2. Hi, Ed

5.4K 251 9
                                    

Harry

-Ktoś tu lubi Bonda - zaśmiała się -Witaj w klubie, ja też.

Zdziwiła mnie reakcja Assey. A właściwie jej brak. Tak było kiedyś, zanim zostałem sławny. Może mnie nie kojarzy? Nie, nie sądzę. Nie jest to zbyt skromne, ale... Prawie wszędzie, znajdzie się ktoś kto mnie "zna". Cóż, As raczej nie należy do directioners.
Chwila, może ona jest rozpoznawalna? Mówiła coś o fankach... albo ten na kogo czekała? Przecież jego nikt nie odebrał!
-Assey, chyba powinniśmy wrócić po tego całego Ed'a czy jak mu tam...
-Cholera! Zupełnie zapomniałam. Oczywiście.

Dziewczyna zgrabnie wycofała i skierowała samochód w stronę lotniska. W sumie całkiem niezła ta fura. Ciekawe, skąd miała na nią kasę.
-Czyli mnie nie wyrzucisz? -spytałem z miną szczeniaczka.
-Skoro jeszcze nie uciekłeś, to możesz zostać. Masz gdzie spać?
-To propozycja?
-Można rozumieć to i tak.
-Miałem się zatrzymać z chłopakami w hotelu, ale jak tak bardzo mnie namawiasz...
-Spoko. Dla mnie to nie problem. Oni też mogą.
-To tylko zadzwonię...
-Ups -przełknęła głośno ślinę. -Sięgnij po moją torebkę i wyjmij telefon. Ed mnie zabije- przerwała mi lekko zdenerwowana As.
-Wrzuć na luz, już się robi - zawołałem ze śmiechem. -Przyjdę na twój pogrzeb.
-Hahaha. Bardzo śmieszne. Dobra, wejdź w kontakty i zadzwoń pod "Edziu".
-Jasne. I jeszcze mam może z nim rozmawiać?
-Dokładnie. Czytasz mi w myślach- uśmiechnęła się.

Wykonałem jej polecenia. Na szczęście ma takiego samego iPhona jak ja, więc poszło jak z płatka. Wybrałem numer, i zacząłem liczyć sygnały. Po piątym, kiedy nadzieja, że tajemniczy koleś odbierze telefon zaczęła maleć, usłyszałem przywitanie.
-Cześć As
Czyli nie tylko ja ją tak nazywam. Chwilunia. Skądś kojarzę ten głos.
-Tu nie Assey. Je...
-Coś się jej stało?!
-Nie, spokojnie. Chciałem tylko powiedzieć, że As się spóźni, bo nie odróżnia obcych od swoich znajomych i zamiast ciebie zabrała mnie.
-No tak, dwa miesiące mnie nie ma, a ona znajduje sobie kolejnego... -
Przysięgam, że znam ten głos.
-Będziemy za 15 minut.
-Dobra, poznam moją konkurencję.- usłyszałem śmiech w słuchawce. -Em, czy ja my się przypadkiem już nie spotkaliśmy?
-Też zadaję sobie to pytanie. Zobaczymy. Cześć!

-Okey, kamień spadł mi z serca. Serio kojarzysz mojego rudzielca? W sumie to nie dziwne...

On jest rudy? Ma na imię Ed? A ja kojarzę go. Ale to chyba... to nie jest przecież... to Ed Sheeran?
Jeśli tak, to sprawa z fanami jest jasna. Ludzie, ja go nie widziałem chyba od roku! A i on pewnie też będzie miał kaptur. I stąd nietypowa pomyłka...
W sumie to nie żałuję. Na początku byłem trochę zdziwiony, ale później stwierdziłem, że może dzięki tej stukniętej dziewczynie fanki mnie nie rozpoznają. A potem... miło było tak słuchać, że ktoś się o Ciebie troszczy i za Tobą tęskni. Nawet jeśli tak naprawdę nie chodziło o mnie.

-Czy my jedziemy właśnie po Ed'a Sheerana?

Po prostu musiałem się o to zapytać.

-W sumie tyle Ci już powiedziałam, -machnęła ręką. - tak. Jak się domyśliłeś?
-Po głosie oraz imieniu i wiadomości, że jest rudy. Dawno go już nie widziałem...

Ups, to jakoś tak samo mi się wymsknęło. Niedobrze.
-Znasz go?
-Um, tak.- odpowiedziałem, wahając się.- Zresztą, to nie tajemnica. Pracujemy w tej samej branży.

Przy okazji delikatnie poszpiegujemy, powiedzmy sprawdzę zakres jej wiadomości o mnie.
-Wiem. Każda dziewczyna w przedziale 12-21 was kojarzy.
-Aż tak słabo nas oceniasz? Smutno mi.
-Zabiorę Cię na lody.
Co ja Niall jestem, żeby mnie jedzeniem można było przekupić?
-Okey. Ale minimum 3 kulki! W wafelku!
-Jesteś strasznym materialistą. I łasuchem.
-Obrażasz mnie. Wysiadam.
-Właśnie miałam Cię o to poprosić. Jesteśmy na miejscu.
-No nie. -Jęknąłem w wyrazie żalu. - Wygrałaś!

Polubiłem ją. Najbardziej podobało mi się to, że znałem Assey od półtorej  godziny, a już rozmawialiśmy jak znajomi z piaskownicy. W dodatku nie oceniała mnie wyłącznie przez pryzmat sławy.
Szliśmy ramię w ramię, aż nagle zobaczyłem, jak dziewczyna biegnie w stronę postaci ubranej podobnie do mnie. Ed'a. Ten przytulił ją ciasno na powitanie. Zaczęli się przekrzykiwać.

-Tym razem może sprawdź kogo napastujesz! -Zawołałem, podchodząc do nich.
-Harry? -zdziwił się mój znajomy. -A co ty tu robisz?
-Cześć. Ja też się cieszę, że Cię widzę. A odpowiadając na twoje pytanie: zostałem porwany przez tą brunetkę, która się czai obok Ciebie. Uważaj na nią. - Ostrzegłem profilaktycznie rudzielca, za co otrzymałem po chwili cios w żebra.
-O! I jeszcze mnie bije!
-Jest okrutna. Ale idzie się przyzwyczaić.
-I ty Brutusie?! Co za ludzie! - brunetka obraziła się.
-Wreszcie! Skoro ją mamy z głowy, to Louis&Company szukają Ciebie. Nawet chcieli się mną zaopiekować, ale w tym momencie zadzwoniłeś.
-Masakra! Zupełnie zapomniałem. Co powiedzieli?
-Niall był głodny, więc poleciłem im restaurację niedaleko. Assey jest jego właścicielką. Macie się w niej spotkać.
-Tak dla przypomnienia: ja wciąż tu stoję! -Zirytowała się. -Możemy tam zaraz pojechać.
-Byłoby świetnie!
-W takim razie w tył zwrot i marsz do samochodu!
-Tak jest, kapitanie! -Odpowiedział rozbawiony posiadacz rudych kudłów. 

Nie minęło wiele czasu, a już parkowaliśmy na miejscu dla pracowników. Wyskoczyłem jak oparzony, rzucając się biegiem. Potykając się o własne nogi, zatoczyłem koło, po czym stanąłem.

-A tak właściwie to w którą stronę idziemy? -Spytałem zdezorientowany.
-Jak widzę, nie możesz się doczekać.
-W końcu spotkam samego Nialla Horana. To mój idol! -Ogłosiłem, starając się podkreślić wyimaginowane podekscytowanie wysokim głosem.

-Już się tak nam nie jaraj, bo się jeszcze spalisz, a ja nie znam się na pierwszej pomocy.

Stanęliśmy przed jednym z wieżowców. Na parterze, za przeszklonymi ścianami, było widać przytulne wnętrza. Przekroczyłem próg, rozejrzałem się...
-Gdzie oni są?
-Pewnie na piątym piętrze, tam jest strefa "luzu, wygody i komfortu". Oraz tęczowych jednorożców na chmurkach z waty cukrowej, ale to już tak nieoficjalnie.
-Co?
-Restauracja zajmuje 10 pięter. Na każdym jest inny wystrój i inna "strefa".
-Wow. Gdzie winda?

Pierwsza z blaszanej puszki wydostała się dziewczyna. Zrobiła obrót wokół własnej osi i ruszyła do stolika w kącie, gdzie siedzieli chłopcy.

~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~

Ta da! Drugi rozdział się kłania.

Lotnisko✏Where stories live. Discover now