9.

880 48 39
                                    

Pov. Pedri

W końcu dzisiaj do domu. Od tamtego wypadku minęło 5dni. Żebro na szczęście już mniej boli, ale o graniu w piłkę mogę jak narazie zapomnieć. Jestem bardzo szczęśliwy, że stąd wychodzę, ponieważ nienawidzę szpitali. A tym bardziej te wredne baby są uciążliwe. Nawet do toalety iść nie mogłem. Dlatego se sam wyszedłem, jak nikt nie widział. Ale to szczegół. Za parę minut ma przyjechać Gavi, by wziąć moje rzeczy, które przywiózł mi do szpitala.

Nic mnie chyba bardziej nie denerwuje niż ta usztywniona ręka. Oprócz faktu, że nie mogę wrócić do gry w piłkę aż miesiąc. Rozmawiałem już z Xavi'm. Był trochę zawiedziony, ale to nie moja wina. W sensie moja, bo niepotrzebnie się najebałem i bezmyślnie wszedłem na tą ulice, ale nie sądziłem, że złamie żebro.

- No cześć - wyrwał mnie z zamyśleń Gavi. - Co tam? Jak się czujesz?

- A no dobrze. Rozmyślałem jak bardzo nienawidzę tego miejsca, zwanego szpitalem.

- No niestety, to miejsce nie należy do najprzyjemniejszych. Tak samo jak obsługa tu. - powiedział to trochę głośniej, a ja się cicho zaśmiałem, bo akurat weszła pielęgniarka.

- Dzień dobry. - mruknęła. Zapytała jak się czuje i podobne rzeczy. Następnie przyszedł lekarz z kartą, na której musiałem się podpisać. Zbadał mnie, a potem wzięliśmy moje rzeczy i wyszliśmy.

- Nie wiem czy gorsze te pielęgniarki czy szpital. - zacząłem, a on wzruszył ramionami.

- Nie mam pojęcia. Ale chyba te baby tam. A tym bardziej te okropne jedzenie. - na samą myśl rzygać się chce. - Masz szczęście, że masz mnie i ci przynosiłem obiad, który robiłem, bo byś chyba tam umarł z głodu.

- I to jakie wielkie. - poczochrałem jego włosy, a on wywrócił oczami. Każdy mu tak robi, żeby go trochę podenerwować.

- Dzisiaj będziesz musiał niestety zostać sam w domu na jakieś 2 godziny. - oznajmił. Jasne. Nigdzie nie zostanę.

- Nie, bo jadę z tobą na trening.

- Co? Przecież nie możesz grać. - zaoponował odrazu.

- Nie będę przecież grać. Będę na trybunach oglądał was. I tak nie mam co robić w domu, a potrzebuje zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Ostatnio siedziałem tylko w tym cholernym szpitalu.

- No dobra, ale nie będziesz siedział na tyłku. - zaśmiałem się, za co dostałem w ramie.

- Dobrze mamusiu, poza tym na czym się siedzi jak nie na dupie?

- Bardzo zabawne.

Pojechaliśmy najpierw do mojego domu. Nie mogę powiedzieć, bo jest posprzątane. Nawet okna są umyte. Wow. Niespodziewałem się tego. Tylko pytanie kto to zrobił. Messi i Ney czy Gavi? Bo wiem, że Pablo nie lubi myć okien. Obstawiam więc, że tamta dwójka.

- Ale tu czyściutko - specjalnie skomentowałem, żeby mój przyjaciel poczuł się doceniony. - Nawet okna są umyte. Hm. Ciekawe tylko kto umył je.

- Któż inny niż ja? - zapytał, a ja uniosłem brwi, by ukazać moje zwątpienia.

- Uwierzę w to, że resztę zrobiłeś sam, ale napewno nie okna. Ty wręcz nienawidzisz myć okien.

- No dobra. To akurat zrobili Leo i Neymar. - przyznał się.

- No i czego kłamiesz? - rzuciłem go poduszką. Dostał idealnie w twarz. On również mnie rzucił. - Gdybym mógł teraz biegać byś miał przesrane.

- Ale na szczęście nie możesz, dlatego mogę to wykorzystywać. - uśmiechnął się, a ja pokazałem mu środkowy palec. Poszedłem się ogarnąć.

- Gavi! - krzyknąłem z łazienki.

Strong - Gavi x PedriWhere stories live. Discover now