07.10.1982 r. - popołudnie

310 27 1
                                    

Wszedł do holu kamienicy przy Grimmauld Place 12, minę miał poważną, odwiesił płaszcz przy drzwiach, zostawił buty w szafce. Nie myślał o tym, powinno być tam o wiele więcej szpargałów należących do Jamesa. Ruszył do kuchni, gdzie Stworek właśnie nalewał zupy do głębokiego talerza. Umył jedynie dłonie i usiadł do już zastawionego dla jednej osoby stołu. Przez moment spojrzał na miejsce, gdzie stał James, gdy wykrzyczał, że chce odejść, jednak szybko się zganił za to, a wzrok skupił na zupie.

Zjadł, wziął kubek z herbatą, wcześniej wlewając do niej trochę syropu malinowego. Wszedł na drugie piętro budynku do pracowni, tam na biurku stała jego torba, którą odesłał zaraz po tym, jak wrócił do domu. Wyciągnął z niej wszystko i spojrzał na plan. W ciągu tych czterech dni na studiach miał już chemię organiczną i nieorganiczną, anatomię, biologię z genetyką, biofizykę, matematykę, botanikę farmaceutyczną i łacinę, poznał wykładowcę każdego z tych przedmiotów oraz ich zasady.

Został mu ostatni dzień tego tygodnia, piątek. Od kolejnego poniedziałku zajęcia będą bardziej wymagające, nie będą rozpoczynały się od tłumaczenia zasad zaliczenia i wagi oceny, a będzie wymagana wiedza z pierwszych zajęć. Zaczął pakować się na nowo, cały czas miał jeden zeszyt, w którym zbierał wszystkie informacje, jak choćby to, że żeby podejść do egzaminu na koniec wykładów o anatomii musi z ćwiczeń uzyskać co najmniej 4, mimo że zajęcia prowadzi inny wykładowca. Podobne zasady pojawiały się na niemal każdych zajęciach, na przykład pani Williams, która prowadzi zarówno wykłady, jak i laboratoria z chemii nieorganicznej do praktycznych doświadczeń dopuszcza jedynie osoby ze średnią 4,5 z wejściówek, które urządza na każdych wykładach.

W ostatni dzień tygodnia został mu język francuski, którego uczył się od dziecka, laboratoria z biofizyki i doraźna pomoc medyczna. Do ostatniego przedmiotu musiał wziąć wyznaczony przez wykładowcę Podręcznik pierwszej pomocy. Zdążył już przeczytać cały tuż po zakupie. Do tej pory pomoc medyczna była dla niego jednoznaczna z różdżką, a pierwszy raz brał pod uwagę, że on sam, bez magii może komuś pomóc. Upewnił się jeszcze, że ma w odpowiedniej przegródce długopisy w dwóch kolorach, a w portfelu kilkadziesiąt funtów, dbał o to od kiedy wmawiał staruszce w warzywniaku, że galeony to waluta Gruzji.

Gdy wszystko się zgadzało podszedł do metalowego biurka, na którym stał kociołek, zatrzymał się, by delikatnie spojrzeć w jego puste wnętrze. Przywołał dwa kolejne i lekko uśmiechnął się do siebie.

- Aguamenti. - Wypełnił je do połowy wodą i podłożył pod nie ogień, by woda się zaczęła powoli gotować.

Obrócił się w stronę szklanych gablot wypełnionych składnikami. Już na pamięć znał recepturę eliksiru tojadowego, co miesiąc przygotowywał go dla Remusa i niedługo znowu miał być niezbędny. Wyciągnął znacznie więcej składników niż zazwyczaj używał, chciał przygotować trzy porcje. Jedną standardową, a dwie eksperymentalne z dodatkami różnych składników aktywnych działających przeciwbólowo.

Regulus w rzeczywistości po to poszedł na studia, by pomóc swojemu przyszłemu szwagrowi, ale też przyjacielowi. Nie mówił o tym głośno, nie chciał dawać mu nadziei, jednak sam miał ją w sobie i nie pozwalała mu się poddać za każdym razem, gdy wywar nie nadawał się do niczego. Wtedy siadał za dębowym biurkiem w drugiej części pomieszczenia, spisywał błędną recepturę i analizował błędy. Tym razem miał dodać do jednego wywaru ibuprofen, a do drugiego kwas acetylosalicylowy. Ostatnim razem też ich używał, jednak dodał je jako drugie w kolejności, po tojadzie, który obowiązkowo musi jako pierwszy oddać swoje właściwości. Tego dnia chciał je dodać jako trzeci składnik, tak żeby tojad zdążył się połączyć z figą abisyńską.

Gdy wszystkie składniki, łącznie z tymi mugolskiego pochodzenia zostały zebrane i ułożone na wolnym blacie zabrał się do pracy. Kroił, siekał, rozkruszał poszczególne ingrediencje, dodawał je do wywaru w ustalonej kolejności. Rzucił zaklęcie na chochle tak, by te równo mieszały każdy wywar w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Jego ruchy były spokojne i płynne, wykonywał je w rytm Piano Man od Billy'ego Joela.

W różne strony - JegulusDonde viven las historias. Descúbrelo ahora