Rozdział 2

3.3K 100 8
                                    

Vivian

Nigdy wcześniej nie byłam taka bezczynna. Mogłam jedynie leżeć w łóżku i oglądać śnieżnobiałe ściany. A z pokoju wychodzić tylko wtedy gdy zgłodnieję lub będę potrzebowała do toalety. Nie mogłam uwierzyć, że mój ojciec na to przystał. Wystarczyło kilka słów z ust pani doktor i stary mi odpuścił. Co nie było podobne do faceta jego pokroju.

Obecnie wyjechał na kilka dni. Miał się spotkać z jakimś dawnym znajomym, ale nie miał zamiaru mi powiedzieć o kim mowa. Przynajmniej na razie. Chociaż to akurat dobrze, że wyjechał. Mogłam przez jakiś czas mieć spokój i uwolnić się od stałej krytyki. A ja po prostu nie znosiłam być oceniana. Nie umiałam przyjąć niczyjej opinii. Rzadko słyszałam komplementy, więc to może dlatego. Ciągle ludzie się mnie o coś czepiali, nawet gdy dawałam z siebie wszystko.

- Vi?

Luke wszedł do mojego pokoju, jak zwykle bez pukania. Podniosłam się na łokciach. Nie wiem od czego, tak nagle, rozbolała mnie żuchwa. Skrzywiłam się nieznacznie, ale całą uwagę skupiłam na mężczyźnie.

- Zajęta?

- A wyglądam na taką?- prychnęłam.- Co jest? Teraz mam masę czasu.

- Ktoś wpadł cię odwiedzić.

- Powinnam się bać?- uniosłam brwi.

- Bać?- zaśmiał się.- No coś ty! Raczej cieszyć, jak już coś.

Spuściłam stopy na podłogę. Luke pchnął drzwi, by móc otworzyć je szerzej. A ja uniosłam głowę i nieznacznie nad jego ramieniem, dostrzegłam ciemną czuprynę. Takie same włosy jak moje. Dużo jaśniejsza karnacja. Różnica między nami była taka, że ja miałam brązowe oczy a ona niebieskie.

- Tiggy?

- Cześć, maleńka.- uśmiechnęła się.

Podeszła do mnie i mocno przytuliła. Jednak uważała by nie wyrządzić mi większej krzywdy. Jednak ona mogła. Ponieważ to jedyna osoba, którą tak naprawdę kochałam. Nikt poza moją trzydziestoletnią siostrą nie zasługiwał na moją miłość.

I zabawniejsza część, która dotyczy mojej starszej siostry. Moi rodzice byli w dziwnym okresie życia, kiedy wymyślali dla niej imię. Mi się bardziej udało, ponieważ Vivian to jednak... coś normalnego. Jednak moja siostrzyczka została ochrzczona jako Tiger. Najpierw miała być chłopcem, ale nie wypaliło. A mimo wszystko nie zmienili koncepcji. Mogła się kojarzyć ze zwierzęciem albo tym energetykiem, który (o ironio) pochłaniała hektolitrami. Jednak nigdy nie nazwałam jej pełnym imieniem. Gdy byłam mała, miałam problemy żeby to imię wymówić. Pewnego dnia udało mi się sklecić Tiggy, no i właśnie to się przyjęło. Brzmi dużo lepiej, prawda?

Moja siostra miała zdecydowanie charakter pasujący do imienia. To odważna babka, która może cię zagryźć na śmierć, jeśli tylko zaleziesz jej za skórę. Byłam jedyną osobą, której dawno temu zagwarantowała, że nigdy nie wyrządzi mi krzywdy. Wierzyłam. Bo tak jak ja kochałam Tiggy, tak ona kochała mnie.

- Co ty tu robisz?

- Jak ty wyglądasz, siostra.- zignorowała mnie i ujęła moją twarz w dłonie.

Uważnie mi się przyglądała. Już pewnie łamała sobie głowę czy ktoś mnie tak urządził, czy sama doprowadziłam się do tego stanu.

- Możliwe, że czuję się lepiej niż wyglądam.

- Aż trudno mi w to uwierzyć.- uśmiechnęła się krzywo.

- Pytałam co tu robisz.

- Nie widziałyśmy się ponad miesiąc i postanowiłam do ciebie wpaść.

- Wpaść?- mruknęłam.- Jechałaś prawie trzy godziny, tylko po to by mnie zobaczyć?

Save meWhere stories live. Discover now