II. Były jak gwieździste niebo w letnią noc

339 42 50
                                    

chwila obecna

Dokładnie godzinę temu opuściłam budynek szpitala z myślą, że już nigdy więcej tam nie wrócę. Zastanawiałam się jednak, kogo okłamywałam bardziej? Doktor Vivian, którą zostawiłam bez słowa w jej gabinecie, czy samą siebie, stojąc jak słup soli w parku przed szklaną budowlą, która wręcz wołała mnie, bym wróciła z powrotem do jej wnętrza?

-Twoja diagnoza wydawała się być cały czas jednoznaczna, ale po dłuższej obserwacji i kilku wywiadach środowiskowych z twoimi bliskimi, muszę przyznać się do błędu, Noemi. Wiem, że to może być druzgocąca wiadomość, lecz niestety taka jest rzeczywistość. To nie depresja.

Chłodny wiatr owiewał moje ciało, gdy ja po prostu stałam i wpatrywałam się w obraz przed sobą. Starałam się zrozumieć, co mogły oznaczać dla mnie słowa Vivian. To wszystko wydawało się być abstrakcją. Zawsze powtarzała, że mój stan nie wymagał hospitalizacji. Gdy tylko mówiłam jej o swoich obawach, znalezienia się pod obserwacją specjalistów, stanowczo to negowała, zapewniając, że nie było ze mną tak źle. A teraz nagle oznajmiła, że choroba dwubiegunowa, która nagle się u mnie objawiła, wymagała sprecyzowania leków, a to jednoznaczne z chwilowym lub nie, przeniesieniem się w szpitalne ściany.

Nie chciałam być wariatką. Przecież ludzie żyli z chorobami psychicznymi poza szpitalami psychiatrycznymi, więc czemu miałam tam zamieszkać? Czemu kłamała tyle lat, wmawiając mi, że nigdy tam nie trafię? Czemu mówiła, że mieszczę się w granicach normalności?

Miałam ochotę stać się niewidzialną, szczególnie gdy nieświadoma swojego ciała, zaczęłam ponownie kroczyć przez korytarze KRH. Moje zarzekania się, że już tu nie wrócę, legły w gruzach. Potrzebowałam czegoś na uspokojenie, a niemowlaki wydawały się być tego idealną definicją. Moje nerwy wciąż rosły, ponieważ stale czułam na sobie wzrok ludzi na około. Ze zdziwieniem jednak przyjmowałam fakt, że nikogo na tym jeszcze nie przyłapałam. Za każdym razem, jak podniosłam wzrok, nikt na mnie choćby kątem oka nie spoglądał. Jakbym rzeczywiście była niewidzialna. Więc czemu wciąż słyszałam gwarny szept?

Docierając do mojego ukochanego miejsca, zdałam sobie sprawę z tego, że przez cały ten czas wbijałam paznokcie we wnętrze dłoni, pozostawiając na nich zarys krwawych księżyców. Strzepałam je lekko, by pozbyć się piekącego uczucia i ukryłam w kieszeniach bluzy.

Skupiając się na takich małych rzeczach, zaczynało do mnie docierać, iż może rzeczywiście było ze mną coś nie tak. Wydawałam się być równie pokręcona, jak moje aktualne myśli. Otworzyłam małą dyskusję z samą sobą, w której chciałam przewidzieć swoje przyszłe losy. Jak teraz będzie wyglądać moje życie? Czy wszyscy zauważą zmianę w moim zachowaniu? A może już wiedzieli? Może tylko ja byłam na to ślepa? Kiedy miałabym przenieść się do szpitala? Jak będzie przebiegać cała ta szopka z lekami? Jak wiele ich będzie? Co ze szkołą? Przecież nie mogłam zawalić kolejnego roku.

Nagle moje myśli zmieniły tor, a ja zaczęłam intensywnie myśleć o tym, co działo się w przeciągu ostatnich dwóch tygodni. W piersi poczułam uścisk, a jakieś niewidzialne macki zaczęły oplatać mój mózg, sprawiając wrażenie małego pomieszczenia bez dostępu do powietrza.

Często miewałam chwile, gdy próbowałam przypomnieć sobie dany fragment z życia, który z niewiadomych powodów mi umykał, ale w większości przypadków nie potrafiłam tego zrobić. Panika opiewała wtedy moje ciało w paraliżujący sposób, zabierając tlen i zdrowy rozsądek. Najgorsze były momenty, kiedy te wspomnienia wracały w najmniej spodziewanych chwilach, na przykład w szkole podczas zajęć, czy na przerwie, gdy spokojnie jadłam drugie śniadanie albo podczas zwykłej rozmowy z przyjaciółmi. Zabierały wtedy całe pokłady pozytywnej mnie, oplatając umysł i robiąc w nim totalny bałagan. Czasem zaciskały się mocno na mojej szyi, pozbawiając oddechu. Po prostu przytłaczały całym swoim ciężarem, jakby były powodem tego, że żyłam.

Niebo ponad Nami | Dylogia Nocnego Nieba #1Where stories live. Discover now