Rozdział 9

639 20 0
                                    

Vivian

- Wyskoczymy gdzieś razem?

Podniosłam wzrok na idącego w moim kierunku Maxa. Dzisiaj starałam się przed nim ukrywać, ponieważ cały dzień jakby się czaił. Jakby tylko czekał na dogodny moment by ze mną pogadać. No i wreszcie do tego doszło, więc miałam rację. Dlatego ani trochę się nie zdziwiłam. Nie żebym miała coś przeciwko spędzaniu z nim czasu. Nadal byliśmy przyjaciółmi i to się nie zmieni. Jednak ostatnio za bardzo się do mnie przywiązywał. A ja już skończyłam z naszą dotychczasową relacją. Teraz mogliśmy się wyłącznie przyjaźnić. No i więcej nie chciałam.

Zeskanowałam mężczyznę wzrokiem, uśmiechnęłam się cierpko. Odstawiłam na blat szklankę, na której zacisnęłam palce. Mogłam ją skruszyć w drobny mak, więc jednak wolałam czegoś takiego uniknąć.

- Dokąd?- zapytałam. Tak naprawdę nie musiałam wiedzieć, ponieważ nie chciało mi się wychodzić z domu. A jednak zapytałam. Może z grzeczności. Starałam się być miła.

Staram się, staram. Nie pluj jadem, Vi. Pierś do przodu, szeroki uśmiech!

- Nie wiem.- wzruszył ramionami.- To znaczy… nie wiem na co masz ochotę. Moglibyśmy zjeść pizzę czy coś.

- Wybieram „czy coś”.- zaśmiałam się dla rozładowania gęstniejącej atmosfery.- A tak na serio, to wolałabym zostać w domu. Może zamówisz? Zjemy w salonie.

- Okej. Albo na dole w strzelnicy.

- Pizza i broń palna?- zatarłam dłonie. Zupełnie jakby ktoś kupił mi upragnioną zabawkę.- To mi się podoba. W takim razie dzwoń, a ja skoczę się przebrać.

Potaknął. Wyminęłam go i pobiegłam na piętro do swojego pokoju. Szybko odszukałam jakieś wygodne leginsy oraz podkoszulek, który nie miałby czerwonej plamy po dżemie. Włosy przeczesałam palcami i od razu związałam je w zgrabnego koka. Miałam jeszcze trochę czasu. I tak musieliśmy poczekać na pizzę. Naprawdę lubiłam spędzać czas z Maxem. Poważnie. Nawet jeśli mu się podobał i nigdy się nie krył z podrywaniem mnie. otwarcie flirtował, wtrącał jakieś komplementy, który zupełnie nie potrafiłam przyjmować. Zostałam zbytnio przyzwyczajona do krytyki. I Max to jedyna osoba, która jeszcze nigdy nie powiedziała mi nic przykrego. On naprawdę się we mnie zakochał. Szkoda, że ja nie potrafiłam poczuć tego samego. Dla mnie „miłość” to pojęcie względne. Nigdy nie byłam zakochana, nikt nie sprawił, że moje serce prawie wyskoczyło z piersi. I to się nigdy nie stanie. Max mi schlebia, ale on doskonale zdaje sobie sprawę z mojego podejścia do życia, do darzenia kogoś tak silnym uczuciem jakim jest miłość.
Nie mogę kochać. Kochanie kogoś oznacza ból. A ja nie chcę cierpieć jeszcze bardziej. To by mnie wykończyło.
Trochę tak posiedziałam. Bez ruchu, wpatrując się w ścianę. W końcu musiałam się podnieść, żeby zejść na dół. Tak też zrobiłam. Rozglądałam się za Maxem. Zastałam go w kuchni, stał tyłem do mnie. Jego tyłek wyglądał niesamowicie w spodniach, które miał na sobie. Nie zakochałam się, ale jednak miałam oczy. A Max jest nawet przystojny.

Odchrząknęłam, żeby zwrócił jego uwagę. Odwrócił się od razu. Na jego usta wpłynął lekki uśmiech.

- Pizza?- zapytałam.

- Zaraz powinna być. Nie musisz tego robić, Vi.

- Czego?- skrzywiłam się.

Save meOù les histoires vivent. Découvrez maintenant