Rozdział 25 - Zniszczone wyobrażenia

858 67 44
                                    

Gdy się wie, że zaraz zrobi się coś niezwykle niebezpiecznego z niewielką szansą na przeżycie, przez głowę przechodzą niezliczone myśli. Twarze rodziny i przyjaciół, obietnice, zadania domowe, błędy, żale, a nawet chęć zemsty, która jeszcze kilka godzin temu wydawała się tak ważna, walczyły o uwagę. To wystarczyło, by każdy poważnie w siebie zwątpił. Był też fakt, że ani Harry, ani Dumbledore nie byli w tym momencie w stanie, który można było uznać za „dobry". Ostatnim razem, gdy mierzył się ze śmierciożercami i odniósł sukces, miał potężne magiczne wybuchy i pomoc Zakonu Feniksa. Tym razem Harry musiał polegać na każdym gramie szkolenia, jakie przeprowadził z Syriuszem i Remusem. Miał tylko nadzieję, że to wystarczy.

Ponieważ uwaga śmierciożerców skupiła się całkowicie na bramie, Dumbledore skorzystał z okazji, by wycelować różdżką w Trzy Miotły i wystrzelić ciężki strumień wody, który uspokoił płomienie na sekundę lub dwie, nim ponownie ożyły. Harry szybko sięgnął zmysłami po wszystko, co mogłoby ujawnić jakiekolwiek oznaki emocji. Gniew i frustracja śmierciożerców sprawiły, że zadanie było trudne, ale nie niemożliwe.

- Profesorze – powiedział pilnie Harry. – Nic nie czuję. Myśli pan, że pani Rosmerta...

- Jestem pewien, że nic jej nie jest, Harry – powiedział pewnie Dumbledore, rozglądając się po miasteczku. – Sądząc po braku wrzawy, można bezpiecznie założyć, że mieszkańcy Hogsmeaed uciekli w bezpieczne miejsce. Przygotuj się, Harry. To nie będzie przyjemne.

Zanim Harry zdążył wymyślić odpowiedź, srebrne światło zaczęło wylewać się z różdżki Dumbledore'a i przybierać kształt znajomo wyglądającego ptaka. Natychmiast wzbił się w powietrze, robiąc nad nimi jedno okrążenie, po czym skierował się w stronę śmierciożerców, wzbijając się nad nimi w ostatniej chwili i leciał dalej w kierunku Hogwartu. Wtedy śmierciożercy zaprzestali działań i szybko się odwrócili, ich różdżki natychmiast zostały wycelowane w Dumbledore'a i Harry'ego. Ich twarze były ukryte pod kapturami płaszczy, ale światło płomieni pozwoliło dostrzec błyski włosów i oczu, jeśli dobrze się przypatrzyło.

- Dumbledore! – zagrzmiał głęboki głos i jeden z większych śmierciożerców wystąpił naprzód. – Osoba, na którą czekaliśmy. Otwórz bramy!

Profesor Dumbledore zamrugał, po czym westchnął.

- To ty, Fenrir? – zapytał z ciekawością. – Dziwię się, że zaryzykowałeś przyjście. Sądzę, że aurorzy są poinstruowani, żeby momentalnie cię zabić.

Śmierciożerca ściągnął kaptur, odsłaniając zmierzwione, siwe włosy i wąs. W jego oczach pojawił się dziwny, bursztynowy blask, którego nie powinno być tam przy braku pełni księżyca. Harry wpatrywał się w śmierciożercę szeroko otwartymi oczami. To był wilkołak, który ugryzł Remusa, ten, który ugryzł tak wiele dzieci. Wyglądało na to, że nadeszła noc, by stanąć przeciwko tym, którzy popełnili zbrodnie wobec bliskich Harry'ego.

- Nie mamy na to czasu! – wypluł świszczącym głosem zwalisty mężczyzna. – Zabijmy go i miejmy to z głowy!

Greyback warknął na śmierciożercę, obnażając ostre zęby. Śmierciożerca zrobił szybki krok do tyłu i milczał. Greyback na dłuższą chwilę ponownie spojrzał na Dumbledore'a, nim podniósł wzrok na Harry'ego. W jego oczach pojawił się wygłodniały wyraz, który bardzo Harry'ego zdenerwował.

- Więc zabijmy ich – wychrypiał, podchodząc, – ale ja chcę chłopaka.

Oczy Harry'ego zwęziły się ze złością, a uścisk na różdżce wzmocnił. Desperacko chciał przekląć ten żądny uśmieszek na twarzy Greybacka. Płomienie wokół nich rosły wraz z gorącem. Harry czuł, jak pot tworzy się na jego czole i spływa po bokach jego twarzy. Pomimo faktu, że Harry i Dumbledore nie mieli przewagi liczebnej, wydawało się, że śmierciożercy wahali się, czy zaatakować pierwsi. Dlaczego? Musieli tylko wypalić jednocześnie. Czy oni tego nie widzieli?

Moc Hogwartu | TłumaczenieWhere stories live. Discover now