3.

126 19 26
                                    

HEJ MISIE

***

Dzień po wyjeździe Harrego minął nieubłaganie szybko. Za nim uciekło kilka następnych dób, aż w końcu zmieniło się to w tydzień. Pełne siedem dni ciszy w domu Tomlinsonów. I jeżeli Louis miałby być szczery to tak średnio go obchodziło, czy jest sam czy ze swoim mężem w budynku. Niewiele się to różniło od codzienności jaką razem dzielili przez ostatnie miesiące.

Dzwonek jego budzika wypełnił pokój już jakieś dziesięć minut temu. Mężczyźnie jednak niekoniecznie dziś się spieszyło. Westchnął jedną z dłoni przecierając twarz, druga zaś jakby z przyzwyczajenia znalazła swoje miejsce na poduszce obok, która od dłuższej chwili była zimna jak lód. Przy okazji już dawno temu przestała pachnieć tak jak jego mąż, więc jedynie co robiła to odpychała, bo tylko przypominała Louisowi o chwilowej samotności.

Z trudnością dźwignął się do siadu. Spuścił nogi z materaca, stopami napotykając zimne panele. Wzdrygnął się na uczucie chłodu i potarł uda próbując pozbyć się gęsiej skórki z marnym skutkiem. Ociężałym krokiem dostał się do garderoby, by z codziennym strojem do pracy udać się do łazienki.

Prysznic zajmował mu dziś wyjątkowo dużo czasu, a zapinanie guzików od śnieżnobiałej koszuli przyprawiała go o mdłości ze złości. Schodząc na dół próbował sobie przypomnieć, kiedy ostatnio było tu czysto, bo mógł przysiąc, że ślizgał się na pięciocentymetrowym kurzu. A do kuchni zajrzał tylko po to by wypełnić swój pusty żołądek czarną kawą.

Odłożywszy kubek do zlewu, który po brzegi był zapełniony przeróżnymi naczyniami, chwycił za swoją aktówkę i wyszedł z domu. Przymknął oczy rozkoszując się chwilowym ciepłem, które dawało mu letnie słońce, jednak nie trwało to zbyt długo. Wsiadł do samochodu i bez chwili zawahania wyjechał z podjazdu, kierując się wprost do miejsca swojej pracy w centrum zatłoczonego Londynu.

- Znów wcześniej, Tomlinson?

Niski głos zmusił Louisa do zatrzymania się przed wejście do własnego biura. Odchrząknął zanim odwrócił się w stronę szefa i dopiero wtedy obdarzył go spojrzeniem z najbardziej sztucznym uśmiechem jaki udało mu się przykleić na twarz. Poprawił wolną dłonią krawat, który jakby coraz mocniej uwierał go w szyję.

- Cóż Panie Evans, robota się sama nie zrobi, prawda?

- Możesz mieć racje – przytaknął prostując swoje ręce, które chwilę wcześniej splątane były na jego torsie. Robi powolne kroki w stronę swojego pracownika, dłonie chowa do kieszeni swoich spodni wyprasowanych w kant. Nonszalancko rusza ramionami, by przybrać jak najbardziej obojętną postawę i z powrotem otwiera usta, by dokończyć swoją myśl – Myślę jednak, że jak tak dalej pójdzie to przestanę ci płacić za nadgodziny, Louis. Jest to dla mnie mało opłacalny biznes. Jestem z ciebie niezmiernie dumny, bo o takim pracowniku jak ty można tylko pomarzyć, ale musimy coś ustalić.

Tomlinson walczył sam ze sobą, by przypadkiem nie przewrócić oczami w obecności swojego szefa. Nie podobała mu się drogą, którą zamierzała dalej kierować się ich rozmowa. Był świadomy tego jakie plotki chodziły po kancelarii za swoim przełożonym i jak najbardziej nie chciał sprawdzać ich prawdziwości na sobie. Niech w dalszym ciągu udaje tego w granicach rozsądku miłego i szczodrego pracodawcę. Louis słyszał, że ten potrafił pokazać swoje humorki, jednak jak najdalej od tego stronił.

- Podam ci dwie możliwości i to ty sobie wybierzesz, która bardziej ci odpowiada. Nie chce poruszać się do środków ostatecznych, bo wydaje mi się, że nie tylko ty na tym stracisz, ale także ja. – Evans minął młodszego od siebie mężczyznę i otworzył drzwi do biura Tomlinsona. Wskazał ręką, by szatyn również wszedł, zamykając za sobą drzwi. Chciał uniknąć łapczywych hien, które tylko czekały na nowe plotki. I tak wystarczająco dużo czasu przegadali na korytarzu. – Zaczniesz przychodzić w swoich godzinach pracy. To moim zdaniem najbardziej opłacalna opcja dla naszej dwójki. Chyba, że będziesz na tyle uparty i nadal będę widział cię w biurze po godzinach, przełożę to na wolne, Louis. Dobrowolnie czy nie, wyślę cię na urlop.

let's go back to what was beforeDonde viven las historias. Descúbrelo ahora