Eleven

248 28 3
                                    

Następnego dnia obudziłam się obolała, ale szczęśliwa. Ucałowałam na dzień dobry Toulouse i pobiegłam do łazienki, gdzie przygotowałam sobie gorącą kąpiel. Moje mięśnie odrobinę się rozluźniły, a ja poczułam się jeszcze lepiej.

Kiedy woda już ostygła, niechętnie wyszłam i okryłam się ręcznikiem. Podreptałam do mojej garderoby, aby przygotować ciuchy na dzisiejszą imprezę.

Każdy wieszak przeglądałam bardzo dokładnie, zastanawiając się, w czym będę najlepiej wyglądać.

Nic mi się nie podobało. Albo było za grzeczne lub nie w tym kolorze, albo na mnie wisiało. To irytujące, że moja szafa była wielkości małego mieszkania, a nic nie umiałam w niej znaleźć.

Usiadłam na podłodze i ukryłam twarz w dłoniach. Spędziłam w tym pomieszczeniu ponad godzinę i nie znalazłam nic, co nadawałoby się na imprezę w klubie.

Poczułam na ręce coś mokrego i podniosłam wzrok na mojego pieska, który mnie zaczepiał. Pogłaskałam małego za uchem i przyglądałam się, jak biega po garderobie.

Kiedy wbiegł pod jeden z wieszaków i długo nie wychodził, podniosłam się i tam zajrzałam.

- No chodź, Toulouse. – powiedziałam do niego. Siedział przy samej ścianie, więc nie mogłam go dosięgnąć. – Chodź, pieseczku. – zachęcałam, ale on nie chciała się ruszyć.

Westchnęłam i przyklęknęłam, wyciągając w jego stronę ręce. Złapałam go i wyciągnęłam, ale coś innego przykuło moją uwagę. Na ziemi leżała jakaś granatowa tkanina.

Wzięłam ją do ręki i obejrzałam. To była sukienka, która zapewne spadła z wieszaka. Przechyliłam głowę i uważniej jej się przyjrzałam.

Góra stroju była koronkowa, na grubych ramiączkach, a dekolt w kształcie litery V. Na wysokości talii znajdował się biały pasek. Dół sukienki był luźny i bardzo dziewczęcy.

Znalazłam to, czego potrzebowałam na imprezę. Ze zdobyczą pobiegłam do sypialni i uradowana, rzuciłam się na łóżko.

Gdzieś w głowie miałam nadzieję, że spodobam się Jai’owi, ale chyba nie potrafiłam jeszcze powiedzieć tego głośno. Jeszcze nie umiem określić, czy go lubię albo nienawidzę. Liczę, że dzisiaj będę mogła go bliżej poznać.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz i zaklęłam pod nosem. Scooter. Niechętnie odebrałam i przyłożyłam komórkę do ucha.

- Co jest? – zapytałam

- Kiedy masz zamiar nagrać Break Free? Zedd się nie cierpliwi. Ja też. – powiedział sucho, chociaż ja wiedziałam, że buzują w nim emocje. Był pieprzonym perfekcjonistom. Jak wszyscy. A ja zawsze byłam tą złą, rozpieszczoną dziewczynką, która grała im na nerwach. Niedoczekanie, że nagle stanę się przykładną gwiazdeczką.

- Najlepiej nigdy. Chcę nagrać coś innego. – odpowiedziałam oschle.

Po drugiej stronie usłyszałam wiązkę niecenzuralnych słów i uśmiechnęłam się do siebie. Punkt dla Ari.

- W przyszłym tygodniu nagrasz Just a Little Bit of Your Heart, czy ci się to podoba czy nie. To moje ostatnie słowo. – warknął, po czym przerwał połączenie.

Czy ci się to podoba czy nie. Nie podoba mi się to. Za cholerę nie chcę nic nagrywać. Nie ważne, czy to Break Free, Just a Little Bit of Your Heart albo Happy Birthday. Nie będę nic nagrywać. Nie chcę mi się. Fani jak chcą, to poczekają. Scooter jak chce to też poczeka.

Nie będę się do niczego zmuszać. Nie będę śpiewać dziadostwa, które potem poprawią, aby brzmiało jak chór anielski. Nie i jeszcze raz nie.

To ja jestem gwiazdą. To mnie uwielbiają fani. To dzięki mnie, on ma pracę. On i pierdyliard innych osób. Więc to ja tutaj rządzę.

Hands on me » jairiana «Where stories live. Discover now