5. Food war

3.3K 163 5
                                    

Pov. Assey
Jesteśmy na polu golfowym od godziny, a ja już zdążyłam wjechać Melexem do rowu, niemal wybić Louisowi zęby i uwaga, uwaga: wpadłam do oczka wodnego. To, ile razy skosiłam słupek lub się walnęłam w stopę przestałam liczyć po siódmym razie.
-Kto chce za mnie uderzyć? I przy okazji grać do końca? Albo we mnie? Pojedziemy do szpitala i...
-Nie przesadzaj, As. Ciesz się wspaniałym dniem w otoczeniu wspaniałych ludzi.
-Jasne. Jak tylko odłożę to żelaztwo.
-Assey! Twoja kolej! -woła podekscytowany Harry.
-I z czego tak się cieszysz? To tylko gra.
-Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć w jaki sposób teraz się zbłaźnisz. -Odpowiedział, ukazując swoje dołeczki w uśmiechu.
-Cieszę się, że masz rozrywkę. Ktoś jeszcze? Proszę ustawić się w półkole. Cisza na polu! Gracz musi się skupić. -Oznajmiłam. Po czym zamchnęłam się i... tak, trafiłam w piłeczkę! A także siłą rozpędu w leżący kamień.
Kto go tu położył?! To jest pole golfowe, do cholery!
-Wyluzuj...
Ja to powiedziałam na głos? Masakra.
-Tak.
-Co tak?
-Powiedziałaś to na głos.
Okej, zamykam się.
-Nareszcie! Ile można czekać. Moje uszy są Ci wdzięczne.

W ciszy obserwowałam wyniki chłopaków. To jest niesprawiedliwe! Czemu im tak dobrze idzie? Jakim cudem ja się im dałam tu zaciągnąć? Nigdy więcej! I pomyśleć, że zrobiłam tym niewdzięcznikom śniadanie!

~•~
Został mi ostatni dołek. Wreszcie! Reszta skończyła całe wieki temu i teraz bezczelnie gapi się na moje nieudolne próby. Dobra, Stuart, dasz radę. Przymierzamy się, jeden zamach, drugi, i teraz z całej siły... trzeci!
Trafiłam! Koniec! Jestem wolna!
-Juhu! Wracamy!
-Moje gratulacje, Assey. Udało Ci się już po dwudziestym razie! -Haha, jakiś ty dowcipny Ed.
-To ja idę obudzić Nialla. Zasnął w oczekiwaniu na tą chwilę. -I ty Harry przeciwko mnie?

-Okej, wszyscy się cieszymy, więc może uczciwy to jakoś? Na przykład lasagne? -Tak, od razu da się zorientować, że Horan wrócił do nas.
-Jestem za! Ten golf wyssał ze mnie ostatnie gramy tłuszczu. Trzeba zrobić zapasy. -Poparłam go, klepiąc się po brzuchu.  -Do tego postawicie mi pucharek lodowy z podwójną polewą i macie szansę, że wam wybaczę. 

Chłopcy szybko zebrali się, żeby omówić propozycje.
-Na włoską kuchnię się zgadzamy, ale ten deser przeprosinowy nam się nie opłaca.
-Trzy kulki w słodkim waflu posypane czekoladą? Niżej nie zejdę.
-Może być.
-Trzymam was za słowo.

~•~
Wróciliśmy do domu, występując po drodze do sklepu, bo postanowiliśmy zrobić sami obiad.
Gdy wszyscy rozebrali się, dałam każdemu po fartuszku z koronką.
-Teraz tak: robiliście kiedyś lasagne?
-Nie. -Pokiwałam głową. Właśnie tego się spodziewałam.
-A w ogóle cokolwiek?
-Bez przesady, aż tak źle nie jest.
-Mów za siebie, Harry. Ja do tej pory widziałem jedzenie tylko gotowe podane na talerzu. -Wytrzeszczyłam oczy na Louisa.
-No co? Robiłem inne rzeczy w domu...
-I ty mi zarzucasz, że ja nigdy żelek nie jadłam?!
-Przez osiemnaście lat życia każdy powinien zdążyć!
-Mam dwadzieścia, ale potraktuję to jako komplement, a nie brak podstawowej wiedzy.
-Dokładnie to miałem na myśli. Wyglądasz po prostu młodo. Mógłbym Ci dać czternaście.
-Teraz to przegiąłeś! -Krzyknęłam rzucając w niego mąką.
-Zachowanie też pasuje. -Wyszczerzył się, odskakując i atakując samemu.
-No nie! Ta zniewaga krwi wymaga! Albo mąki!

Ponowiłam ofensywę. To właśnie jest dobry przykład dojrzałości psychicznej. W tym momencie Harry i Ed postanowili pomóc mi, a Liam, Niall i Zayn Louisowi. Walka trwała już co najmniej kwadrans, a Niall w tym czasie przeszedł na dobrą stronę mocy. Widocznie doszedł do wniosku, że jeśli jednak coś zostanie z tego jedzenia, to tu ma większe szanse. W pewnej chwili zobaczyłam, że Tomlinson wyłania się zza przewróconego stołu, czyli swojej bazy. Przygotowana uniosłam już rękę z jajkiem, ale chłopak wywiesił białą szmatę. W każdym razie, prawdopodobnie, kiedyś była ona biała. Chwila. To chyba jego koszulka. Prawie wybuchnęłam śmiechem. Na polu bitwy!
-Ciężko mi... to przechodzi przez gardło, ale... Poddaję się... może porozmawiamy?

~•~
-Poddając się naszej łasce oficjalnie przyznajesz, że przegrałeś i będziesz wiernie wykonywał moje rozkazy. Innymi słowy: przeprosisz mnie i  razem z Zaynem i Liamem zrobisz obiad. Oczywiście powiem wam jak. -Uśmiechnęłam się słodko.
-Nie mamy wyboru, prawda?
-W sumie to nie.
-Dobra, miejmy to już z głowy.
-Zayn usmażysz i doprawisz mięso, Liam pokroisz drobno cebulę i dorzucisz na patelnię. Potem zajmiecie się przyprawami. Sól, pieprz, oregano... Ale nie tyle! Kubków smakowych nie masz? Sos pomidorowy podgrzać do 70°... -Wydawałam rozkazy. Wygodnie tak sobie siedzieć i patrzeć na pracę innych. Rudzielec, blondyn i loczek korzystając z wolnego czasu, poszli do ogrodu.
Po dwóch godzinach ciężkiej pracy, potrawa była gotowa. Wyszłam na zewnątrz zawołać kolorową trójkę.
-Obiad! -Zero odzewu. -Ooobiad! Lasagne już jest!
W tym momencie rozległ się szelest liści i spomiędzy krzaków wychynęła głowa z jasnymi włosami. Niall rozglądając się dookoła wyprostował się.
-Już idziemy. -Powiedział, otrzepując spodnie. Chwilę później w taki sam sposób zmaterializowała się pozostała dwójka.

-Mhm... to jest pyszne! Już wiem, czemu odniosłaś taki sukces.
-Dzięki. -Uśmiech na mojej twarzy lekko urósł.
-Dokładnie. Od dzisiaj przerzucam się z Nandos na twoją restaurację...
-Co za zaszczyt! Taka osobistość jak ty w mojej małej Yummy chocolate. -Przerwałam Horanowi.
-Raczej: "Oh, czy to sen? Właśnie znalazłem się w Yummy! Mogę zrobić zdjęcie? -Robiąc sobie przez przypadek plamę- Już nigdy nie zdejmę tej koszulki! Będzie ze mną zawsze i wszędzie."
-Tak! Oczywiście! Kim ja jestem,  żeby Ci zabraniać?

Obiad łagodnie przeszedł w kolację. Po posiłku i sprzątnięciu rzeczy, doszło do głosu lenistwo, więc postanowiliśmy spędzić wieczór na oglądaniu filmów. Jednogłośnie wybraliśmy "Jasia Fasolę".

~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~
Takie nic. :)
Zagadka na dziś: Jutro jest sprawdzian z matematyki. Pojutrze z niemieckiego. Co najlepiej zrobić?
.
.
.
Napisać rozdział!

Lotnisko✏Where stories live. Discover now