27 Czerwiec.- Maeve!
Przetarłam swoje zmęczone oczy dłońmi, i sięgnęłam nimi po swoją komórkę która leżała koło mojego łóżka na szafce nocnej.
- Która godzina? - Mruknęłam pod nosem.
Otworzyłam swoje oczy i od razu je zamknęłam. Słońce które dostawało się zza mojego okna prosto raziło moje oczy.
- Maeve! Wstałaś?! - Usłyszałam głos mojej mamy z dołu.
- Ugh, tak! Daj mi chwilę! -Wykrzyczałam do mamy.
Odblokowałam swój telefon i popatrzyłam na godzinę.
- Cholera. 8:23 - Powiedziałam i szybko podniosłam się z mojego łóżka.
Nie zbyt dobry pomysł.
Chwilowo zakręciło mi się w głowie i miałam ciemno przed oczami, ale szybko mi przeszło. To jest jeden z minusów szybkiego wstawania z łóżka.
Podbiegłam do biurka na którym leżały już wczoraj przygotowane przeze mnie ciuchy. Przynajmniej zaoszczędziłam sobie czas. Punkt dla ciebie Maeve! - Powiedziałam do siebie w myślach.
Szybko ubrałam swoje ulubione jeansy, następnie białą bluzkę z krótkim rękawkiem. Miałam naszykowaną też szarą bluzę, ale zgaduję że na dworze jest ciepło patrząc przez okno.
Wzięłam w ręce swój telefon, odblokowałam go i weszłam na Spotify. Włączyłam playlistę którą stworzył dla mnie Evan. Evan to mój najlepszy przyjaciel, znamy się od dzieciaka. Za dzieciaka, ja łapałam biedronki, a on zbierał liście z ogródka i budowaliśmy im dom w sloikach. Nawet nie pomyśleliśmy żeby zrobić dziurki w słoikach żeby miały czym oddychać. Smutno mi się robi myśląc, że nie będę już go widziała codziennie.
W Outer Banks mieszka moja kuzynka wraz z moją ciocią i wujkiem. To do nich muszę jechać na jakiś czas ponieważ, moi rodzice wyjeżdżają w sprawach służbowych. Mogłabym zostać przecież sama w domu, w końcu mam 17 lat, ale moi rodzice są nadopiekuńczy i myślą że jakiś kretyn z nożem włamię się w środku nocy do domu i mnie zabije.
Cóż, bez komentarza.
Moje myślenie przerwało pukanie do drzwi.
- Maeve? Mogę wejść? Jesteś ubrana? - Usłyszałam zza drzwi głos mojego taty.
Zaśmiałam się pod nosem.
- Tak tato, możesz wejść - odpowiedziałam, zatrzymałam piosenkę i obróciłam się w stronę drzwi z uśmiechem na twarzy.
Wychylił swoją głowę. Peter Collins to 40- letni brunet z kilkudniowym zarostem na twarzy. Ma piękne zielone oczy, z resztą tak jak ja. Mam szczęście że odziedziczyłam to po nim. To jedna z kilkora rzeczy które mi się w sobie podobają. Moje włosy też nie są takie złe, i nie zaliczam ich do najgorszych. Nie jedna dziewczyna chciałaby mieć proste, brązowe, zdrowe włosy do połowy pleców.
- Wszystko dobrze kochanie? - Zapytał i podszedł do mnie. Położył swoje ręce na moich ramionach, i popatrzył na mnie swoimi zielonymi oczami.
- Mhm - pokiwałam głową i popatrzyłam na jego twarz.
- Napewno? Spakowałaś już walizkę? - Zapytał i rozglądnął się po moim pokoju.
- Tak, spakowałam już ją wczoraj. - uśmiechnęłam się smutno.
Mój tata to chyba zauważył, więc przyciągnął mnie do siebie i objął czuło. Kocham go. Zawsze wie kiedy jest mi smutno, i kiedy go potrzebuję.
CZYTASZ
Zawsze.| Rafe Cameron.
Romance- Jeśli chciałaś sobie ze mną zrobić zdjęcie, to mogłaś chociaż bliżej podejść albo zapytać. - Uśmiechnął się pokazując szereg białych zębów. Popatrzyłam na niego. Miał piękne, jak ocean oczy. - Co? - zamyśliłam się. - Nie, nie chciałam z tobą zdj...