XVIII. Był istnym bałaganem

72 10 16
                                    


Szum szpitalnego gwaru, znajomy stukot kół łóżka sunących po wydeptanych posadzkach. Stłumione krzyki ludzi, którzy wydawali się kotłować w panice.

Ta kakofonia dźwięków sprawiała, że miałam ochotę zniknąć. Wyłączyć swoje zmysły i stać się niema na wszystko, co docierało do mnie z zewnątrz. Uczucie pustki narastało w mojej piersi, a przed oczami rozprzestrzeniała się przyjemna ciemność, od czasu do czasu mrugając do mnie jasnym blaskiem.

Próba przywrócenia wspomnień z kilku ostatnich godzin, okazała się zbyt wymagającą czynnością, a jej skutkiem był przeszywający ból czaszki. Powieki wydawały się być zbyt ciężkie, by móc je podnieść, podobnie jak kończyny. Całe ciało było trochę jak nie moje. Zbyt odległe, by nim kierować, a jednocześnie zbyt bliskie by nie wiedzieć, że należało do mnie. Miałam wrażenie, że moje płuca puchną i kurczą się w przerażającym tempie. Oddech zapadł się gdzieś w okolicy mostka, a ja nie mogłam nabrać kolejnej porcji powietrza. Poziom mojej paniki wzrastał z każdą sekundą.

Chciałam krzyczeć, ale straciłam głos.

Chciałam uciec, ale ciało nie współgrało z moim mózgiem.

Chciałam płakać, ale spod moich powiek nie wydobyła się nawet jedna słona łza.

Byłam w potrzasku własnego ciała i nikt nie był w stanie mnie uratować.

Te głosy wokół mnie, na próżno lewitowały poza moją kontrolą i świadomością. Osoby, które pchały moje nosze, traciły czas. Mieli pewnie nadzieję, że mnie uratują, że ożywią moje prawie martwe ciało, ale nie wiedzieli, że byłam martwa od dnia, w którym straciłam najważniejsze osoby w moim życiu.

Po co chcieli mnie na nowo wciągać do tego świata, skoro on był pusty i smutny bez nich? Moja podświadomość znała moje potrzeby, a los był zapisany w gwiazdach jeszcze zanim się urodziłam. Skoro nadszedł moment, bym spotkała tatę i brata, czemu chcieli mi to odebrać?

Przestałam walczyć. Brak powietrza nie doskwierał już tak bardzo, jak chwilę temu. Poddałam się losowi, bo w końcu kiedyś musiałam przestać walczyć o życie, które nawet nie było moje. Pozwoliłam sobie odpłynąć w towarzystwie myśli, że w końcu zaznam realnego szczęścia.

***

Spoglądałam przed siebie, wciąż odczuwając odrętwienie kończyn spowodowane przez szok. Pod moim ciałem leżał nieruchomo Jeremiah, nie wydając z siebie nawet najcichszego dźwięku. Mój mózg pracował na najwyższych obrotach, a wspomnienie, które wdarło się pomiędzy ten chaos, wciąż krążyło wesoło w myślach. Czy to właśnie było to, co widzą ludzie, mówiąc, że życie przeleciało im przed oczami?

– Mój but...

Ciało chłopaka pode mną poruszyło się gwałtownie, sprawiając że spadłam na ziemię, przecierając piszczele i kolana kolejny raz tego dnia o nierówną powierzchnię peronu.

– Nie zgadzam się na to! Nigdzie z tobą nie jadę! Ty jesteś niezrównoważona psychicznie! Kładąc się na tych torach, zachowałaś się prawie tak, jakbyś rzucała się pod jebany pociąg! Nadal nie jestem pewien, jakim cudem przed nim zdążyłaś, ale sekunda później, a byłoby po tobie!

Niebieskooki stał nade mną z rozszalałym oddechem w piersi i morderczym wzrokiem wwierconym w moją osobę. Chodził w kółko, wymachując rękoma, co strasznie mnie bawiło. Naprawdę wyglądał jak szalony naukowiec.

– No i z czego tak się cieszysz?! – chłopak podniósł głos, a w mojej głowie zaskoczył odpowiedni przełącznik, przez co śmiech zatonął mi w piersi, ustępując miejsca milczeniu.

Niebo ponad Nami | Dylogia Nocnego Nieba #1Where stories live. Discover now