sbu - appearance

1.4K 144 158
                                    

Louis

Louis Tomlinson lubił swoje ciało, uważał, że wyglądał naprawdę dobrze.

Był szatynem z lekko przydługimi włosami i pięknymi niebieskimi oczami. Kiedy się uśmiechał, w kącikach pojawiały mu się zmarszczki, które szczerze lubił. Jego pierwszy chłopak uważał je za idealne i urocze, więc on również. Max zawsze powtarzał mu, że jest śliczny, dopóki Louis sam tego nie zauważył. Nawet polubił swój zarost i delikatne niedoskonałości na swojej twarzy. Po jakimś czasie nawet przestał je zauważać, ponieważ gdy patrzył w lustro, widział piękny niebieski odcień swoich tęczówek. Gdyby nie Max, nigdy nie nabrałby takiej pewności siebie i mimo jego odwrócenia się, był mu wdzięczny za to, że pomógł mu w samoakceptacji.

Ciało miał smukłe i wysportowane. Nie miał najlepszych mięśni brzucha, ale widział tam delikatny zarys i bardzo mu się to podobało. W ramionach również nie miał największego obwodu, jednak był bardzo silny i na siłowni brał naprawdę duże ciężary. Pracował w firmie ubezpieczeniowej, więc na co dzień nie miał dużo ruchu, ale codzienne ćwiczenia pomagały mu utrzymać sprawność fizyczną. Miał dobrą kondycję i kiedyś udało mu się nawet przebiec maraton.

Wszystko się trochę zmieniło, kiedy zachorował na raka. Stracił włosy, sporo schudł i nie miał siły na żadne spacery. Głównie spał i leżał, zbyt zmęczony na chociażby stanie przy oknie. Chemioterapia nie była najciekawszym doświadczeniem, ale udało mu się pokonać chorobę. W tamtym momencie jego samoakceptacja osiągnęła dno dnia i często płakał, patrząc w lustro. Widział tam jedynie słabego mężczyznę, który ma problemy ze wstaniem z łóżka. Często miał ochotę się poddać, ale dla swoich przyjaciół i częściowo rodziny starał się walczyć.

Udało mu się zwyciężyć i odzyskać siły. Wrócił do pracy, zapisał się na siłownie i ponownie zaczął chodzić na spacery. Z wyglądu trupa przeszedł do silnego i zdrowego mężczyzny, z czego był naprawdę bardzo dumny. Obiektywnie patrząc prezentował się lepiej niż przed chorobą. Nabrał więcej mięśni, jego twarz nie była już tak zapadła i zdecydowanie częściej się uśmiechał.

Nie był wysoki, ale lubił swój wzrost i kompletnia mu on nie przeszkadzał, nawet o tym za dużo nie myślał. Miał za to duże dłonie, a na dwóch palcach wytatuował sobie swoją ulubioną cyfrę dwadzieścia osiem. Paznokcie miał zadbane, pomalowane na bezbarwny lakier, a wokół nich nie znajdowały się żadne skórki. Czasami zdarzało mu się nosić pierścionki, ale przeważnie je gubił, więc wolał zostawiać je w domu, by czasami na nie popatrzeć.

Lubił siebie, lubił swój wygląd i przede wszystkim się akceptował. Nie dostał tego samego od rodziców, ale najważniejsze było to, że on sam czuł się dobrze w swoim ciele. Kupował sobie ubrania, chodził do kosmetyczek i dbał o swoją higienę wręcz przesadnie.

Wyglądał idealnie i nic nie było w stanie tego zmienić.

Harry

Odkąd pamiętał, nienawidził swojego wyglądu. Z matką naturą zdecydowanie się nie polubił.

Miał długie, ciemne loczki, które non stop były wyśmiewane przez rówieśników. Dodatkowo pomalowane paznokcie sprawiały, że był wyzywany od pierdolonych transów. Chciał się obciąć, ale mimo wszystkich dogryzek, nie był w stanie się ich pozbyć. Były jedynym, co sprawiało, że czasami czuł się ładnie.

Oczy miał koloru zielonego i jak mu powiedział John Thompson, bardzo pospolite i nijakie. Odkąd usłyszał te słowa nawet nie był w stanie na nie patrzeć, ponieważ przypominały mu o tym, że był tylko zwykłym, szarym człowiekiem, który został znienawidzony przez najpopularniejszą bandę w szkole. Po prostu miał pecha.

spaces between us | larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz