Tego nie przemyśleliśmy!

10 3 0
                                    

- powiedz mi gdzie jesteśmy! Czuje się nieswojo tutaj.
- jesteśmy na boisku do koszykówki. Zagramy sobie.
- a dlatego masz piłkę w ręce. Rozumiem. Tylko jest pewien problem, nie umiem grać. Potrafię biegać ale nie trafiać do kosza.
- spokojnie kwiatuszku. Nauczę cię.
Wchodzimy na boisko, a Jackson od razu zaczyna kozłować. Robi to jak profesjonalista. Naprawdę. Patrze na niego z otwarta buzią. Nie wierze właśnie zrobił wrzutkę do kosza.
- ej ty tak na serio? I ja mam grać przeciwko tobie?
- to akurat było bardzo łatwe. Mogę cię nauczyć. Choć najpierw sobie chwile pobrany a potem nauczę cię najważniejszych rzutów.
Graliśmy przez chwile. Uważam, że ta gra nie miała sensu. Nawet jak rzucałam celnie i piłka prawie trafiała do kosza on zawsze skakał i ją odpychał. Gzie tutaj jest zabawa? 
- odpuśćmy sobie. Ja nie nauczę się grać, jak ty będziesz ciągle przeszkadzał.
- masz racje, ale choć troszeczkę cię pouczę.
Nauczył mnie rzucać. Super prawda? Szkoda, że jak graliśmy to on i tak ją odpychał żeby nie trafiła. Zmęczona opadał na boisko i leżę na plecach. Kładzie się koło mnie Jackson.
- zmęczona?
- a nie wyglądam?- mówię sarkastycznym głosem. - gdzie nauczyłeś się tak grać?
- w szkole średniej grałem w koszykówkę. Od pierwszej do ósmej. Ale...- jego głos się zacina- w połowie ósmej złapałem kontuzje. Nie mogłem już wrócić do gry. Byłem załamany psychicznie. To było moje życie. Teraz to tylko moja pasja. Nigdy już nie będę w takiej formie.
Widzę, że łza mu leci po policzku.
- hej, nie płacz.- przytulam go.-Jak trafiłeś do plastyka?
-zawsze umiałem rysować. Choć nie wyobrażałem sobie, że będę zdawać do plastyka. Miałem iść do sportowej. Miałem już tam kolegów. No ale no. Wszystko się zepsuło. Ale teraz zrozumiałem, że gdybym nie poszedł do plastyka nie poznał bym mojej przyjaciółki.
- jak się nazywa?
- hm, wydaje mi się, że kwiatuszek. Tak naprawdę to Czesława.
- nie znam żadnej Czesławy.
- jak to nie. Każdy zna Czesie. Jest to najlepsza artystka, trochę kujonka a co najważniejsze jest najszybszym sprinterem.- uśmiecha się do mnie.
- a już wiem która. Ta z drugiej klasy?
- chyba tak.
- znasz Wiktora? Taki jeden typek z trzeciej.
- nie przypominam sobie.
- jest wysoki, ma leciutkie loczki, super rysuje i gra w kosza.
- jest przystojny?
- nie, wcale wygląda jak kaczka.
- gdybym był na jego miejscu obraziłbym się na ciebie.
- za bardzo mnie lubi. Nigdy by mi tego nie zrobił. Chce się jeszcze coś spytać. Ile lat trenowałeś koszykówkę?
- No osiem. Matematyka się kłania.
- Jezu jak dużo. Przez ten cały czas nauczyłeś się tylko wsadu?
- nie- śmieje się- pokarze ci.
Przez najbliższy czas czułam się jak na mam talent. Pokazywał mi wszystkie sztuczki. Dużo ich było. Większość wychodziła mu perfekcyjnie a inne wymagałyby jeszcze trochę dopracowania. To zapewne przez tą długa przerwę.
- wiesz co powinieneś dołączyć do jakiegoś klubu. Przydałoby się tobie.
- może i masz racje. Jest ci zimno? Wiedzę, ze się trzęsiesz.- daje mi swoją bluzę.- choć wracamy do domu. Idziemy tą samą drogą co przyszliśmy, a na tak samo marudzę. W końcu docieramy do okna.
- ej jak zamierzasz tam wejść? Przecież ono jest zamknięte.- mówię
- jaja se robisz. Prawda?- mówi zawiedziony- albo będziemy spać na ulicy albo pójdziemy gdzieś do restauracji i tam poczekamy do zamknięcia a potem będziemy się szwendać. Chyba, że chcesz wybić okno?
- ej a nie możemy wejść drzwiami?
- myślałam o tym ale chyba nie chcesz żeby twój brat zobaczył, że szwendasz się w nocy po mieście.
- No może lepiej nie. Chodźmy do restauracji. Zamówimy coś do picia.
Siedzimy już na wygodnych pufach. Zamawiamy picie i sobie gadamy. Najczęściej jest to rozmowa o szkole. Nic ciekawego.
- przepraszam, nie chce przeszkadzać ale zamykamy restauracje.- mówię kelner
- dobrze już się zmywamy- mówię- gdzie teraz idziemy?- pytam się Jacksona.
- nie mam pojęcia. Chcesz iść na plac zabaw?
- No okej, tylko czy nikt nas nie porwie?
- jesteś ze mną, nawet by się nie odważyli ciebie dotknąć.- uśmiecha się
Siedzimy na huśtawkach ja się bujam a chłopak trzyma się nogami o ziemie.
- o czym tak myślisz?- pytam się
- nie wiem jak ci to wytłumaczyć. Co jak nic nie znajdziemy w mieszkaniu? Przyjechaliśmy tu na nic. Przecież musimy znaleźć twojego ojca.
- wiesz co, nie rozumiem czemu się tak przejmujesz. Jesteś najlepszym koszykarzem, laski na ciebie lecą. Dlaczego chcesz mi pomóc?
- straciłem brata. Nie umiem wyobrazić siebie jak mocno przezywasz to, że twój ojciec się nie odzywa do ciebie. Płakałem z bólu, a ty nawet nie wylałaś łezki. Jak ty to robisz?- mówi z goryczą w głosie
- porównujesz dwie różne rzeczy. Śmierć a zaginięcie to co innego. Gdy ktoś umrze możesz spotkać się z nim tylko duchowo, a gdy ktoś zniknie, prędzej czy póżniej wyjdzie z ukrycia. Jak nic nie znajdziemy trudno, ja mam życie przed sobą. Nie będę go traciła na osoby, które o mnie zapomniały.- przytulam go jak najbardziej mogę.- jak zginą twój brat?- mówię najłagodniej.
- jechał autobusem do szkoły.- ciągle się zacina.- pijany kierowca autem wjechał w autobus. Za... późno przywieźli go do szpitala z groźnym wstrząsie niem mózgu. Nie dało się już go uratować. - patrzy na mnie dziwnym wzrokiem, ja się nie odzywam.
Po chwili dotykam Jacksona w ramie.
- berek!- uciekam
- złapie cię!- podnosi się i biegnie w moja stronę.
Szybko wybiegam na domek i z nogi z biegam.
- ktoś się chyba zmęczył?- pytam
- wcale nie
- to czemu nie umiesz mnie dogonić?
- przypominam ci, że ja ścigam się z sprinterką. Nie mam szans.
- No nie masz. - zaczynam się śmiać. On też. Siadamy razem na schodku i ciągle się chichramy.
- berek!- krzyczy
- to nie fair! Była przerwa! Sam chciałeś byłeś zmęczony!
- nic takiego nie powiedziałem młoda damo!- szczerzy się.
- wracamy do domu. Zanim dojdziemy niego będzie idealna godzina, żeby wejść.
Idziemy przez kolejna godzinę. Tak, nogi znowu mnie bolą. Jezu ratuj mnie! Proszę!
Dzwonię do drzwi.
- witam, witam myślałam, że jeszcze śpicie.- mówi mój brat.
- chciałbym. Poszliśmy pozwiedzać okolice. Później nie mamy czasu.
- rozumiem, jest co oglądać.- uśmiecha się
- idźcie zróbcie co tam musicie,a ja potem zawołam was na śniadanie.
-oki- odpowiada Jackson.
Idziemy do pokoju, chłopak zostaje w nim a ja idę się umyć. Wracam.
- ile można się myć? Co ty tam robiłaś?
- nie narzekaj. Jak chcesz iść do kibla to wyjdź stąd.
- już uciekam.
Wraca z toalety.
- śniadanie!
Siadamy przy stole a an talerzach śniadanie.
- mam pytanie Walter. Od kiedy je się spaghetti na śniadanie?- mówi Jackson zdziwiony
- od zawsze! Nigdy nie jadłeś? Smakuje o wiele lepiej. - tłumaczy się mój brat
Zjadłam najszybciej. Poszłam do pokoju w, którym czekałam na chłopca.
-pakuj walizy! Zbieramy się.- mówię
- już chciałem trochę pospać!
- nie ma takiej opcji!
Pakujemy się do bagażnika. Pożegnałem się już z bratem. Podobało mi się. Muszę częściej go odwiedzać! Wchodzę do auta i zamykam drzwi.
Patrze jak ręka Jacksona puszcza piosenkę. Ciekawe jaką?
————————————————————————
Oto on! Kolejny rozdział! Muszę przyznać, że coraz lepiej mi się pisze! Pliska zostawiajcie gwiazdeczki. To naprawę pomaga w pisaniu.
Dzięki wszystkim! Buziaczki!
Dobrej nocy😴 dobrego dnia😊

Los miał dla nas inne plany.Where stories live. Discover now