sbu - end

1.2K 141 156
                                    

— Harry, obudź się, proszę — szepnął Louis, potrząsając ramieniem chłopaka. Nie mógł zasnąć, ponieważ temperatura ciała Harry'ego wynosiła czterdzieści stopni, a brunet spał już od ponad dziesięciu godzin. Jasne, oddychał, ale Louis potrzebował mieć go przytomnego na kilka minut, żeby dać mu jedzenie i upewnić się, że daje radę. — Hej, żabo. Obudź się. — Przeniósł dłoń z jego ramienia na policzek, by pogłaskać go po nim delikatnie. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi, więc uznał, że Harry miał po prostu bardzo głęboki sen. Jego klatka piersiowa się unosiła, więc nie musiał aż tak się stresować, chociaż wolał z nim porozmawiać. — Zrobię ci okłady, może jak ci gorączka spadnie, to otworzysz oczy.

Podniósł się z łóżka i poszedł do łazienki, by namoczyć ręcznik do rąk w zimnej wodzie. Porządnie go wycisnął, po czym wrócił do chłopaka i odkrył jego ciało. Delikatnie przewrócił go na brzuch, by położyć ręcznik na plecach, a następnie pogłaskał go po włosach.

Louis nie był w stanie spać, kiedy Harry tak bardzo chorował. Nie dość, że denerwował się, że w którymś momencie brunet przestanie oddychać i go zostawi, to na dodatek był bardzo głodny. Mieli ze sobą jedynie chleb, ser żółty i szynkę, ale nie mógł przesadzić z jedzeniem, ponieważ przed położeniem się zjadł za dużo i wszystko zwymiotował, ponieważ zrobił to za szybko. Jego ciało ponownie potrzebowało przyzwyczaić się do większej ilości jedzenia, ale nie potrafiło. Musiał to zrobić powoli i stopniowo.

— Będzie dobrze — powiedział, chociaż sam nie wiedział do kogo to było. Może do śpiącego Harry'ego, a może do niego samego? — Kocham cię, żabko. Wyjdziemy stąd.

Przejechał powoli dłonią po jego nagich plecach, po czym przewrócił ręcznik na drugą stronę.

Wyznanie miłości praktycznie nie zmieniło nic, a teoretycznie wszystko. Przez cały czas razem się przytulali, ale po powiedzeniu tych dwóch magicznych słów stało się to bardziej intymne i uczuciowe. Louis pozwalał sobie na skradanie małych pocałunków na całej twarzy Harry'ego i przede wszystkim na ustach. Między nimi było jakby cieplej i przyjemniej, chociaż przed wyznaniem uczuć również tak było. Dopiero po nim nabrało to większego sensu.

Naprawdę chciał się nim zaopiekować i był gotowy wyprzeć się swoich rodziców oraz całej kariery, byleby mieć Harry'ego przy sobie. Fakt, że na początku się nie widzieli i nie wiedzieli o sobie najważniejszych informacji, a i tak bardzo się polubili sprawiał, że ich relacja był żywsza i prawdziwsza. Oczywiście, że Harry był piękny i wyglądem pasował do ideału Louisa, ale nie to było najważniejsze. Tomlinson pokochał jego duszę, charakter i to, jak bardzo o niego zadbał nawet przez bariery fizyczne. To było nieprawdopodobne.

Ale nie miał pojęcia, jak mu pomóc. Gorączka była coraz wyższa, kaszel bardziej męczący, Harry niemal pluł ropą i jeszcze wspomniał kilka razy o silnym bólu w klatce piersiowej. Umierał na jego oczach, a on nie był w stanie zrobić nic więcej, jak tylko być przy nim i starać się go pocieszać. W ramach rekompensaty dawał mu mnóstwo pocałunków i dużo silnych przytulasów.

— Harry — spróbował kolejny raz. — Obudź się, nie możesz tyle spać. Potrzebuję cię.

— Lou... — mruknął chłopak nadal z zamkniętymi oczami. — Źle... się czuję.

Powiedział to tak cicho, że Louis musiał się porządnie wsłuchać, by go zrozumieć. Mężczyzna westchnął głośno, po czym cmoknął jego kark. Zauważył, że na ciele chłopaka pojawiła się gęsia skórka.

— Wiem, skarbie. Spróbujemy obniżyć gorączkę — powiedział, na co spotkał się z głośnym jękiem ze strony Harry'ego. — Dasz radę, Hazz. Wiem, że się źle czujesz, ale proszę cię, bądź dla mnie silny.

spaces between us | larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz