P R O L O G

939 89 61
                                    

***

Ich twarze przyozdabiały uśmiechy, tak bardzo szerokie i radosne. Były pełne życia, pełne nieświadomości tego, jak świat, który dopiero poznają, potrafi zranić.

Był jak tsunami.

Z ogromnym entuzjazmem machały swoimi małymi rączkami w stronę nowo upieczonych rodziców. Energia wręcz tryskała wokół nich niewidzialnymi iskierkami radości.

W jego wnętrzu kryło się centrum zagłady, które umiejętnie skrywał.

I nagle czar prysł. Z ich maleńkich płuc wydobył się krzyk, rozdzierający sielankową do tej pory atmosferę. Płacz w tym wieku jest rzeczą naturalną. Nabywamy wprawę do tego już od maleńkości, choć powody z czasem nabierają rozpędu i powagi.

Gdy ono wybuchło, niepostrzeżenie zaczął okrążać wszystko dookoła, otulając świat kłamliwą pierzyną bezpiecznych fal, szykując niespodziewane spustoszenie.

Z dziwną melancholią obserwowałam, jak świeża w swojej roli matka bierze płaczące maleństwo na ręce i opiekuńczo przyciąga je do swojego ciała. Otula małe zawiniątko z całą dokładnością i zaczyna kołysać, patrząc na nie z zachwytem wypisanym w oczach, pomimo łez spływających licznie po pucołowatych i zaczerwienionych policzkach, a przede wszystkim biła od niej miłością, tak bardzo widoczna w gestach.

Ten widok zawsze sprawiał, że moje tętno zwalniało w nerwowych momentach. Małe dzieci miały w sobie coś magicznego, co nienaturalnie szybko mnie uspokajało. Mimo, iż nie przepadałam za tymi małymi istotami, ich widok był dla mnie tak kojący, jak dla niektórych najsilniejsze tabletki na uspokojenie.

W rzeczywistości zwiastował śmierć.

Ale tego dnia było inaczej.

Chaos. Masakrę.

Dziś oprócz mnie samej, zawiódł również mój najsilniejszy lek na uspokojenie. A może i nie? Może dziś zadziałał dużo skuteczniej niż zazwyczaj, dlatego czułam to wszechogarniające uczucie pustki w piersi?

W ferworze jego działań kąpał się każdy, kogo spotkał i obdarzył choć minimalną uwagą.

Nie wiedziałam, ile tam już stałam, wpatrując się jedynie w cud narodzin, jak poniektórzy śmiali określać.

A oni byli głupcami.

Ludzie mówią, że życie jest darem. Dla niektórych jest ono jednak jak najgorszy koszmar. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Chciałabym poznać obie perspektywy, by w przyszłości móc powiedzieć, czym dla mnie było życie.

W końcu był tsunami, a ludzie tylko ludźmi.

Zastanawiało mnie, co tak właściwie czułam. Naprawdę ciężko było to określić. To nie był spokój, ani wściekłość. Nie był to też smutek. Chyba najbliżej było mi do rozgoryczenia i pustki, która w niezdrowy sposób przemawiała przez pory mojej skóry.

Zwierzęta czuły jego nieprawość. Uciekały przed nim czym prędzej, z setek mil wyczuwając rychłe niebezpieczeństwo, które zwiastował.

Najgorsze jednak było to, że w moim przypadku uczucie pustki nie zwiastowało nic dobrego.

A ludzie? Widzieli w nim piękno, nadzieję, artyzm.

Swoje kroki skierowałam ku wyjściu ze szpitala. Kiedyś kochałam to miejsce. Spędzałam w jego murach naprawdę wiele czasu. Można powiedzieć, że tutaj się wychowywałam. Tutaj dorastałam. Tutaj poznałam swoich przyjaciół. Tutaj zrozumiałam wartość życia, a także śmierci.

I teraz właśnie tutaj podcięto mi skrzydła i postawiono przed faktem dokonanym.

Byli tak ślepi, że sami zapraszali go w swoje objęcia, pozwalając na wprowadzenie nadchodzącego chaosu do ich życia.

Za drzwiami nr 125 skrywał swoje oblicze mój wieloletni azyl. Był dla mnie niczym tajemniczy ogród dla Mary Lennox. Sala terapeutyczna dr Mayson zawsze sprawiała, że czułam się komfortowo, a jej ściany znały więcej moich tajemnic niż ja sama. Nawet postawienie mojej diagnozy o depresji, nie wydawało się być czymś strasznym w jej przyjaznych murach.

Nie wiedzieli, że to właśnie on - optimum piękna - był ich zniszczeniem.

Aczkolwiek nadszedł dzień, w którym jego czar prysł.

Był ich zgubą, po której zawita jedynie pustka.

Przyjazna atmosfera zmieniła się w powiew arktycznego powietrza, otaczającego moje serce swoimi mroźnymi szponami, nadając nowy przydomek.

Był tsunami, które wybuchło dawno temu i w końcu dotarło do brzegu.

Choroba afektywna dwubiegunowa.

A ja byłam jedynie człowiekiem.

***

#nieboponadnami_watt


Witam Was wszystkich w tym krótkim wstępie!

Chciałabym Wam przedstawić replikę "Sick love", która ostatecznie jest czymś dużo większym, niż może się na razie wydawać.

Jeśli czytaliście pierwotną wersję, wiecie że to kopalnia łez i cierpienia, a ta wersja jest potęgą, kochani. Możliwe, iż nie znajdziecie tego, co było w pierwotnej wersji, ale właśnie o to chodzi! Czekajcie na niespodziewane.

Jeśli jednak nie czytaliście Sick love, krzyżyk na drogę dla Was.

Nie będę zachęcać do powrotu do tamtej wersji, bo styl pisania początkowych rozdziałów nie powala, choć jednocześnie też nie będę Was zniechęcać, bo są tam moje ukochane perełki, które są naprawdę warte przeczytania.

Dla osób nowych ostrzeżenie - trzymajcie swoje kapcie, bo możecie je stracić.

Dla osób znajomych przypomnienie - meliska będzie jeszcze bardziej potrzebna niż przedtem.

Przesyłam całuski i dozy cierpliwości do autorki,
breathofwind_

Niebo ponad Nami | Dylogia Nocnego Nieba #1Where stories live. Discover now