Rozdział 26

288 8 0
                                    

Aaron

- Okej. Nie jestem pewien co chcesz usłyszeć, ale zawsze mówię ci co naprawdę myślę. Przyjaźnimy się sporo czasu i nie zamierzam mówić ci jakim to kretynem jesteś. - Grady westchnął ciężko. - Sam o sobie decydujesz, ale muszę o to zapytać. Dlaczego jej to zaproponowałeś?

- A bo ja wiem? Może potrzebowałem kogoś kto nie będzie wytykał mi błędów, nie będzie mówił jaki to nienormalny jestem, czy coś.

- A co sobie pomyślałeś, gdy pierwszy raz zobaczyłeś Lizzie?

- Szczerze? - westchnąłem cierpiętniczo. - Nie jest w moim typie. To dokładnie miałem wtedy w głowie. Nie wiem co we mnie wstąpiło, Grady. Może zbytnio się pospieszyłem.

- Wiesz co, Aaron? Jesteście razem od jakiś dwóch, trzech dni, więc naprawdę szybko zmieniłeś zdanie.

- Po prostu sobie uświadomiłem, że ta dziewczyna nie jest dla mnie.

- A która jest?

- Nie wiem. - wzruszyłem ramionami. - Na pewno mój związek z Lizzie nie wypali na dłuższą metę. Jeśli zakończę tą znajomość przez telefon… bardzo się wścieknie?

- Nie ma nawet mowy, stary. - prychnął. - Nie pozwolę ci zrobić tego przez telefon. Pojedziesz do niej i pogadacie. Nic innego nie wchodzi w grę.

Grady miał rację. Jak zwykle. Nie mogłem rzucić Lizzie przez telefon, ponieważ wyszedłbym na totalnego dupka, a nie chciałem by miała mnie za kogoś takiego. Poza tym jak już wrócę do Minnesoty, to nasz związek na pewno się skończy. Skoro będziemy tak daleko od siebie. A ja pomyliłem zwykłą sympatią z czymś głębszym. Może dzięki tej dziewczynie starałem się zatuszować swoje prawdziwe uczucia. Nie powinienem był w taki sposób wykorzystywać Elizabeth, zwłaszcza że to na serio wspaniała kobieta. Zasługuje na coś więcej, niż na chłopaka, który ma masę problemów i postanowił się nią zabawić. Anton także miał rację. Mogłem go posłuchać. A jednak chciałem by wyszło na moje. Sam się w tym wszystkim poplątałem. Czułem się nieco zagubiony. Mogliśmy zostać jedynie przyjaciółmi, bo na to byłem w stanie się zdobyć. A jednak zaproponowałem jej związek, co teraz wydaje się cholernie absurdalne. Popełniłem ogromny błąd, zwłaszcza że to nie na niej zależało mi w taki sposób.

- Dobra. Jutro to załatwię. - uśmiechnąłem się cierpko. - A przynajmniej się postaram.

- Po prostu z nią zerwij. Sporo razy musiałeś odprawiać dziewczyny z kwitkiem.

- Tym razem jest inaczej. - potarłem twarz dłońmi. - Z żadną z tamtych lasek nie chciałem się przyjaźnić. A Lizzie naprawdę jest w porządku.

- Jednak tobie podoba się Vivian. - uśmiechnął się.

- Może i podoba. Tylko to nie żadna miłość. - zaznaczyłem.

- A czy ja coś takiego zasugerowałem?
Trudno byłoby zakochać się w kimś tak szybko. Ja też byłem zakochany tylko raz w życiu i moja dziewczyna okazała się kompletną psychopatką. Przecież wiesz co to była za wariatka.

- Owszem. Za to moja dziewczyna rozkładała nogi przed każdym i miała mnie w czarnej dupie. Przystawiała się do Antona. Do cholernego piętnastolatka.

- Mam wrażenie, że ty i ja przyciągamy same popaprane dziewczyny.- zaśmiał się. - Może kiedyś się to zmieni.

- Myślisz, że Vivian…

- Nie wiem, Aaron. - przerwał mi. Wiedział o co chciałem zapytać. - Powinieneś spędzić z nią trochę czasu.

- Raczej nie będzie tego chciała. Była na walce i później mieliśmy pogadać, ale jej ojciec powiedział, że poszła do domu. Nie wiem o co chodziło.

Save meWhere stories live. Discover now