8. Czystość

77 14 1
                                    

Sam i Dean po latach wspólnych podróży mieli już pewien system. Dean wynajmował pokój, płacił za niego i wnosił ich rzeczy, a Sam w tym czasie zdobywał coś do jedzenia, picia, lokalne gazety oraz Cycate Azjatki dla brata. Potem spotykali się przy stole, a później każdy z nich zatapiał się w swoich rozrywkach. W końcu i tak dużo czasu spędzali razem w aucie - kilka godzin ciszy było im więcej niż potrzebne.

Jednego razu w okolicach Seattle Dean ledwie otworzył swój magazyn, a już mu się znudził. Cycki. Ile można je oglądać? Kawałek ciała, nic nowego. Nagle czuł się nimi trochę zmęczony. Nie interesował go nawet wywiad z Azjatką Miesiąca, ani jej zdjęcie na okładce. Rzucił więc magazyn prosto do kosza przy biurku Sama.

 – Dean, czy czujesz się w porządku? Jesteś chory? – zapytał go od razu brat, kiedy zauważył, co wylądowało w śmietniku wśród pudełek po frytkach i sałatce z tuńczykiem.

 – Nie, czemu?

 – Nie wiem, dziwnie się ostatnio zachowujesz.

 – Bo co, bo znudziły mi się cycki? – starszy Winchester wzruszył ramionami. – Dorośnij, Sam. Życie to nie tylko cycki i whisky.

 – Okej, skoro tak mówisz – zaśmiał się Sam, po czym wrócił do swojego komputera.

Cała rozmowa z Casem o cholernych plackach jabłkowych, wiśniowych czy innych sprawiła, że nie miał ochoty na żadne cycki ani seks.

Sam pewnie sądził, że dziwnie się zachowuje, bo Dean sporo ostatnio myślał. Głównie o sobie, ale też o Casie. Jego niekończący się potok pytań skłaniał mężczyznę do wielu refleksji, na przykład o tym, co mu się podobało.

Kobiety są przecież takie piękne i odważne. Przebywanie z nimi czy seks były czystą przyjemnością, której nigdy nie miał dosyć. Do tej pory.

Czy w ten sam sposób patrzył także na mężczyzn?

Nie wiedział, bo nigdy się nad tym nie zastanawiał. Do tej pory.

Chociaż niektórzy faceci mieli w sobie coś atrakcyjnego, czego nie mógł zdefiniować.

Niektórzy faceci jak Cas.

Pamiętał jednak swoją dziwną obsesję Jimmym Ascottem – kolegą z liceum gdzieś w Teksasie, gdzie Winchesterowie spędzili pół roku. Deana wówczas bardzo ciekawiły relacje Jimmy'ego z dziewczynami, toteż wypytywał go o wszystkie szczegóły jego podbojów. Jako dorosły mężczyzna pamiętał jednak, że skupiał się na obrazie Jimmy'ego w tych historiach – obraz dziewczyn raczej aż tak go nie interesował.

Potrafił kilkakrotnie zagapić się na nagi tors w telewizyjnej reklamie dezodorantu, czy dyskretnie obejrzeć za... dobrze zbudowanymi pośladkami. Ale czy to od razu oznaczało, że był gejem?

Czy fakt, że Cas go fascynował, oznaczał, że Dean chciał od niego czegoś więcej, niż tylko przyjaźni?

Myślenie o tym doprowadzało go do szału, ponieważ nie znał odpowiedzi na te pytania, a wydawało się, że musiał poznać je jak najszybciej.

Zamiast machać tylko nerwowo nogą, wypadł z motelu, nie zważając na zmartwione spojrzenie Sama, i ruszył w dół drogi. Październikowa mżawka na twarzy w dziwny sposób pomagała mu się skupić.

Normalnie w takiej sytuacji chciałby porozmawiać z Casem. Wyrzucenie na kogoś swoich frustracji, nawet jeśli ten drugi ktoś nie do końca wszystko rozumiał, było bardzo wygodne. Czy Dean czuł się jednak na siłach, aby usłyszeć to, co przyjaciel miał do powiedzenia?

Jak na złość, anioł pojawił się przy nim właśnie w tej chwili.

Być może zbyt intensywne myślenie miało moc przywoływania tych skrzydlatych typków.

 – Dean? – zawołał zdziwiony do oddalającego się szybko mężczyzny. Chyba nigdy nie widział go przechadzającego się szybko wzdłuż autostrady. – Wszystko w porządku?

 – Nie. Znaczy tak – poprawił się. – Nie wiem. Nic mi nie jest, Cas, zostaw mnie w spokoju – wypowiedział te słowa, ale w głębi ducha chciał, by anioł przy nim został.

 – Może powinieneś zejść z tej drogi. Wygląda na niebezpieczną.

Anioł miał rację. Nawet w deszczu ciężarówki jeździły tu naprawdę szybko, a autostrada nie była najlepszym miejscem na spacer. Dean przeskoczył więc niską barierkę i wszedł do gęstego lasu. Szum ulicy stopniowo cichł za jego plecami. Za sobą słyszał także niespieszne kroki Casa.

 – Czujesz się czasem zagubiony? – zapytał, nie zatrzymując się, ani nie odwracając. Wiedział, że anioł doskonale go słyszy i zaraz teleportuje się bliżej Deana.

 – Tak. Nawet nie wiesz, jak często.

 – Czy myślisz, że można lubić laski i facetów jednocześnie?

 – Oczywiście.

 – I nie wydaje ci się to popieprzone? Że ktoś nie wybiera jednej z tych dwóch opcji?

 – Nie. – Cas dogonił do i teraz ramię w ramię przedzierali się przez leśny gąszcz. – A ty?

 – Nie wiem. Czuję się taki... brudny. Wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby...

 – Ale nie jest. Dean, jeśli sprawiam, że czujesz się niekomfortowo, mogę odejść – anioł raptownie się zatrzymał, ku zdziwieniu łowcy.

 – Co? Nie, dzięki, że ze mną jesteś. Cenię nasze rozmowy. Chodzi o to, że... ugh – mężczyzna zamknął oczy i potarł dłonią czoło, aż poczuł na nadgarstku chłodny uścisk palców anioła.

 – Wszystko będzie w porządku, Dean.

Przez kilka sekund stali tak, wpatrując się w siebie nawzajem. Cas wciąż trzymał jego nadgarstek w dziwnym uchwycie. Jego dotyk był taki... wspierający, pocieszający. Mężczyzna nie chciał, aby się skończył.

 – Nie jesteś brudny za lubienie... placków wiśniowych czy jabłkowych, czy jagodowych. – Dean był mu bardzo wdzięczny za używanie takich metafor. Dzięki nim wszystko wydawało się znacznie łatwiejsze. – Jesteś idealny taki, jaki jesteś.

O ile wcześniej serce biło mu tylko trochę szybciej niż zwykle, to teraz miał wrażenie, że dudniło głośno na cały las. Ciężka cisza pomiędzy nimi jeszcze bardziej potęgowała ten efekt.

 – Dzięki – wychrypiał cicho. Kiedy patrzył na Casa, momentalnie robiło mu się sucho w gardle. Przesunął się tak, aby uścisnąć dłoń Casa i zabrał ramię. – Czy możemy wrócić do motelu? Muszę wziąć długi, zimny prysznic.

Może tak było lepiej.

To, co niewypowiedziane nie może nikogo skrzywdzić.


Spotkajmy się pośrodku ❣ DESTIELWhere stories live. Discover now