3. Restaurant

3.8K 225 6
                                    

Assey

W windzie wpadłam na pomysł.
-Poczekajcie tu chwilę. Macie się zjawić, kiedy wypowiem wasze imiona. -zwróciłam się do moich towarzyszy.
Podeszłam do stolika, przywołując wielkiego banana na twarz.
-Cześć wszystkim! Nie mogę uwierzyć w swoje szczęście! To naprawdę wy! Aaa! Czy znalazłam się w niebie? Mogłabym prosić o autograf? -powiedziałam udając rozhisteryzowaną fankę.
Zayn, siedzący naprzeciwko mnie, uniósł głowę i znużonym głosem, odpowiedział bez energii:
-Tsa... gratulacje. Tak, to my. Dla kogo?
-Aaassey! Nie wierzę! -Piskliwy głos i przedłużenie imienia jest chyba wystarczająco przekonujące i denerwujące? Odwróciłam się na chwilę do windy, podczas gdy chłopaki szukali długopisu.

-Kocham was! Za to, że jesteście sobą, że śpiewacie! Mogłabym jeszcze dla moich przyjaciół?
-Okej, jak ich rodzice nazwali? -Westchnął zrezygnowany.
-Ed i Harry. -Podałam grzecznie, trochę głośniej, żeby wyżej wspomniani usłyszeli.

W tym momencie rozległ się cichy tupot, a za moimi plecami stanęli chłopcy, uśmiechając się. Po chwili Niall podpisawszy się jako ostatni, podał mi trzy kartki, jednocześnie podnosząc wzrok znad menu.
-Hazza?! Wszędzie Cię szukaliśmy! Już myślałem, że fanki działając w komitywie z marsjanami Cię uprowadziły.
-Chyba miałeś taką nadzieję. -odpowiedział zdziwionemu Horanowi.

-O! Ed! Jednak do nas dołączysz?
-Siadajcie. Zayn, posuń ten gruby tyłek. Zamówić coś?
-Jak nas znaleźliście? -Posypały się pytania.
-Ee, może mnie przedstawisz na początek? -Szturchnełam Stylesa w bok.
-Co? A tak, jasne. Chłopaki to jest Assey, Assey to są chłopaki.
-Własnych imion nie mamy? Pełna kultura, Harry, pełna kultura. Ja jestem Liam.
-Louis!
-Zayn.
-A ja Niall, ale chyba to już wiesz... teraz jeszcze Hazza może ci dać autograf. -Popatrzyłam na niego dziwnym wzrokiem.
-To był żart.
-Och. W takim razie, świetnie grasz.

~•~

-Jak się poznaliście?
-Ta tutaj mnie por-ała! -zaczął mówić Harry, za co dostał dyskretnego kopa pod stołem.
-Długa historia. -uśmiechnęłam się.

W tej chwili przyszedł John, jeden z kelnerów, z zamówionymi potrawami.
-O! Dzień dobry, panno Stuart.
-Dzień dobry -odpowiedziałam. Od zawsze traktowałam moich pracowników z szacunkiem.
-John, poproszę jeszcze herbatę.
-To ja przy okazji też. -zreflektował się Ed.
-A może wina?
-Niestety, prowadzę. Chyba, że wy chcecie?
-Nieee... powinniśmy się już chyba zbierać, bo nas do hotelu nie wpuszczą.
-To ja wam nie powiedziałem? -zdziwił się Harry. -Dzięki mojemu nieodpartemu urokowi wewnętrznemu, załatwiłem nam nocleg z dala od papsów i fanek. Assey nas przyjmie.
-Zmieścimy się? Trochę głupio się tak narzucać... Liam jak zwykle przyjął rolę "porządnego, dojrzałego, bla bla, normalnego".
-No co wy, wyśpicie się przynajmniej. Wiem jak fanki potrafią piszczeć i krzyczeć. Kiedy jeździłam z Ed'em, właśnie to było moim zdaniem najgorsze. -zareagowała od razu As.
-Okej, przekonałaś mnie. To ja zadzwonię i odwołam rezerwację. -Stwierdził Louis wstając od stołu i odchodząc do holu.

-W takim razie, poprosimy rachunek.
-Mowy nie ma. To było na koszt firmy.
-Jak to...?
-Moja restauracja, moja władza. Nie przyjmę od was pieniędzy.
-My Cię za bardzo wykorzystujemy. -stwierdził ktoś, chyba Zayn.
-Mi tam się podoba, smaczne jedzenie, dobre towarzystwo... -podsumował Niall. Kochany głodomorek. Masz u mnie dużego plusa. Ze mną się nie dyskutuje!
Po wypiciu zamówionej herbaty, wreszcie ruszyliśmy do wyjścia.
-A tak właściwie, to jak macie zamiar się dostać do mojego domu? Bo mój samochód jest jakby ciut za mały.
-Ee, cóż, ten tego... ktoś ma jakieś pomysły?
-Komunikacja miejska odpada. -poinformowałam od razu.
-Taxi?
-Nie, zaraz będą plotki.
-Wynajęcie limuzyny?
-Trzeba by było pojechać na lotnisko. Tam jest najbliższy punkt, bo ja nie mam numeru.
-Helikopter? -zaproponował Ed.
-Nie, na moim lądowisku akurat stoi namiot. Wiecie, taki duży, jak w cyrku.
-Masz swoje lądowisko dla helikopterów? -spytał podekscytowany Harry.
-No tak. A ty nie? -Zaskoczył mnie. Pytać się o coś takiego, to jak pytać się o prawo jazdy. Każdy ma swoje, co nie?
-Jakoś tak wyszło, że nie. Obiecaj mi, że kiedyś się przelecimy. -zrobił słodkie oczy chłopczyka z przedszkola.
-Okej, ale nie wiem kiedy, bo mój pojazd jest niestety aktualnie w naprawie.
-Świetnie, ale nadal nie mamy jak wrócić. -przerwał naszą konwersację Zayn.
-Może zadzwonisz po tego Olivera, żeby przyjechał? -tym razem Hazza coś wymyślił.
-Cholercia. Zupełnie o nim zapomniałam. Pewnie się fochnął.
-Facet? Fochnął się?
-Dobra, użyłam złego określenia. Ale ty nie byłbyś wkurzony, gdyby twoja przyjaciółka, poprosiła (a właściwie to kazała), żebyś zrobił obiad, a później nie dałaby znaku życia? Pewnie miał zmarnowany cały sobotni wieczór... w sumie, mógł zadzwonić. Jego problem.
-Okej. -Mruknął pod nosem Malik, przedłużając ostatnią samogłoskę.
-To jak w końcu?
-Proponuję jednak tą limuzynę. Numer sprawdzimy w internecie.

I tym sposobem, już po 20 minutach czekania i tylu kolejnych jazdy, wyladowaliśmy pod moim domem.

-Wow.
-Jaka rezydencja.
-Ja też taką chcę!
-Czyli gdzieś tam daleko na horyzoncie, ukryty w ogrodzie jest dom?

Pierwsze słowa chłopaków po ujrzeniu bramy posiadłości. Nawet mnie za bardzo nie zdziwiły. Niall stał z otwartymi ustami.

~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~
Dzień dobry/dobry wieczór. I to by było na tyle. ☺♡☺

Lotnisko✏Where stories live. Discover now