Rozdział 26: Aaron

1.4K 65 572
                                    

Wchodzę do jasno oświetlonej sali i próbuję opanować nerwy.

Axel mówił, że muszę wejść na spotkanie już w plecaku. Absolutnie nie dopuszczał do siebie informacji, że, wbrew temu, co twierdził, plecak wcale nie wygląda stylowo.

Każdy miał własne pomysły na temat tego, jak powinienem być ubrany podczas sztabu. Stella chciała wystroić mnie w mundur, Milo naciskał na lniane ciuchy z New Energy. Ostatecznie powiedziałem, że nie będę przyjmował więcej sugestii, kiedy Axel zaczął przebąkiwać coś o tym, że w czarnym spandeksie będę wyglądał futurystycznie.

Zofia zaprosiła mnie do środka jako ostatniego. Pomieszczenie nie jest duże, a większość jego powierzchni zajmuje masywny, okrągły stół. Oprócz niego i krzeseł nie ma w środku żadnych mebli, jedynie wielki na całą ścianę ekran po prawej stronie. Na ścianach wiszą cztery purpurowe kotary, również sięgające od sufitu do podłogi, choć nie wiem, co zasłaniają, bo przecież w bunkrze nie ma okien.

Siedem krzeseł jest już zajętych – oprócz Zofii przy stole siedzi jedna kobieta i pięciu mężczyzn. Wszyscy są ubrani na czarno i czuję się, jakbym przyszedł na imprezę, o której tylko ja myślałem, że jest kostiumowa. Mam ciemnoszarą koszulkę i jedne ze spranych dżinsów, które dostałem od Zhao.

Wszyscy z wyjątkiem Zofii rzucają mi nieufne spojrzenia. Kobieta siedzi na krześle zrelaksowana jak kapryśny król na tronie. Nogi ma przewieszone przez podłokietnik i macha beztrosko stopami odzianymi w czarne trampki.

– Siadaj, Aaron – rozkazuje. Powoli przyzwyczajam się do tego, że ta kobieta zawsze ma dziwną minę. – Nie będę marnować czasu na zbędne wstępy. – Spogląda na zgromadzonych. – Wszyscy dostaliście streszczenia problemu, które wam wczoraj przekazałam. Wiecie, po co tu jesteśmy.

Ja nie dostałem żadnego streszczenia, ale zakładam, że dotyczyło ono wszystkiego, co powiedzieliśmy podczas pierwszego spotkania z Zofią.

Jeden z mężczyzn, barczysty i lekko pulchny, porusza z niezadowoleniem swoim siwym wąsem.

– Nie mam pojęcia, po co w ogóle marnujemy czas – burczy, po czym zwraca się do drobnego, chudego chłopaka, który trzyma palce w gotowości na jakimś urządzeniu. – Hien, jaki ładunek byłby potrzebny, żeby to wszystko wysadzić w powietrze?

Coś szeleści za wielkim ekranem. Marszczę brwi.

Hien zerka na kolegę ze znudzeniem. Poza mną i jeszcze jednym milczącym facetem z notatnikiem, z pewnością jest tutaj najmłodszy, prawdopodobnie zbliżony wiekiem do Ivana. Ma jasnobrązową cerę i czarne włosy ścięte równo, jakby przycinał je z garnkiem na głowie. Nie zaszczyca kolegi odpowiedzią, zamiast tego stukając palcami w urządzenie. Dostrzegam klawiaturę pod jego dłońmi.

– Och, a czym tam zawieziesz ten ładunek, Richard? – odzywa się wysoki, chudy jak trzcina mężczyzna, zajmujący miejsce po lewej stronie Zosi. Mówi z silnym akcentem, podkreślając „r" i kładąc akcent na pierwszą sylabę każdego słowa. – Jedną ze swoich ciężarówek?

Uśmiecha się i leniwie opiera brodę na dłoni. Patrząc na twarz, powiedziałbym, że jest po czterdziestce, ale rude włosy tworzą specyficzny dysonans, nadając mu dziwnie chłopięcą aurę.

– Conor, nie prowokuj go. – Zosia wzdycha, przeciągając się na krześle.

– Przepraszam, czy to było na poważnie? – unoszę brew i zerkam na Richarda.

– Raczej nie liczyłbym na żarty – odzywa się cicho Hien, nie podnosząc na mnie wzroku. – Richard nie ma poczucia humoru. To prawda, że służyłeś w armii?

Bezpardonowe pytanie tak mnie zaskakuje, że chwilę mi zajmuje ponowne znalezienie głosu.

– Tak.

– Mhm. Będę miał kilka pytań. – Macha dłonią, jakby chciał dać mi do zrozumienia, że aktualnie jest bardzo zajęty, ale jeszcze do mnie wróci. Wciąż nie odrywa spojrzenia od swojego urządzenia.

Nie każdy bohater nosi plecakWhere stories live. Discover now