Fifteen

265 25 3
                                    

Usłyszałam tak dobrze znaną mi muzykę OldMcDonaldhadafarm. Ręką zaczęłam błądzić po szafce nocnej. Złapałam telefon i otwierając jedno oko, spojrzałam na wyświetlacz. Kto był tak genialny i mnie budził tak wcześnie?

O mój Boże.

To Jai.

O nie.

O nie.

O nie.

Podniosłam się i odebrałam.

- Jai? — powiedziałam zaspanym głosem.

- A któżby inny. Słuchaj, mam problem. — odparł złośliwie, ale w jego głosie dało się wyczuć... panikę?

Co on zrobił?

- Wróżką od rozwiązywania problemów nie jestem. — odpowiedziałam, przecierając oczy.

- Obudziłem się i nie mam pojęcia gdzie jestem.

Wywróciłam oczami.

- No i co mnie to obchodzi? — fuknęłam, marszcząc nos

- Mogłabyś przyjechać po mnie, bo jestem w samych bokserkach. Jakoś dowiem gdzie jestem i wyślę ci sms'em adres.

- Um, twoje bokserki mnie nie przekonują. — mruknęłam z przekąsem.

- Oh, Jai wstałeś już?- usłyszałam w tle damski głos - Byłam właśnie po ubranie dla ciebie, bo wczorajsze nie nadają się do użytku. — dodała, chichocząc.

- Już wiem gdzie jestem.

No to brawa dla ciebie. Wiesz gdzie jesteś. Problem sam się rozwiązał.

- Wyśle ci sms'a i, błagam, pośpiesz się.

Pik, pik, pik. Mógłby chociaż się pożegnać.

Ogółem, to kim ja jestem? Przecież jak po niego pojadę, to będę największą idiotką na świecie. Podobno człowiek na błędach się uczy. No to chyba najwyższy czas, aby się przekonać czy to prawda.

     Po kilku sekundach dostałam wiadomość z dokładnym adresem. Zadzwoniłam po szofera i kazałam mu jechać po Jai'a, ponieważ ja musiałam się ogarnąć. Jestem pewna, że wyglądam jak sto nieszczęść.

Poszłam do łazienki i przejrzałam się w lustrze, po czym zrezygnowana złapał za szczotkę do włosów i starannie je rozczesałam. Przebrałam się w krótką, kremową sukienkę, do tego białe szpilki i byłam gotowa. Jak na zawołanie zadzwonił dzwonek do drzwi.

Zbiegłam na dół, o mało nie potykając się o własne nogi. Stojąc przed drzwiami, kątem oka zerknęłam na wielkie lustro i wzięłam głęboki wdech, otwierając drzwi.

- Cześć. — przywitał się chłopak, drapiąc po głowie.

O, myślałam, że nie zna takiego słowa. Chyba, że mam się czuć zaszczycona, że się tak do mnie zwrócił.

- Hej.

Zlustrowałam go wzrokiem i stwierdziłam, że wygląda jak... pedał? Niezbyt miłe określenie, ale tak było.

- Ładne ubranie. Może wejdziesz do środka?

- Z wielką chęcią, a co do ubrania to nie ja je wybierałem.

Racja nie ty, tylko jakaś lafirynda, którą zresztą przeleciałeś. Dziewczyna chciała się jakoś odwdzięczyć.

Dobra, Ari ogarnij się.

- Głodny?

- Nie pamiętam, kiedy ostatnio coś jadłem.

- Może spaghetti? Opowiesz mi przy okazji swoją, jakże ciekawą, przygodę. — zaproponowałam, zamykając za nim drzwi.

- Dobra, ale ja gotuję, bo jak na razie tylko tak mogę się odwdzięczyć, a przyrządzanie makaronu z sosem wychodzi mi najlepiej. Pokaż mi tylko gdzie jest kuchnia.

   Zaprowadziłam go do mojej, imponującej wielkością, kuchni. Pokazałam, gdzie co jest, a sama usiadłam przy stoliku barowym, przyglądając się jego poczynaniom. Muszę przyznać, że bardzo szybko i zwinnie mu to szło.

Jak na chłopaka, który uwielbia imprezować. I robić z siebie idiotę przed kamerą.

- Opowiadaj. — odezwałam się, przerywając głuchą ciszę.

- Jaka ciekawa. — stwierdził, nie odwracając się - Najpierw to ty mi powiedz jak się z klubu wydostałaś, bo film mi się urwał.

- Normalnie, wyszłam. — odparłam, wzruszając ramionami.

No niby jak miałam się stamtąd wydostać? Wyfrunąć? Wyskoczyć z okna? To ostatnie byłoby dobre.

- Coś zrobiłem? Coś się stało, że wyszłaś?

- Twoi koledzy zaczęli szaleć, a mi się poniekąd nudziło. — odpowiedziałam obojętnie. - Dosyć o mnie, teraz ty mówisz.

- Nie ma dużo do opowiadania. Jak ci wiadomo, film mi się urwał i obudziłem się dopiero w hotelu. Nie mam zielonego pojęcia skąd się tam wzięła moja była, ale bardzo miło mnie przyjęła.

- Twoja była? - prychnęłam — To ty byłeś z kimś dłużej niż jedną noc?

- Taa, tydzień. — mruknął - Mniejsza o to, bardziej mnie ciekawi co myśmy tam robili, a Dora nie uraczyła mnie opowieścią o minionej nocy.

Serio? Przyszedł mi opowiadać o tym, jak to nie wie czy przeleciał laskę czy nie? No sorry, ale znamy się dość krótko i chyba nie na tyle, aby się z takich rzeczy zwierzać.

Ari, nie pleć głupot, przecież dobrze wiesz, że chcesz wiedzieć wszystko na jego temat, że chcesz go bardziej poznać, że od czegoś trzeba zacząć.

- Jak myślisz? Obudziłeś się rano w samych bokserkach, w łóżku, w hotelu, do którego zaciągnęła cię twoja była dziewczyna. To chyba oczywiste.

- Nie, właśnie nie. Takie rzeczy to pamiętam, nawet jeśli się opije jak świnia.- powiedział, po czym podszedł do mnie z łyżką sosu do spaghetti - Masz, spróbuj.

    Wsadził mi łyżkę do buzi, a ja się rozpłynęłam. Po pierwsze, ten sos był naprawdę wyśmienity, jak to mówią: niebo w gębie. Po drugie sam fakt, że ktoś taki jak Jai gotuje dla mnie. I w dodatku, karmi.

- Jest dobry. — odpowiedziałam zdawkowo, ocierając usta wierzchem dłoni.

Uśmiechnął się lekko, a po chwili zaczął rechotać. Patrzył na mnie i śmiał się w najlepsze. Gapiłam się na niego, jak na ostatniego kretyna. O co mu chodzi? Po kilku chwilach, jego nagły atak wesołości minął i pokazał mi, co go tak rozśmieszyło.

Na mój biust skapnęło kilka kropli sosu.

- Mogę zlizać? — zapytał, a ja spojrzałam na niego jak na wariata.


Ufff, przeżyłyśmy. Chyba. Oczywiście, zdupczyłyśmy te egzaminy po całości, a jakżeby inaczej :))))))))))))))))))))))))))))))))))))

Rozdział pisała A. haha. Lekko niesprawdzany, więc przepraszamy za wszelkie błędy.

W. & A.

Hands on me » jairiana «Where stories live. Discover now