8

46 5 2
                                    

- Jest pani groźniejsza od [imię chłopaka]

- Owszem. Jesteście na mojej prywatnej wyspie. Ustalam tu zasady.

- Co możesz mi zrobić?

- Dwa kroki na przód.

Zrobił to, w pewnym momencie leżał na glebie na glebie stękając z bólu.

- Ktoś jeszcze ma jakieś obiekcje?

Martwota...

- Świetnie. Przez pierwsze 2 tygodnie zagracie sobie w kolorową wojnę.

- Jaki w tym cel- zapytała dziewczyna.

- ^*#%! Spokojnie... wy bachory nie jesteście gotowi na wojnę.

- Coo?

- Moja intuicja i zmysły aż się rwą. Szykuje się coś poważnego. A wasze umiejętności o kant dupy można rozbić. Szkoda mi was, więc postanowiłam wytrenować jak się da. Coś jeszcze?

- Jakie są zasady gry?

- Bardzo proste. Dostaniecie gumowy nóż, farbę w spreju i chustę do wezwania pomocy. W zestawie jest też zapas (butelka wody i batonik). Resztę zdobywacie sami. Każdy z was zajmuje terytorium, które oznacza farbą. Teren ten można przejąć max. 3 razy. Zabijanie czy poważne zranienia są wykluczone, inaczej będziecie mieli do czynienia ze mną. Tworzenie sojuszy jest jak najbardziej dozwolone. Przejęty obszar zamalowujecie własnym terenem. Rzeka jest punktem spornym, ale też neutralnym. Kwestia dogadania jak leży granica. Las jest duży. Uważajcie na dziką zwierzynę. Ostanie zero używania mocy. Za złamanie którejś zasady wylatuje. Przegrany zgłasza się do bunkra. Rozejść się.

Kobieta chwyciła dwóch uczestników. Jednym z nich byłem ja.

- Wy dwaj idziecie ze mną. Przez dwa dni oglądacie ze mną a dopiero potem dołączycie.

Drugi nastolatek głośno się sprzeciwiał, ale wojskowa miała go gdzieś. Podczas obserwacji analizowali wiele rzeczy i przeprowadzali symulacje na tablicy. W tym taktykę swoich kolegów.

- Co za słabeusze!

- Może ich pani nie obrażać?

- Prawdę mówię.

Minął określony czas i mogli przystąpić. Pozorowana bitwa trwała 2 tygodnie. Wygrałem. Wszyscy bez wyjątku ledwo trzymali się na nogach, cali uwalani ziemią.

- Co z wami? Daję wam 6 minut na pozbieranie się.

- Żartuje pani.

- A wyglądam? Zmarnowałeś 2 minuty z przydziału.

Reszta też sądziła, że to żart. Postawa babki nie wskazywała na to. Kilku udało się zdrzemnąć. Niektórzy siedzieli patrząc nieruchomo.

- Koniec czasu!

Spotkało się to z jękiem dezaprobaty.

- Zamknąć się! Do szeregu i baczność.

Sprawdziła czy nikt nie zginął. Zagoniła ich do łóżek przypominając o pobudce punkt 4.

- Wieczorem, tak - próbowała sobie wmówić.

- Rano- poprawił ją kolega.

- Dajcie żyć- smęcił inny.

Zrobiły co powiedziała. W koszarach znajdowały się łóżka piętrowe. Rozwiązali przydział przez kamień, papier.

strażnik nocyWhere stories live. Discover now