2. Pokora

101 14 5
                                    

Cas mimo tego, że nie był człowiekiem i właściwie guzik o nich wiedział, to zawsze dawał mu zaskakująco dobre rady.

W przeciwieństwie do Sama nie zmuszał go do rozmawiania o uczuciach.

Z czasem Dean zaczął prosić go o pomoc z innymi problemami. Nawet narzekanie przy Casie na zepsutą Impalę było przyjemne. Łowca miał wrażenie, że mógł powiedzieć mu o wszystkim. Anioł był doskonałym słuchaczem, a co więcej – za każdym razem, kiedy rozmawiali, rozumiał coraz więcej ludzkich zachowań. Strasznie to Deana cieszyło – w końcu jego żarty zaczęły wywoływać w kimś normalne reakcje.

Uniesienie lub zmarszczenie brwi, przekrzywienie głowy czy coraz częstsze uśmiechy - mężczyzna chciwie obserwował każdą nową reakcję Casa i błysk w jego oczach. W jakiś dziwny sposób chciał mu zaimponować. Nie wiedział nawet dlaczego. Być może po prostu lubił rozbawiać swojego dobrego przyjaciela.

Anioł zaczął też towarzyszyć im przy zwykłych sprawach, nie tylko tych bezpośrednio związanych z Niebem czy Piekłem. Dean ucieszył się – co trzy głowy, to nie jedna. Mógł też nauczyć go o potworach i spędzić z nim jeszcze więcej czasu.

Pewnego razu polowali na dość wrednego ducha. Przy wejściu do starego domu, Dean gestem kazał Samowi iść w lewo, Casowi na górę, a sam skierował się na prawo od klatki schodowej.

– Dean, duch jest tam - anioł wskazał za Samem. – Czuję go.

Mężczyzna jedynie pokręcił głową i kontynuował kroki w prawo. Zawsze się rozdzielali, w ten sposób mogli sprawdzić teren, bo nie wiedzieli, co jeszcze mogło kryć się w budynku. Czy zmysły Casa były nastawione też na inne kreatury? Co jeśli w jednej z sypialni znajdą dżina lub zgraję wilkołaków? Przeszukiwanie miejsca polowania sprawdzało się, a Dean nie miał zamiaru z niego rezygnować tylko dlatego, że dołączył do nich trzeci łowca.

Niestety trzeci łowca miał rację.

Sam jako pierwszy spotkał się z duchem i chociaż Cas i Dean szybko dołączyli do akcji, młodszy Winchester był już nieco pokiereszowany. Na szczęście anioł szybko uleczył prawdopodobne wstrząśnienie mózgu i rozcięcia na ramionach Sammy'ego.

– Dean, mówiłem ci... – zaczął anioł, kiedy już spalili znalezione w piwnicy zwłoki.

– Cas, zawsze dzielimy się w ten sposób! Nie mów mi, co mamy robić, bo gówno wiesz o polowaniach! – mężczyzna nie krył zdenerwowania. Wolałby, żeby to jego zaatakował ten duch.

– Chłopaki, nic mi nie jest, przestańcie – Sam gotowy był zatrzymać bójkę.

– Jesteśmy zespołem, a ty nie umiesz przyznać się do błędu.

Ja nie umiem przyznać się do błędu? Słuchaj tego: błędem było zapraszanie cię tutaj, panie wszechwiedzący.

Cas od razu po tych słowach zniknął, co jeszcze bardziej zdenerwowało mężczyznę.

– Dean, nic mi nie jest, wracajmy do motelu – Sama widocznie mocno zdziwiła ta krótka kłótnia.

– Myślisz, że się obraził? – zapytał Dean już w samochodzie. Odpowiedziało mu jedynie wzruszenie ramion brata.

Cas przestał się pojawiać. A im więcej czasu mijało, tym gorzej mężczyzna się czuł. Zareagował zbyt agresywnie, kiedy Samowi groziło niebezpieczeństwo. Nie powinien był krzyczeć, zachował się jak ostatni dupek.

Chciał zaimponować Casowi, a tymczasem zrobił z siebie strasznego buca.

Kiedy kilka dni później byli w drodze i Sam zasnął w fotelu pasażera, Dean zjechał na pobocze, a potem wysiadł z auta. Przeszedł kilka metrów, bo zawsze dziwnie się czuł, modląc się przy bracie. Niezależnie czy ten spał, czy nie.

– Cas, przepraszam – odchrząknął i zaczął. – Masz rację, zachowałem się jak dzieciak. Nie działałem zespołowo, powinienem był cię posłuchać. Dziękuję, że wtedy z nami byłeś, wcale nie żałuję, że cię o to poprosiłem. Zrobiłem błąd, Sam został ranny i dałem ponieść się emocjom – kontynuował. – Proszę, wybacz mi i wracaj na ziemię. Brakuje mi naszych rozmów.

Przez chwilę myślał, że anioł ignoruje jego modlitwy.

– Mi też – w końcu usłyszał za plecami znajomy głos.

– Przepraszam – widząc tę bladą twarz, nie mógł się nie uśmiechnąć i nie objąć Casa.

– Cieszę się, że przyznałeś się do błędu.

Wbrew temu, co do tej pory sądził, z Casem przeprosiny wcale nie były trudne – Dean czuł się znacznie lepiej, a słowa anioła dziwnie go pokrzepiły. Nie mógł sobie wyobrazić takiej samej sytuacji z Samem. Z całej siły wzbraniałby się przed przyznaniem mu racji. A już na pewno po tym jego "a nie mówiłem" spojrzeniu.

– Dean, myślałem o tym od dłuższego czasu...

– Tak? – Winchester nie mógł przestać się uśmiechać.

– Czy mógłbyś nauczyć mnie jazdy samochodem?

– Pewnie! – zaśmiał się Dean. – Musisz się w końcu nauczyć! Zobaczysz, nie będziesz mógł przestać.

Spojrzał w kierunku swojej dziecinki. Sam nie spał, tylko przyglądał się im obu z lekkim uśmiechem, dlatego Dean ruszył powoli w jego stronę.

Był taki zadowolony. Nie tylko ze swoich przeprosin, ale też z możliwości nauki Casa jazdy autem. Będzie mógł spędzić z nim więcej czasu i odwdzięczy się za jego rady.

Warto było przełknąć dumę, aby wszystkie kawałki układanki wróciły na swoje miejsce.

Teraz Dean był cały.

Spotkajmy się pośrodku ❣ DESTIELWhere stories live. Discover now