Złość

262 37 31
                                    



Stojąc obok szpitalnego łóżka, zastanawiałam się, w którym momencie schrzaniłam tak bardzo, że moi bliscy ponosili tego konsekwencje. Kurczowo trzymałam kruchą dłoń, jednocześnie modląc się, żeby wszystko skończyło się dobrze. Od ścian sali odbijał się jedynie dźwięk kardiomonitora i mojego przyspieszonego oddechu. Łzy mimowolnie spływały po mojej twarzy, a ja nie miałam już siły, żeby jakkolwiek starać się je zatrzymać. Podciagnęłam nosem i wstałam ze stołka, puszczając tym samym dłoń bliskiej mi osoby. Odetchnęłam głęboko i dłonią starłam łzy z policzków. Próbowałam wziąć się w garść, niestety marnie mi to wychodziło.

Wyszłam z sali na szpitalny korytarz, patrząc tępo przed siebie. Sierżant McDweyn poderwał się z krzesła i odchrząknął znacząco, przez co zwróciłam się ku niemu. Przełknęłam ślinę i otuliłam się własnymi ramionami.

— Coś wiadomo? — ledwie wydusiłam z siebie te dwa słowa.

— Jutro z samego rana udam się z moim partnerem do sklepu, przy którym ta sytuacja miała miejsce — odparł. — Na parkingu są kamery, ale niestety nie mogę zapewnić cię w stu procentach, że działają — westchnął i przetarł dłonią twarz.

— Dziękuje Rob — posłałam mu blady uśmiech. Odwróciłam się i zrobiłam kilka kroków, w celu wyjścia na zewnątrz, jednak zatrzymał mnie głos policjanta.

— Nicky, jakis chłopak czeka na ciebie w kawiarni — oznajmił. — Obiecałem, że przekażę.

W odpowiedzi jedynie starałam się uśmiechnąć, jednak wyszedł z tego jedynie marny grymas. Dzięki znakom na ścianach dotarłam do kafejki po niespełna pięciu minutach. O tej godzinie nie było tam żywej duszy, oprócz chłopaka, którego ręce pokryte były w tatuażach. Klikał coś w swoim smartfonie, kiedy podeszłam, uniósł wzrok i od razu schował telefon do kieszeni jeansów. Wstał z krzesła i zamknął mnie w szczelnym uścisku, a ja pierwszy raz nie miałam siły udawać, że jestem silna. Wtuliłam się w Shane'a, zanosząc się płaczem. Nie myślałam wtedy o tym, że nasza relacja jest raczej kiepska. Potrzebowałam wsparcia, które on zaoferował bez żadnych zbędnych słów.

***

— Jak się trzymasz? — zapytała blondynka i przyciągnęła mnie do siebie, mocno przytulając.

— Carmen, to moja wina... — załkałam w zagłębienie jej szyi. — Wiem to.

— Nie możesz się za to obwiniać, Nicky — pogładziła mnie po głowie i odsunęła mnie od siebie, kładąc dłonie na moich ramionach. — To nie twoja wina, że Jack jest zjebem! — warknęła.

— Gdybym go nie zignorowała.. — powiedziałam łamiącym się głosem. — Nate byłby cały — po moim policzku potoczyła się jedna łza.

Od zajścia minęło trzy dni. Policja sprawdziła kamery z supermarketu, na których jasno było widać, że to Jack pobił mojego brata. To Rooth go zaczepił, później ostro się o coś kłócili, a następnie Jack popchnął Nate'a. Chłopak upadł i uderzył głową o krawężnik, a Rooth zaczął kopać go w brzuch i głowę. Podczas oglądania nagrania na posterunku zwymiotowałam w sali przesłuchań. Targały mną naprawdę silne emocje. Miałam ochotę rozszarpać tego sukinsyna własnymi rękami.

— Już wszystko dobrze — próbowała podnieść mnie na duchu. — Nate za kilka dni opuści szpital. Nie musisz się już o nic martwić, twoja mama wszystkim się zajęła.

— Wiem, ale martwi mnie to, że znowu ktoś może wpłacić za niego kaucję i... — paplałam przerażona, a z oczu wydostały się łzy.

— Wtedy sama go zamorduję — warknęła śmiertelnie poważnie. — Chodź, musisz trochę ochłonąć i odpocząć od tego wszystkiego. Jedziemy z Alexem na plażę, a ty jedziesz z nami — wskazała na mnie palcem. — Nie przyjmuję odmowy.

The mess between usWhere stories live. Discover now