Rozdział 25

293 8 0
                                    

Vivian

- To bardzo dziwne, tato. Znowu zachowujemy się… zwyczajnie.

- Co przez to rozumiesz? - uniósł brwi.

- Widzisz tą kobietę za ladą? - wskazałam plastikową łyżeczką. - Gapi się na nas jakby zobaczyła duchy. Właściwie to na ciebie. Niezła sensacja! Robert Evans, jedzący lody ze swoją córeczką, w miejscu publicznym.

Spojrzałam na kasjerkę, która nadal nas obczajała i nawet się z tym nie kryła. Uniosłam dłoń i pomachałam.

- Ej, paniusiu! - uśmiechnęłam się szeroko. - Z łaski swojej przestań się na nas gapić, bo czuję się niekomfortowo.

Od razu odwróciła wzrok. Wzruszyłam ramionami i cały czas się uśmiechałam. Ojciec prychnął, pokręcił głową z politowaniem.

- Musiałaś?

- Znasz mnie.

- Aż za dobrze. - wywrócił oczami. - Jednak mieliśmy nie przyciągać uwagi.

- Owszem, ale nawet gdy się staramy, to i tak nam nie wychodzi. Na pewno od razu cię rozpoznała i dlatego dała nam zniżkę.

- Przecież nic bym nikomu nie zrobił. Ja jedynie zadaję się z szemranymi typami, którzy ze mną zadarli. Niby jestem szefem gangu, ale uważam się za zwykłego obywatela, jak wszyscy ci ludzie dookoła.

- Naprawdę? - zaśmiałam się.

- Co cię tak bawi? Czy ja serio jestem straszny, Vi?

- Ja się ciebie nie boję. - powiedziałam zgodnie z prawdą.

- Oczywiście. Jesteś moją córką i nie masz podstaw do obaw.

- Wiesz… - westchnęłam cicho. - Zawsze mówiłeś, że to nas mają się bać.

Tak. Tak właśnie mi mówił. Wpajał na każdym kroku. Już od najmłodszych lat. Od momentu gdy zaczynało do mnie docierać w jakim świecie żyjemy. Tata nie chciał by ktokolwiek mnie zranił, mnie czy moją siostrę, więc wpajał nam, iż to my mamy budzić postrach. Dzięki temu miałyśmy być bezpieczne. I zawsze się tego trzymałam. Jednak wiecie co? Powoli zaczynam się przekonywać, że jednak nie chcę by ludzie chowali się po kątach na mój widok. Dopiero od niedawna poczułam coś takiego.

- Muszę ci coś powiedzieć. - odezwałam się po chwili.

- Czyli jednak chcesz się zwierzyć?

- Nie na ten temat o którym zapewne myślisz.- wywróciłam oczami. - Chodzi o coś bardziej… przyszłościowego.

- A mąż nie jest przyszłościowy?

- Jaki znowu mąż? Tato! Proszę cię, skończ ten temat. Chodzi mi o gang i moje być albo nie być.

- Zamieniam się w słuch.

- Dużo ostatnio rozmyślałam. I doszłam do wniosku, że być może zwykłe życie wcale nie będzie takie złe. W końcu bym się przyzwyczaiła. Po prostu… sam rozumiesz. Na okrągło chodzę z bronią, ściągam dla ciebie długi, walczę… nie znam innego życia.

- Mogłabyś się nauczyć. - wzruszył ramionami.

- Jak?

- Odmówiłaś babci, kiedy zaproponowała, że zabierze cię do siebie. A może jednak to nie taki zły pomysł, mała. Najpierw przeprowadzka, a potem powinnaś pobyć z ludźmi z poza gangu, którzy jakoś wprowadzą cię w normalny tryb, że tak to ujmę.

- Chyba nie masz na myśli…

- Tak, Vivian. - przerwał mi. - Nie wiem co się stało i nie będę wnikać. To twoja sprawa. Jednak może też jakiś punkt zaczepienia. I nie chcę słyszeć od moich ludzi, że jeździsz wieczorami żeby skombinować sobie dragi.

Save meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz