14

1.2K 45 2
                                    

Mój syn choć jest jeszcze mały bardzo często mnie zaskakuje jakimiś nowościami. Co jakiś czas odkrywa w sobie coś nowego i to jest wtedy taka magiczna chwila. Zaczął też znowu rosnąć a co za tym idzie potrzebował nowych butów i ubrań. Wybraliśmy się do galerii na zakupy i to od niepamiętnych czasów tylko we dwoje.
Na środku galerii zawsze coś się działo tym razem grał tam człowiek na saksofonie. Jordan zatrzymał się przed nim i pociągnął mnie za rękę zwracając tym samym moją uwagę
-co się stało synku?
-możemy chwilę posłuchać jak ten pan gra?
-oczywiście
Oczy Jordana powiększały się z każdym kolejnym dźwiękiem. Patrzył na niego jak zahipnotyzowany. Kiedy ten skończył grać tylko Jordan bił rześkie brawa.
-mamo mogę?-spojrzał na mnie więc skinęłam głową
Szybko nawiązali wspólny temat,nawet dał Jordanowi spróbować zagrać. Może wyjdę na matkę wariatkę ale naprawdę miałam wrażenie, że już kiedyś grał na czymkolwiek oprócz nerwów matki.
Jak się później okazało ten człowiek uczył grać w szkole muzycznej a w galerii zbierał tylko pieniądze dla chorych dzieci.

Wróciliśmy do domu i Jordan był strasznie zamyślony.
-coś się stało synku?
-mamo zapiszesz mnie na muzykę?
-w sensie do szkoły muzycznej?
-tak,chciałbym grać na instrumentach
-jeśli chcesz to zaraz czegoś poszukamy
-ale mamo ja chcę tam gdzie ten pan grał
-dlaczego akurat tam?
-bo tam robią koncerty charytatywne
-synku wiesz że najpierw trzeba się nauczyć grać?
-wiem mamo a kupisz mi jakiś instrument?
-kochanie najpierw musisz zacząć grać i wiedzieć na czym a później możemy kupić

Kolejnego dnia zniknęły wszystkie pokrywki i garnki z szafek a gdy weszłam do pokoju Jordana zobaczyłam prowizoryczną perkusje
-co robisz synku?
-gram na perkusji
-to są nasze garnki a nie perkusja
-mamo czy mogłabyś przynieść z pracy taki duży garnek? Ten jest zbyt mały
-synku myślisz że perkusja to jest to czego chcesz?
-nie wiem muszę się przekonać
Modliłam się całą sobą aby perkusja nie była jego wyborem bo to oznaczało jedno...brak świętego spokoju w domu.

Pod koniec tygodnia Jordan miał egzamin w szkole muzycznej. Aby zacząć uczęszczać na zajęcia musiał przejść egzamin czy w ogóle ma do tego dobry słuch i poczucie rytmu. 
Siedziałam z nim na tym korytarzu i pierwszy raz  w życiu mojego małego dziecka widziałam, że się stresuje. Musiałam więc być silna za nas oboje
-kochnie nawet jeśli się nie uda dla mnie i tak jesteś najlepszy
-mamo a jeśli mnie nie przyjmą? Ja tak bardzo chcę grać
-skarbie jeśli cię nie przyjmą to coś wymyślimy ale jestem pewna, że się dostaniesz
-blaczemu?
-bo jesteś McConnery a my się nie poddajemy-pocałowałam jego czoło
Drzwi się otworzyły a przed nami stanął mężczyzna,ten sam który grał w galerii
-Jordan McConnery
-to ja-stanął wyprostowany
-teraz twoja kolej. Czy masz jakiś instrument?
-mamy tylko dziecięce cymbałki i...-zamilknął i lekko się zmieszał-garnek-powiedział ciszej
-garnek?
-tak mama powiedziała, że dopiero kupimy instrument-złapał mnie swoją małą rączka jakby chciał abym dodała mu otuchy
-no dobrze...zapraszam a mama tutaj zaczeka
-daj czadu synku
Kiedy tylko wszedł do środka zaczęłam się stresować równie mocno co on. Bałam się, że się zawiedzie a wiedziałam jak bardzo mu na tym zależało.
Po niespełna 10ciu minutach drzwi się otworzyły a mój syn wyszedł z uśmiechem i w podskokach
-dostałem się mamusiu!-rzucił mi się na szyje
-wspaniale kochanie! Jestem z ciebie taka dumna
-pan powiedział, że mam trochę niedociągnięć ale podobało mu się to że gram na garnku
-widzisz,mówiłam ci, że wielcy artyści powstawali w garażowych warunkach
-pojedziemy po saksofon?
-teraz?
-tak teraz
-jesteś pewien że saksofon?
-przepraszam że się wtrącam ale osobiście uważam że saksofon to dobry pomysł dla Jordana. Jeśli jednak nie chce pani kupować odrazu mamy coś takiego jak wypożyczalnia
-rozumiem
-mamo proszę chce mieć swój saksofon mogę rozbić moją świnkę
-synku zrobimy tak-kucnęłam przy nim-teraz pojedziemy do babci Marthy bo ja muszę wrócić do pracy. A po pierwszych zajęciach kupimy saksofon dobrze?
-kocham cię mamo

Jordan uparł się że chce kupić za swoje pieniądze a ja nie zamierzałam protestować. Nie jestem tego typu rodzicem, że wszystko da swojemu dziecku. Przychylę mu nieba, zrobię dla niego bardzo wiele i niczego mu nigdy nie brakuje ale uważam, że jeśli czasem wyda na coś swoje pieniądze to bardziej to coś będzie szanował.
Przez kolejny tydzień Jordan robił wszystko i dla wszystkich. Chciał nawet kosić trawniki u sąsiadów ale akurat na kosiarkę jest jeszcze za mały dlatego wynosił śmieci i wyprowadzał psy. Ciężko pracował na ten swój saksofon dlatego postanowiłam resztę pieniędzy mu dołożyć.
Akurat tego dnia odbierała ich Tina tak więc po pracy udałam się prosto do domu a mój syn znowu mnie zaskoczył. Przed domem miał wyłożony stolik a na nim kubeczki z lemoniadą. Razem z Rosie śpiewali jakąś ułożoną przez nich piosenkę zachęcając ludzi do kupna lemoniady. Ku mojemu zaskoczeniu mieli nawet sporo klientów
-synku co robisz?
-zbieram na saksofon
-sprzedajac lemoniadę?
-tak,nie pozwoliłaś mi kosić trawników. Śmieci ludzie mają wyniesione a w okolicy są tylko 3 psy które mogę wyprowadzać to nie daje dużego zysku tak więc otworzyliśmy lemoniadowy bar
Wytłumaczył a ja zdałam sobie sprawę, że smykałkę do interesów odziedziczył zdecydowanie po dziadku i wujku
-Rosie mi pomaga
-w takim razie chciałabym kupić kubeczek
-5 dolarów-odezwała się Rosie
-zwariowałaś to mama a one mają zniżkę-upomniał ją-2 dolary-zwrócił się do mnie
-a co byś powiedział synku gdybym za tą lemoniadę dołożyła ci resztę pieniążków do tego saksofonu?
-naprawdę?!
-tak
-jesteś najlepszą mamą na świecie!!!
Uśmiechnęłam się przyciągając mojego chłopca do siebie.
Cudownie było widzieć, że jego marzenie właśnie się spełnia.

Kocham Cię...mimo wszystkoDonde viven las historias. Descúbrelo ahora