20. ❝Nikt mi tego nie dał❞

81 32 1
                                    

Bunny uchyliła powieki jako pierwsza, a że spała od brzegu, mogła spokojnie wstać z łóżka, nie martwiąc się, że obudzi leżącą obok Taeyę. Przyglądała się jej jeszcze przez krótką chwilę, myśląc przede wszystkim o tym, że nawet gdy śpi, jest piękna i słodka, choć jednocześnie stroi doprawdy dziwaczne, wręcz komiczne miny. W tym jednak też było coś słodkiego, ujmującego.

Zeszła na dół, po drodze zahaczywszy o łazienkę. W kuchni spotkała Sharon, która była w trakcie roztapiania masła do pancake'ów, a kiedy tylko zobaczyła stojącą w progu studentkę, natychmiast powitała ją ciepłym uśmiechem.

— Napijesz się czegoś, kochanie? — zapytała, kiwając głową w stronę parującego czajnika, stojącego na włączonej kuchence gazowej. Zgasiła gaz, gdy tylko zaczął wydawać z siebie przeciągły pisk.

Kilka chwil później palce Bunny owinęły się wokół ucha kolorowego kubka, w którym znalazła się świeżo zaparzona kawa z dużą ilością tłustego mleka krowiego. Dosypała także dwie łyżeczki cukru z waniliną, doszedłszy do wniosku, że dzisiejszy, niedzielny poranek należałoby porządnie, ale to porządnie posłodzić.

Och, jak bardzo nie chciała wracać do domu...

Kiedy spoglądała na przesuwające się po tarczy wskazówki zegara, trzymając talerz, na który Sharon kładła teraz świeżutkie, gorące pancake'i, miała wrażenie, że odlicza do nastania jakiegoś przeraźliwego wyroku na własnej osobie. Po części miała rację, bo w rodzinnym domu coraz częściej czuła się jak w chłodnym więzieniu, które z pewnością nie było miejscem, do którego chciała chętnie i często wracać.

Taeya zeszła do nich po kilku minutach, a że Sharon przykryła niezjedzone jeszcze pancake'i dużą, ceramiczną miską, te wciąż były ciepłe i puszyste. Laleczka zajęła miejsce na wolnym krześle i poczęstowała się łykiem kawy studentki, która rzecz jasna nie miała nic przeciwko podzieleniu się z nią. Sama zdążyła się już zasłodzić, wypiwszy połowę kofeinowego napoju.

— Jak ci się spało? — zapytała Taeya, żując kawałek placka, którego rozerwała w palcach. Nie chciało się jej brudzić sztućców, zapomniała zresztą sięgnąć po nie do szuflady. — Nie próbowałam cię skopać na podłogę przez sen?

— Chyba nie — stwierdziła Bunny, uśmiechając się. — Spałam jak zabita.

— Czyli jesteś teraz wypoczęta? Wspaniale — stwierdziła, odwzajemniając uśmiech. — A nie boli cię głowa? — zapytała chwilę później, wsadziwszy sobie do buzi kolejny kęs pulchnego pancake'a. Ten oblała odrobiną syropu klonowego, którym pobrudziła sobie palce. Nadmiar słodkiego sosu zebrała językiem.

— Nie. Jest okej, ale... zaraz będę musiała się zbierać. Obiecałam rodzicom, że pójdę z nimi do kościoła i jeśli tego nie zrobię... no wiesz.

Sharon, która stała teraz przy zlewie, zmywając talerze po sobie i Bunny, westchnęła ciężko, zwracając na siebie uwagę obu laleczek.

— Nie lubię, gdy zmusza się ludzi do chodzenia do kościoła — wytłumaczyła, nie odwracając się do nich. — Kocham Jezusa i w niego wierzę, ale nie śmiałabym nakłaniać innych, aby też to robili. Wymuszona miłość to żadna miłość, rozumiecie?

— Ja... chyba nie wierzę — odezwała się cicho Bunny, otulając palcami kubek, w którym wciąż znajdowało się trochę przestygniętej kawy. — Chciałabym, ale gdy tam chodzę, czuję się naprawdę źle. Jakbym wcale nie powinna tam być.

— Nie próbowałaś powiedzieć tego rodzicom? Że potrzebujesz zrobić sobie przerwę?

— Nie sądzę, aby to zaakceptowali. Odkąd pamiętam, niedzielne msze opuszczałam tylko w przypadku wysokiej gorączki albo biegunki. Inne powody były dla nich niewystarczające.

DRAG 'N' ROLLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz