Rozdział 11

712 23 6
                                    

   Vivian

Nigdy nie przeżyłam czegoś tak strasznego. A jestem osobą, która codziennie ryzykuje własnym życiem. Jednak pierwszy raz spotkało mnie coś na co nie miałam wpływu i nie potrafiłam przejąć kontroli. To Aaron ustalał zasady, a do tego wygrywał toczącą się między nami grę. I co wtedy czułam? Cholerny strach. Musiałam od niego uciec, musiałam się odseparować i zapomnieć, że w ogóle się spotkaliśmy.
Aaron Davis. Chłopiec z mojej przeszłości. Ten z którym się bawiłam.
Zachowałam się jak ostatni tchórz wiejąc stamtąd. A jednak nie miałam innego wyjścia. Dobrze zrobiłam każąc Aaronowi trzymać się ode mnie z daleka. I byłam mu niezmiernie wdzięczna, że za mną nie pobiegł. Dla niego to także musiał być niemały szok. Chociaż gdyby Aaron nie zobaczył we mnie dziewczynki ze swojej przeszłości, to ja także bym go nie rozpoznała. Wtedy żylibyśmy w nieświadomości, ale jak dłużej się zastanawiałam, to może tak byłoby lepiej. Nie musiałabym uciekać.
Boże. Ja się naprawdę go przestraszyłam. Nie bałam się ściągania długów, nie przerażali mnie typy spod ciemnej gwiazdy, ale wystraszył mnie jakiś tam chłopak, przy którym powinnam się czuć swobodnie.

Jesteś żałosna, Vivian.

- Tak. - pokręciłam głową. - Żałosna.

Przyspieszyłam. Obracałam się co chwila za siebie. Jednak nie zobaczyłam nikogo. Zostałam całkowicie sama. Kiedy już się odpowiednio oddaliłam od Aarona i jego kumpli, zatrzymałam się. Przylgnęłam plecami do murku i zsunęłam się na ziemię. Podciągnęłam kolana pod brodę, dłonie zaciśnięte w pięści przytknęłam do czoła. W jeden ręce wciąż trzymałam broń. Drżałam na całym ciele, co znaczyło, że adrenalina zaczynała ze mnie gwałtownie schodzić.
Chyba coś dzwoniło. Być może mój telefon. Jednak nie bardzo kontaktowałam. Dlatego nie odebrałam. W końcu urządzenie ucichło. Potem dzwoniło od nowa, ale za każdym razem to ignorowałam. To mógł być tata. Wiedział gdzie i po co wychodzę. Sam mnie wysłał i powiodło mi się. Jednak przed powrotem do domu potrzebowałam jeszcze chwili dla siebie. Chciałam odsapnąć i zapomnieć. To drugie wcale nie będzie takie proste.
Zamknęłam oczy.

- Pojedziesz dzisiaj ze mną? Moja mama zaraz będzie.

Podniosłam wzrok znad książeczki. Siedziałam przy stoliku piknikowym przed naszą szkołą. Chłopiec z blond włoskami i pięknymi oczami, których mu zawsze zazdrościłam, stał przede mną.
Uśmiechał się słodko.

- Powinnam poczekać na tatę.- odpowiedziałam cicho.

- Kiedy będzie?

- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami.

- Moja mama może do niego zadzwonić. Nie będziesz musiała tutaj siedzieć, Vi. Co ty na to? - wyciągnął do mnie rękę.

Uśmiechnęłam się i podałam mu swoją dłoń. Schowałam książkę do plecaka na kółkach, a potem poszłam za Aaronem. Stanęliśmy na podjeździe, gdzie pewnie zaraz miała pojawić się jego mama. I zobaczyłam jej samochód. A Aaron cały czas się na mnie patrzył.

- Twoi rodzice są w domu?

- Nie wiem. - skrzywiłam się. - Mama w pracy, a tata… miał gdzieś pojechać, ale powiedział, że mnie odbierze ze szkoły.

- To jedź z nami. Mama robi ryż z pieczonymi jabłkami. Możesz zjeść z nami.

- Nie chcę żeby tata był zły. - stwierdziłam.

- Nie będzie.

Wtedy pani Davis wysiadła z samochodu. Zawsze chciała bym mówiła do niej „ciociu”, ale jeszcze się do tego nie przekonałam.

Save meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz