11.

797 57 17
                                    

Ta codzienność już mnie wykańcza. Wstaje, jem śniadanie, siedzę na dupie lub gdzieś idę, potem jadę na tą cholerna rehabilitację. Wieczorem jedynie robię coś ciekawego. Mam już dosyć tych cholernych ćwiczeń, a minęły dopiero 2 tygodnie. Co prawdaż to żebro już mnie nie boli. Bandaży też już nie noszę. Lekarz powiedział, że już mi są nie potrzebne, a żebro dobrze się zrasta.

Usłyszałem dzwoniący telefon. Spojrzałem na wyświetlacz, na którym wyświetla się imię Szczęsnego.

- Halo? - usłyszałem głos przyjaciela.

- No co tam? - zapytałem.

- Chcesz wpaść dzisiaj na imprezę do mnie? Wiem, że chcesz. A nawet jak nie chcesz to masz być wraz z Pablo. - oznajmił i się rozłączył. Cały Wojtek.

Zadzwoniłem do Gavi'ego. Oczywiście zaprzeczał, ale powiedziałem mu, że nie przyjmuje odmowy. Bo nie przyjmuje i w końcu się zgodził. Szczęsny napisał mi jeszcze, że ta impreza jest na 19. Jeszcze długo do tej godziny, więc wsiadłem w samochód i pojechałem do Pablo.

- Hej! - krzyknąłem, gdy tylko wszedłem do jego mieszkania.

- Cześć! - powiedział głośniej z kuchni. Ruszyłem w stronę tego pomieszczenia. - Cóż cię tu sprowadza?

- A tak bez powodu. Nudzi mi się poprostu.

- Skoro ci się nudzi, to pomóż mi posprzątać dom. Włączymy nasza playlistę imprezową. Przy muzyce niby łatwiej się sprząta.

- Chyba przyszedłem w nie właściwym czasie. To ja może już pójdę. - powiedziałem, udając, że już idę. Po chwili zaczęliśmy się oboje śmiać.

Gavi włączył naszą playlistę. Na sam początek poleciała piosenka od Pitbulla ,,Feel This Moment". Kochamy tą piosenkę. Śpiewając i się śmiejąc, a zarazem sprzątając ogarnęliśmy cały dom w godzinę.

- Szybko poszło. - powiedziałem, a on skinął głową. Szkoda, że tylko sprzątanie tak szybko poszło...

- To co? Teraz obiad? - spytał, a to tym razem ja wywróciłem oczami. - Jest 14:30.

- No dobra niech ci będzie. - odparłem, a on się uśmiechnął. Uwielbiam jego uśmiech. Dlatego też się zgodziłem, ze świadomością, że go ukaże. Postanowiliśmy, że zrobimy krewetki.

Około 16 skończyliśmy robić obiad. Zjedliśmy go w miłej atmosferze.
Zdecydowałem, że pojadę narazie do siebie, a za jakąś godzinę będę po Gavi'ego. W domu odświeżyłem się i wyprasowałem se ciuchy. Nie lubię prasować. Jest to jedna z rzeczy, których naprawdę nie lubię. A ich jest nie dużo.

Zrobiła się już godzina 18:15. Dałem znać Pablo, że ma się szykować, bo za chwilę po niego będę. Do domu Szczęsnego mamy jakieś 30 minut. Wyjechałem jednak chwilę wcześniej, bo wiem, że Gavi potrafi mi mówić, że już schodzi, a i tak muszę na niego czekać.

Tak też jest i tym razem. Dzwoniłem przed chwilą, on powiedział, że już idzie, a od 5minut go nie widzę. Duże muszą być te schody. Podśpiewując se i wystukując se rytm palcami, piosenki od Taylor Swift ,, That's Way I Loved You". Nagle ktoś otworzył drzwi. Oczywiście to nasz książę z bajki.

- Wow, jak długie były te schody? - zapytałem, za co dostałem w ramię. Zaczęliśmy się oboje śmiać i w drodze prowadzić rozmowę tak jakby to nazwać o wszystkim i o niczym.

Na miejsce zajechaliśmy o 18:50. Myślałem, że zajedziemy trochę później, ale nie było korków i dojechaliśmy w 20minut. Już jakieś samochody stoją. Jak się nie mylę to już jest Paqueta, Richarlison, Mount i Glik.
Zapukaliśmy do drzwi, a po chwili otworzył nam sam gospodarz domu. Zaprosił nas do środka, a my ściągnęliśmy buty i kurtkę w przedpokoju, a następnie poszliśmy do salonu, gdzie już siedziały niektóre osoby. Przywitaliśmy się z wszystkimi. Bawi trochę fakt, że jak gramy na boisku to się tak już nie dogadujemy jak tu. Chociaż co się dziwić? Każdy chce wygrać i być najlepszy. Niestety tak nie można.

Strong - Gavi x PedriWhere stories live. Discover now