Agonia

150 14 39
                                    

Minęły trzy dni, które głównie spędziłam w swoim pokoju. Nie wychylałam się. Minimalizowałam spotkanie z Elizabeth, nie chcąc z nią rozmawiać. Nadal byłam na nią zła i wolałam jej unikać, niż powiedzieć o kilka słów za dużo. Na wszelkie sposoby próbowałam zrozumieć jej postępowanie, jednak za cholerę nie mogłam jej rozgryźć. Nigdy nie oceniała pochopnie ludzi i po prostu coś mi tu nie grało.

Nate przez te wszystkie dni okupywał mój pokój. Cieszyłam się z towarzystwa brata. Uwielbiałam czas spędzony z nim, oglądanie głupich seriali, jedzenie śmieciowego żarcia i rozmowy do późnych godzin nocnych. Czasami towarzyszyła nam Noemi, jednak większość czasu spędzałam jedynie z bratem.

Opowiedziałam mu o tym całym zamieszaniu i wspólnie rozmyślaliśmy, kto mógł wysłać mamie zdjęcie moje i Shane'a. Nate twierdził, że to jakaś zazdrosna koleżanka z liceum, ja jednak twierdziłam, że kryło się za tym coś grubszego. W czwartek podsłuchałam mamę, kiedy prowadziła z kimś rozmowę przez telefon i mówiła, że wszystko jest załatwione i że więcej jej córka nie pojawi się na takim wydarzeniu, jak te ohydne nielegalne wyścigi.

Puściłam tą rozmowę w niepamięć, bo nie miała dla mnie większego znaczenia. Przecież równie dobrze mogła rozmawiać z Davidem, albo z jakąś koleżanką z pracy, której się żaliła na temat swojej nieodpowiedzialnej córki.

W piątek obudziłam się lekko przed jedenastą i kolejny raz przeklęłam samą siebie, za to, że nie zasłoniłam okien. Promienie słoneczne, które wpadały do mojego pokoju, okropnie raziły mnie w oczy. Wstając z łóżka przysłoniłam dłonią oczy i szybkim krokiem ruszyłam w stronę okna, szarpiąc za zasłonę. Westchnęłam, przecierając delikatnie oczy. Dotarło do mnie, że to dziś odbywa się impreza, na którą prawdopodobnie nie będzie dane mi pójść. Byłam wściekła, bo cholernie tęskniłam za Shane'em. Nie widziałam się z nim od tamtej pory, kiedy uciekał z mojego pokoju przez balkon.

Elizabeth miała dziś wolne od pracy, bo wybierała się na weekend do ciotki na wieś. Właściwie mogłabym się wymknąć na tą imprezę, ale poprosiła Davida, żeby w czasie, w którym jej nie będzie, nocował u nas w domu. Krótko mówiąc: miałam przesrane.

Po wykonaniu porannej toalety, wystukałam wiadomość do brata, żeby zrobił mi kawę i przyniósł do sypialni. Nie miałam ochoty na to, żeby schodzić do kuchni i konfrontować się z matką. Czekałam na Nate'a na balkonie i delektowałam się ciepłymi promieniami słońca, które przeklinałam z rana, kiedy raziły mnie w oczy.

— To musi się w końcu skończyć — sapnął mój brat, podając mi filiżankę. Posłałam mu pytające spojrzenie, przyjmując naczynie. — Sytuacja między tobą, a mamą - wyjaśnił.

Westchnęłam na jego słowa i upiłam łyk kawy. Nate oparł się o barierkę i spoglądał na mnie spod byka. Próbowałam go ignorować, jednak jego wwiercające spojrzenie w moją głowę cholernie mnie irytowało.

— Nicky, ja mówię poważnie — syknął. — To robi się męczące.

— Zgadzam się — usłyszałam głos rodzicielki, na który miałam ochotę strzelić sobie w łeb.

Obdarzyłam ich chłodnym spojrzeniem, a następnie wyciągnęłam papierosa z paczki, odpalając go od razu. Nikotyna zawsze działała na mnie kojąco, jednak w tym wypadku niestety mi nie pomogła.

— Będziecie tu tak stać i się gapić? — Warknęłam, wypuszczając dym z papierosa.

Elizabeth westchnęła, podchodząc w moją stronę. Utkwiła we mnie spojrzenie, po raz kolejny wzdychając. Czułam, że czegoś chciała, a ja na samą myśl o rozmowie z nią, gotowałam się od środka. Może i zachowywałam się jak zbuntowana piętnastolatka, ale nie mogłam pozwolić na to, żeby ktoś kierował moim życiem. Nie mogła do cholery mówić mi, z kim mam się spotkać!

The mess between usWhere stories live. Discover now