2. ❝Van Taeya❞

201 51 1
                                    

Jian nie potrafił o niej zapomnieć.

Laleczka z brokatową szarfą zajmowała jego myśli o każdej porze dnia, niezależnie od tego, czy po prostu leżał i gapił się w sufit, czy może był czymś zajęty. Sporządzając notatki, którymi miał następnie podzielić się z Edem Edwardsem, kilka razy zdarzyło mu się, że napisał zupełnie inne słowo, niż planował — wszystkie na „l" były „laleczką", z kolei wszystkie na „b" — brokatową szarfą. Miał wrażenie, jakby ktoś zrobił mu dziurę w głowie, spuścił wszystko, co do tej pory się w niej znajdowało, a pustą przestrzeń wypełnił wspomnieniem Azjatki idącej na czele parady równości.

Zastanawiał się, co tam robiła. Była jedną z nich? A jeśli tak, to kim dokładnie była? Lesbijką? Może tylko ich wspierała?

Nie miał pojęcia i w zasadzie wydawało mu się, że nie powinien o tym myśleć. Nie potrafił jednak przestać, wymazać jej ze swojej pamięci i udawać, że wtedy, w Parku Madison Square, wcale jej nie widział. Przecież widział ją bardzo wyraźnie, tak dokładnie, że aż przedarła się do samego centrum jego umysłu, rozgościła się w nim i postanowiła uprzykrzać mu funkcjonowanie.

Czuł, że musi z nią porozmawiać, jak najszybciej, bo inaczej straci jedyną szansę na to, by przestać być nikim. Nie wiedział jednak, jak niby miał to uczynić — nie znał nawet jej imienia, nie miał kogo o nią zapytać, zupełnie nie wiedział, gdzie szukać ani też w jaki sposób.

Ed Edwards na pewno by mu nie pomógł, prędzej wyśmiałby go albo skrzywił się, pytając, czy jest poważny. „Ona jest jednym z tych dziwolągów" — mógłby powiedzieć tonem pełnym obrzydzenia, mierząc kolegę absolutnie oceniającym spojrzeniem. Może nawet przestałby się z nim zadawać, a lista znajomych Jiana znów spadłaby do okrągłego zera.

Kiedyś, jeszcze w czasach szkolnych, miał jednego kumpla o azjatyckich korzeniach. Stephen również miał tajwańskie pochodzenie i w zasadzie nie znał ojczystego języka, może poza kilkoma najprostszymi słowami, zawsze dużo przeklinał, ale był w tym wszystkim jakiś szczery, namacalny — był prawdziwy. Potem jego ojcu udało się zdobyć lepszą pracę, w ogromnej korporacji, a w dodatku szybko awansował on na wyższe stanowisko, co znacznie polepszyło sytuację jego rodziny. Kiedy nastolatek wyprowadzał się z dzielnicy, w której mieszkali, poklepał Jiana po ramieniu i powiedział:

— Tobie też się kiedyś uda, stary. Jeszcze będziesz kimś. Głęboko w to wierzę.

Jian uśmiechnął się na samo wspomnienie i parsknął cicho, kręcąc głową. W dłoni trzymał długopis, a obsadkę dociskał do kartki, na której znajdował się jedynie brzydki gryzmoł, w dodatku roztarty w jeszcze większy chaos. Linijki powinny być już dawno zapełnione treściwą notatką z wykładu, jednak litery krążące w głowie Jiana wcale a wcale nie chciały ułożyć się w pożądane słowa.

W końcu się poddał — to znaczy na ten konkretny moment, późnym, środowym południem. Zamknął zeszyt A4, schował go do szafki w biurku i podniósł się z niewygodnego, obrotowego krzesła, przy którym nie umiał siedzieć prosto. Kiedy upominała go matka, ściągał łopatki i stawiał stopy na ziemi, a potem, nie więcej niż po dwudziestu minutach, znów trzymał kolano przy klatce piersiowej, prawą piętę opartą o lewe udo, a lewą stopę uciskał pośladkami.

Odepchnął się rękoma od biurka i razem z krzesłem wylądował po drugiej stronie ciasnego pokoju, patrząc tępo w sufit. Zaczął zastanawiać się, jak laleczka ma na imię albo skąd pochodzi. Urodziła się w Stanach, przyjechała tu jako małe dziecko czy może przeprowadziła się niedawno, w nadziei na lepsze życie? Czy żyje się jej tutaj dobrze? Czy zawsze tak ładnie się uśmiecha? Czy zawsze ubiera falbaniaste, błyszczące sukienki?

DRAG 'N' ROLLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz