Rozdział 24

291 7 0
                                    

Aaron

Dochodziła dziewiąta rano, kiedy dowlokłem się do domu kochanej sąsiadki. Otworzyłem drzwi najciszej jak to było możliwe. Na początku wsunąłem tylko samą głowę i zacząłem się rozglądać z niepokojem. Panowała cisza. Dopiero gdy wszedłem całkiem i zamknąłem za sobą, usłyszałem ciche dźwięki radia.

Zsunąłem buty, torbę ze swoimi przepoconymi rzeczami z wczoraj położyłem na podłodze. A kiedy chciałem przemknąć do pokoju, zatrzymał mnie radosny, kobiecy głos.

- No i po co się tak skradasz, kochanie?

Zakląłem pod nosem i miałem nadzieję, że pani Kendall tego nie usłyszała.
Obróciłem się na pięcie. Kobieta stała przy blacie kuchennym i ewidentnie piekła jakieś ciasto. Patrzyła na mnie przez ramię i uśmiechała się.

- Dzień dobry.

- Chodź no tutaj. - machnęła dłonią.

Tak też zrobiłem. Chociaż nie wiedziałem czy powinienem się jej bać czy raczej nie. Przecież nie mogła mi zmyć głowy, za to że nie wróciłem na noc. Nie chciałem zabrzmieć opryskliwie, ale to naprawdę nie jest jej sprawa.

- Jadłeś śniadanie? - zapytała jak gdyby nigdy nic.

- Tak.

- A wszystko u ciebie w porządku?

- Oczywiście. - potaknąłem lekko.

- Nie mam pewności, Aaron, ale wydaje mi się, że twój brat nie spał całą noc. Obudziłam się w pewnym momencie i słyszałam jakieś szmery. Chyba nie mógł zmrużyć oka. Może lepiej gdybyś się teraz u niego zameldował. - uśmiechnęła się lekko, a potem spojrzała za moje ramię. - A gdzie Grady?

- Jak to gdzie? - zmarszczyłem brwi.

- Nie wrócił z tobą?

- A nie ma go tutaj? - Debilu. Skoro pyta czy nie wrócił, to chyba oczywiste, że go nie ma.

- On też nie wrócił na noc. - przyznała. - Podobno powiedział Antonowi, że może nie wrócić, ale nie mówił gdzie konkretnie się wybiera. To myślałam, że jesteście gdzieś razem.

- Nie. - mruknąłem. - Trochę się pożarliśmy i… to może dlatego jeszcze nie wrócił. Zaraz do niego zadzwonię.

- W porządku. I jeszcze pogadaj z bratem.

- Jasne. - uśmiechnąłem się.

Wyszedłem z kuchni. Przeszukałem kieszenie by znaleźć telefon. W końcu mi się udało. Odblokowałem urządzenie i znalazłem numer przyjaciela. Jednak po chwili włączyła się poczta głosowa. A to mnie trochę zdenerwowało. To znaczy nie byłem zły, ale zacząłem się martwić o Grady’ego. Dlatego postanowiłem mu się krótko nagrać, żeby w razie czegoś się do mnie odezwał.

- Stary, nie rób sobie żartów. Gdzie ty w ogóle jesteś? Błagam cię, oddzwoń. Musimy pogadać.

Schowałem telefon, zgarnąłem swoją torbę, która wciąż leżała przy drzwiach. A potem zmierzałem do pokoju w którym powinienem zastać Antona. Był tam. Siedział na łóżku, pochylał się nad kartkami papieru i ewidentnie mnie nie zauważył. Uniosłem dłoń by lekko uderzyć we framugę. Wtedy brat podniósł głowę. Miał mokre włosy, przekrwione oczy, a moje wyostrzone zmysły dostrzegły lekko drgające dłonie. Kiedy to zobaczyłem, wpakowałem się do środka i zamknąłem za sobą drzwi. Anton gorączkowo pozbierał kartki, po czym podniósł się z łóżka. Zachwiał się, ale starał się nie pokazywać po sobie, iż coś jest nie tak. A ja już wiedziałem. Tylko nie miałem pojęcia skąd wytrzasnął to gówno i to do tego o tej godzinie. Chyba, że już wczoraj, kiedy miał wolną rękę, poszedł coś sobie załatwić. Kurwa, to moja wina. Miałem go pilnować. Cały czas.

Save meWhere stories live. Discover now