16. ❝Van Garda❞

97 31 3
                                    

Dom Taeyi, a w zasadzie Dom Van Gogha — którego była członkinią — stał się czymś więcej niż tylko miejscem, w którym Bunny czuła się niezwykle komfortowo. To była jej mała Nibylandia, utopijna kraina, przyjmująca ją w chwilach, gdy studentka naprawdę potrzebowała się gdzieś ukryć. Kiedy nie miała ochoty zjawić się na uczelni (a ostatnimi czasy zdarzało się to dosyć często...) albo kiedy nie mogła wysiedzieć w domu, pojawiała się przed drzwiami, które zawsze otwierały się przed nią niczym wrota magicznej krainy. Zazwyczaj witała ją Sharon, w swoim satynowym czepku i szlafroku, innym razem zaś Van Garda, którą Bunny poznała pewnego piątkowego popołudnia.

Na początku, gdy drzwi rozchyliły się, a zza nich wyjrzała nieznajoma jej buzia, studentka zmartwiła się, obawiając się, że jakimś cudem pomyliła numer domu. Z drugiej strony brzmiało to dość absurdalnie — przecież znała już to miejsce na pamięć i znalazłaby do niego drogę nawet z zawiązanymi oczyma. Szybko zorientowała się zatem, że nieznana jej osoba musi należeć do wyjątkowej rodziny Taeyi i że po prostu do tej pory obie nie miały okazji się poznać.

Van Garda była homoseksualną kobietą o wzroście metr dziewięćdziesiąt siedem, długich, bladych nogach i orlim nosie, na którym zazwyczaj nosiła ekscentryczne okulary słoneczne — nawet w pomieszczeniach czy wieczorem. Pochodziła z Rosji i bardzo lubiła przeklinać, szczególnie w rodzimym języku. Rzucała więc na lewo i prawo słowami, takimi jak: „blacha-mucha", „bladina", „szlucha" czy „pizdiec", a Bunny za każdym razem miała ochotę zachichotać.

— Taeya musiala wyjść wcześniej do pracy, ale mówila, że się zjawisz — przekazała z uśmiechem Van Garda, gdy ona i studentka spotkały się po raz pierwszy. — Wejdź, detka, napijemy się kawy. Ach... nie przedstawiłam się! Jestem Van Garda, możesz mi mówić po prostu Garda, Gardzia... jak wolisz. To co, wchodzisz?

Bunny zawahała się, nie wiedząc, czy to aby na pewno dobry pomysł. O ile nie miała nic przeciwko spędzaniu czasu z Sharon, którą zdążyła całkiem dobrze poznać, o tyle o Rosjance nie wiedziała przecież nic a nic. Musiała więc to sobie dogłębnie przeanalizować. Koniec końców doszła do wniosku, że jeśli Van Garda należy do domu Taeyi, to z pewnością musi być wspaniałą osobą, a jej obawy są zupełnie bezsensowne.

I w zasadzie wcale się nie pomyliła, bo szybko okazało się, że serce Europejki jest tak ogromne, jak te laleczki.

Weszła za nią do środka, następnie podążając do kuchni. Kiedy zajęła miejsce przy stoliku, na swoim ulubionym krześle (wszystkie były plastikowe i niewygodne, ale w różnych kolorach, a ona najbardziej lubiła to czerwone), starsza kobieta podeszła do jednej z szafek.

— Który chcesz kubek? — zapytała, odsuwając się na bok, aby zaprezentować Bunny zawartość szafki. — Ja rezerwuję ten z pingwinkiem i napisem „Wesołych Świąt". Muszę urządzać sobie Gwiazdkę codziennie, sama rozumiesz.

Studentka uśmiechnęła się mimowolnie, kiwając głową.

— Myślę, że skuszę się na ten z czarnym kotkiem.

— A masz ochotę na kawę zwykłą czy z prądem? — spytała Van Garda, postawiwszy wybrane naczynia na blacie.

Przez chwilę Bunny nie rozumiała jej słów i mrużyła oczy, wyczekując pogłębienia wypowiedzi. Kiedy jednak doszło do niej, co miał oznaczać wspomniany „prąd", złapała dolną wargę w zęby i mocno przygryzła ją, zanim jakkolwiek się odezwała.

— Niech będzie — stwierdziła w końcu, swoim wyborem wywołując szeroki uśmiech na twarzy Van Gardy. — Jak to się stało, że widzimy się pierwszy raz? Myślałam, że mieszkają tutaj tylko Taeya i Sharon...

— Przez jakiś czas bylam poza miastem — wytłumaczyła Van Garda, sięgając po słoik z kawą rozpuszczalną. Miała długie, błyszczące paznokcie, a wokół chudych nadgarstków kołysały się liczne, pozłacane bransolety. — Czasem muszę brać urlop od Nowego Jorku, on w pewnym momencie za bardzo mnie przytlacza, rozumiesz?

DRAG 'N' ROLLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz