Zdezorientowanie

372 55 35
                                    

    Czułam, jak wszystkie mięśnie w moim ciele spięły się na chłodny ton jego głosu. Wwiercające się we mnie niebieskie tęczówki przyprawiały mnie o mdłości. Nagle wszystkie rozmowy ucichły i każdy swój wzrok skierował na naszą dwójkę. Lubiłam być w centrum uwagi, ale bez przesady. Nie w takich sytuacjach, jak ta która właśnie miała miejsce. Zacisnęłam dłonie na skórzanej sofie i ze złości przegryzłam policzek od środka. Shane głośno dyszał. Ewidentnie przed chwilą coś musiało go wkurwić do granic możliwości, a całą swoją frustracje próbował wyładować na mnie. Nie byłabym sobą, gdybym mu nie odszczekała. Nigdy nie pozostawałam dłużna na jakiekolwiek zaczepki i wyzwiska w moją stronę. Miałam w dupie to, że jestem w domu jego kolegi. Nie interesowało mnie ani trochę też to, że wszyscy jego znajomi byli świadkami naszej aktualnej wojny na spojrzenia. Zmrużyłam oczy i spojrzałam z politowaniem na chłopaka.

— Trochę słabo, że nikt cię nie poinformował, że tu będę — stwierdziłam z udawanym smutkiem, ciągle na niego patrząc. — I może cię zdziwię — zrobiłam teatralną przerwę. — Ale jakbyś nie zauważył, to siedzę — powiedziałam przesłodzonym tonem.

Rozsiadłam się znowu wygodnie i próbowałam uspokoić swoje walące w klatce piersiowej serce. Oderwałam wzrok od chłopaka i pusto zawiesiłam go na wielkiej plazmie, która wisiała na ścianie.

— Może by poinformowali, jeżeli miałoby to dla mnie jakieś znaczenie — syknął przez zęby.

— Shane, daj już spokój — odezwał się Liam, na co brunet niechętnie odpuścił.

Było trochę niezręcznie po naszej wymianie zdań, ale naprawdę miałam to wtedy w dupie. Nie bardzo obchodziło mnie, co sobie o mnie pomyślą. A właściwie to oni dobrze znali Shane'a, więc powinni doskonale wiedzieć, jak bardzo jest popieprzony. Kiedy sytuacja trochę się rozluźniła i wszyscy zaczęli już rozmawiać ze sobą bez żadnego oporu, postanowiłam wymknąć się na papierosa. Wyszłam przed dom i usiadłam na schodkach. Z kieszeni kurtki wyciągnęłam papierosy i zapalniczkę, po czym jednego od razu wsadziłam w usta. Obserwowałam, jak dym, który wypuszczałam z płuc znika w ciągu kilku sekund, rozpraszając się w powietrzu. Nikotyna drażniła mnie gardło, przez co jeszcze bardziej chciało mi się pić. Skuliłam nogi i oparłam głowę na kolanach. Wdychałam dym i świeże powietrze w jednym. Moje wkurwienie, które spowodował ten kretyn powoli mijało. Napawałam się ciszą i spokojem. Ciepły wiatr muskał moje włosy i owiewał delikatnie nogi. Wieczór był naprawdę ciepły i przyjemny, co uspokajało mnie jeszcze bardziej.
   
Zaczęłam się zastanawiać dlaczego moja relacja z Shane'em potoczyła się w taki, a nie inny sposób. Próbowałam to sobie jakoś racjonalnie wytłumaczyć, jednak nie potrafiłam znaleźć odpowiedniego wyjaśnienia. Od naszej pierwszej rozmowy toczy się między nami walka. On nie lubi mnie, a ja nie lubię jego. To akurat da się wyczuć na kilometr. Z nim po prostu nie da się normalnie porozmawiać. Irytował mnie swoją postawą, tym jaki był wyniosły i tą cholerną arogancją i poczuciem wyższości. Ciekawiło mnie, czy w stosunku do swoich znajomych zachowywał się.. inaczej, czy tak samo. Nie chciałam się jednak w to zagłębiać, bo szkoda było mi czasu na myślenie o takim człowieku, jakim był Shane. Zagasiłam papierosa o schody i rozejrzałam się dookoła szukając popielniczki, jednak nigdzie nie mogłam takowej dostrzec.

— Na parapecie — do moich uszu dotarł irytujący głos.

Nie mam pojęcia od jak dawna tu był. Byłam tak zamyślona, że nawet nie słyszałam, kiedy drzwi się otworzyły. Nie odpowiedziałam mu nawet jednym słowem, ani też nie spojrzałam w jego stronę. Udawałam po prostu, że go tam nie było. Wstałam i jedną ręką otrzepałam sobie tyłek. Podeszłam do parapetu, na którym stała popielniczka i wyrzuciłam do niej niedopałek. Odwróciłam się, zarzucając włosy na plecy i chwyciłam za klamkę, jednak nie było mi dane wejść do środka.

The mess between usWhere stories live. Discover now