17

22 0 1
                                    

Wyspa znajdowała się godzinę drogi od Aichi w Nagoi. Technicznie to wciąż Japonia. Żeby dostać się na stały ląd potrzeba łodzi lub innego pływającego transportu.
Późno w nocy zaraz po wylądowaniu samolotu odebrałem wiadomość.
- Mamy misje dla ciebie, nie możesz odmówić.
Byłem na granicy paniki. Znaleźli mnie. Pomimo zmieniania miejsc, dbania by moja część zawsze była zakryta. Kiedy mnie śledzili, czemu nie zauważyłem. Teraz za późno by zawrócić. Na wyspie wyróżniała się wieża kontrolna. Och jak bardzo chciałem wziąć udział w organizowanych targach. Ważniejsza była misja. Te dwie kobiety, które były na celowniku i nie wiedzą o czyhającym zagrożeniu.
Gdzie indziej w laboratorium daleko pod budynkami jeden z naukowców pracował nad genomem szczególnego wirusa. Miało to posunąć medycynę naprzód. Podczas przerwy kolega z innego wydziału potrącił fiolkę z nieznaną zawartością. Wprowadziło to zły los na całe laboratorium. W ciągu najbliższych dni umarły trzy osoby, a ginęli Kolejni. Nie potrafi jej wskazać konkretne i przyczyny co doprowadzało do tak złej sytuacji. Na samym końcu uratowała się tylko jedna osoba. Wówczas praktykował tam młodzik i to on był jedynym ocalałym. Zdawało się w tamtym czasie bezpiecznie skryć. Ubrał kombinezon ochronny przeszukując pomieszczenia. Na urządzeniu odczyty szalały. Miejsce było strefą skażenia i w każdej chwili mogło być gorzej. Chłopak przewalił dokumenty i opróżnił szafki szuflad kropka zabrał ze sobą klucz i grubą kopertę najważniejszych odkryć. Reszta poszła z dymem. Nikt nie spodziewał się ataku na odludna wyspę otoczona tonami wody wokół siebie. W powstałym zamieszaniu niezauważony przebrałem się w kostium strażnika. Pył latały wśród gruzów. Ktoś musiał coś zrobić. Z oprychami walczyła lokalna służba. Kolejna porcja zanieczyszczenia osiadła mi na twarzy, podeszła do mnie kobieta. Czyjaś matka. Jej ręce uczepiły się mojego kostiumu. Wyglądała na zrozpaczoną.
- Pięciu zostało zamordowanych i ponad tyle razy więcej rannych. Znajdź moje dziecko!- krzyczała ze łzami w oczach.
Wstrząśnięty przetwarzałem co powiedziała. Wyrwałem jej rękę z ubrania.
- Proszę tu zostać. Poszukam pani dziecka. Jak się nazywa?
- Theo. Teoś ma 5 lat.
- Rozumiem.
Wolałem chłopca, nasłuchując czy nie nadchodzi odpowiedź czy choćby jakiś dźwięk. Każda chwila zmarnowana na szukanie zmniejszała szanse na jego ocalenie.
A co jeśli nie żyje- zastanawiałem się. Skarciłem się natychmiast.

- Nie poddawaj się! 

Póki nie ma ciała to wciąż może być pogrzebany przez gruz. Przybiegałem koło bohaterów i policji pytając o małe dziecko. Niestety żaden z ocalony nie był poszukiwanym. Szukałem dalej zastanawiając się przy okazji czy ja wyglądałem jak te służby porządkowe. Nikt nie był podejrzliwy. Jakiś czas temu przecież media pokazywały mnie. Czyżby nie skojarzyli tego ze mną? Nie ma co. Szukałem dalej. Koło wieży usłyszałem slaby jęk. Czyżby to...pospiesznie usuwałem kawałki skał. Wolałem nawet o wsparcie. Żeby tylko żył. Historia ta miała dobre zakończenie bynajmniej. 

Po wszystkim ze złością wszedłem do kwatery wojskowej w Yokohamie, uderzając w znajdujący się tam stół. 

- Musiałem zostać wysłany w chaos?! Tyle niewinnych... Dranie!

- To zadanie miało sprawdzić czy dasz radę uciec i wykonać punkty zadania.

Okularnik poprawił zaparowane szkiełka na nosie. Pani Nagnat wyglądała na skruszoną, ale nic nie mogła zdziałać.

- Myślisz, że moje życie jest niewarte- zapytałem okularnika z jadem- bo jestem strażnikiem. O! Moje życie można poświęcić!

- Uspokój się- negocjowała wojskowa.

- Odchodzę. Nigdy więcej nie pójdę na żaden układ- odparłem zimno wychodząc z sali. Po pracy w czwartek wyruszył do swojego strażniczych obowiązków szybciej niż zwykle.

Sam sobie będę sterem i żeglarzem.

strażnik nocyWhere stories live. Discover now