumiesz przez "poznawanie się"
-Co tylko chcesz.

Głosy były podzielone. Zayn, który chyba wstał dzisiaj, a właściwie to wczoraj, lewą nogą niedługo później leżał w swoim pokoju i chrapał. Cała reszta w szampańskim nastroju została na dole, grając w Nigdy nie.
-Nigdy nie jadłem galaretki. -Jako jedyna nie pociągnąłam.
-Jak ty się dziecko uchwałaś? -Zareagował Louis. Wzruszyłam ramionami.
-Nigdy nie zerwałam się z lekcji. -Każdy upił łyka.
-Nigdy nie śpiewałem pod prysznicem. -Tak samo. Niall się postarał. #sarkazm
-Nigdy nie... zabrakło mi pomysłów co powiedzieć po słowach "nigdy nie" -Wow. Irlandczyku, masz konkurenta.
-Nigdy nie pracowałem jako prostytutka. -Naprawdę, Liam? Okej, wygrałeś. Podniosłam kieliszek na wysokość ust. Wszyscy poza Ed'em, który wiedział co się święci, zmarli. Przytyknęłam naczynie do warg. Odczekałam chwilę i nie odstawiając alkoholu, zapytałam:
-Co?
-My no wiesz, nie spodziewaliśmy się... -umilkł zmieszany Payne.
-Ale o co Ci chodzi?
-No to trochę... tak jakby... -wsparł go, również skrępowany Louis.
-Dobra, nie wytrzymam. -Wybuchnęłam śmiechem, a ze mną mój przyjaciel.
-Wy... na serio... u-uwierzyliście? -spytał trzęsąc się.
-Jak wy mnie oceniacie! Co to ma być! -Stwierdziłam, stawiając z hukiem kieliszek na stolik. Nie gniewałam się na nich, bo to nie w moim stylu, a poza tym, naprawdę lubię grać i dobrze mi to wychodzi, więc nie winię chłopaków.
-Straciłem coś? -Spytał Harry. -Byłem w łazience.
-Niee... -Stwierdziło zgodnie 3/5 One Direction.

~•~
Jakąś godzinę później, delikatnie mówiąc lekko wstawione towarzystwo ustaliło, że 6 godzin snu to wcale nie za dużo i pora pójść w ślady Malika.

~•~
Rano obudziłam się przez przeklęty, dzwoniący telefon. Przysięgam na ostatni słoik Nutelli, że ukatrupię, tego kto dobija się do mnie o tak nieludzkiej porze. Jest - spojrzałam zamglonym wzrokiem na wiszący zegar - 10! W niedzielę! Ciężko mi to przyszło, ale ruszyłam na poszukiwania aparatu. W końcu doszłam do wniosku, że to bezcelowe. Jednak, skoro już jestem na nogach, to mogę się przysłużyć ludzkości, a w każdym razie jej części i a) doprowadzić się do stanu względnej używalności oraz b) przyrządzić namiastkę śniadania. Zaczęłam od brutalnego prysznica w zimnej wodzie. Następnie, po wszystkich czynnościach, które facet może sobie odpuścić, powędrowałam do kuchni. Pierwsze pięć minut miotałam się po niej bez ładu i składu, aż stwierdziłam, że moim pierwszym posiłkiem będzie jajecznica. Jako miłosierna istota, zrobiłam porcję, którą mogłoby się najeść pół Afryki lub te śpiochy na górze. Do tego dzbanek świeżutkiej kawy i pora obudzić małe stadko.
Bezszelestnie weszłam po schodach, uważnie otworzyłam drzwi do pierwszego pokoju. Spał w nim Lirry. Na palcach zbliżyłam się do bliższego łóżka. Już Ci współczuję Hazza. Schyliłam się i głośno powiedziałam, przybliżając wcześniej usta do ucha chłopaka.
-Kochaaanie, pobudka. Gdzie rzuciłeś wczoraj moją sukienkę? Nie mogę jej znaleźć.
Styles gwałtownie się zerwał. Kątem oka zauważyłam, że Payne się już obudził.
-Cco?
-Nie mogę znaleźć swojej sukienki. Pamiętasz gdzie ją rzuciłeś? -powtórzyłam.
-O czym ty mówisz?
-Nie ważne. Pora wstawać. Tak, Liam, ty też. Lepiej się pośpieszcie, bo jajecznica stygnie. A do tego zaraz w kuchni zjawi się Niall.
Przeszłam do pokoju obok.
-Czy ja słyszałem jajecznica? -spytał się jedyny człowiek, który jest wiecznie głodny.
-Tak. Na szynce!

Po tym zachęcającym oświadczeniu, odwiedziłam jeszcze Ed'a, który dzielił pokój z Louisem i zeszłam na dół. Nie musiałam długo czekać. Już po chwili miałam towarzystwo w postaci: Horana, Malika i Tomlinsona.
-Wow. Teraz będę wiedziała jak was przekupić.
Chłopcy rzucili się na jedzenie. Cóż, świeże bułeczki poszły jak... świeże bułeczki.
-Może zostawicie coś dla Harry'ego i Liama?
-A o mnie zapomniałaś? -O! Faktycznie. Uświadomiłam sobie swoje przeoczenie gdy usłyszałam głos Ed'a.
-Nic im nie damy. -Jaka zgodność!
-Okej, to ja się nie wtrącam. Ale sami będziecie się tłumaczyć.

Po śniadaniu (nie wiem jakim cudem dla Lirry'ego coś zostało) chłopaki zaproponowali grę w golfa. To będzie masakra- pomyślałam. Nigdy w to nie grałam! Nawet kija nie trzymałam w ręce!
-Może jednak, jak normalni ludzie wybierzemy się na kręgle? Nawet nie trzeba było by nigdzie jeździć. Mam dwa tory w podziemiach.
-Ja wiem, ale trzeba się rozwijać. Poza tym, patrz jaka jest śliczna pogoda! -Ed, psujesz mój plan.
-To może spacer? -uśmiecham się słodko.
-Oj, chodź. Nic Ci nie będzie.
I jak tu z nimi walczyć! Sama na sześciu. Ten dzień przejdzie do historii jako "uwolnienie świata od Assey Stuart".

~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~
Proszę bardzo, czwórka gotowa. ❤ :)
Ja wiem, że możecie się wstydzić, że czytacie coś takiego, ale jeśli skomentujecie, ja was nie zhejtuję. Ani się nie obrażę. :D

Lotnisko✏Where stories live. Discover now