first game of the season.

2K 182 327
                                    


          W końcu nadeszła długo wyczekiwana przez uczniów Hogwartu sobota. Choć była witana entuzjastycznie co tydzień, to tego dnia miała wyjątkowe znaczenie dla życia szkoły. Pierwszy mecz Qudditcha w sezonie. Gryffindor przeciwko Slytherinowi. Zapowiadało się ciekawe rozpoczęcie.

James Potter był najbardziej podekscytowany ze wszystkich. Wstał z łóżka dużo wcześniej przed dzwonieniem swojego budzika, a od samego rana roznosiła go energia i nerwy. On i huncwoci siedzieli przy stole Gryffindoru w Wielkiej Sali na śniadaniu. Peter posyłał mu ukradkowe, zirytowane i mordercze spojrzenia sponad swojej kawy, mając mu za złe, że przez niego obudził się nawet wcześniej, niż zwykle. Syriusz przysypiał na ramieniu Remusa, który zupełnie się tym nie przejmował i pokrywał swoje tosty kremem czekoladowym. Kiedy skończył, podniósł nóż pokryty warstwą smarowidła do góry.

— Chcesz?

Black uchylił powieki i mało energicznie podniósł się z jego ramienia. Jego oczy zabłysły. Bez słowa wziął od niego sztuciec, by zlizać z niego czekoladę, uważając, by się przy tym nie skaleczyć. Lupin uśmiechnął się pod nosem z rozbawieniem i wgryzł się w swojego tosta. Jak z dzieckiem. 

— Musicie coś zjeść — uznał szatyn, patrząc to na Jamesa, to na swojego chłopaka. — Jeszcze osłabniecie na tym meczu.

— Nie wiem, czy coś przełknę — pokręcił głową Potter. Jego kolano podskakiwało nerwowo pod stołem, a jego palce co chwilę przeczesywały jego włosy.

— Jakoś sobie poradzisz. Zrobię ci kanapkę, w porządku? — Zaproponował Remus, już sięgając po kromkę chleba.

— Macie — Peter podsunął Łapie i Jamesowi dwa kubki herbaty pod nosy. — Nie możecie się odwodnić.

Potter zmierzył go zaskoczonym spojrzeniem.

— Myślałem, że się na mnie obraziłeś.

— Owszem — Peter zasztyletował go wzrokiem w odpowiedzi. — Ale twoja gra ma znaczenie dla całego domu. Pij — wziął łyk swojej kawy.

Potter uśmiechnął się lekko i westchnął, otaczając kubek dłońmi. Napił się, a zaraz na blacie przed nim pojawił się talerz z gotową kanapką.

— Smacznego — rzucił Remus, po czym zwrócił się w stronę Łapy. — Może zjesz gofra? Płatki? Naleśnika? Też kanapkę?

— Spokojnie, Remi — położył dłoń na jego kolanie, głaszcząc je. — Zaraz coś zjem.

Potter wlepił wzrok w swój kubek, bojąc się rozejrzeć po otoczeniu. Minął ponad tydzień, od kiedy zaczął unikać spojrzeń innych. Czuł się nieswojo, wiedząc, że do tej pory wśród uczniów krążyły plotki na jego temat, a choć był przyzwyczajony do poświęcanej mu uwagi, to ciężko było mu znieść tą negatywną.

Zerwanie z Lily dużo go kosztowało.

— Nie mogę popełnić dzisiaj błędu — odetchnął głęboko i zastukał w blat palcami. — Wszyscy mają już wystarczająco dużo powodów, żeby się mnie czepiać.

— Poradzimy sobie, Rogaś — zapewnił go Łapa. — Nikt w tej szkole nie potrafi latać lepiej od ciebie. Dobrze przygotowałeś całą drużynę. Jesteśmy gotowi.

James wplótł palce obu dłoni we włosy, opierając łokcie na stole.

— Wcale nie chcę rywalizować z Regiem — pomyślał na głos, wzdychając ciężko.

Łapa zmarszczył brwi zdezorientowany, a Potter otworzył szeroko oczy, zdając sobie sprawę ze swoich słów. Lupin zastygł, zaczynając odczuwać podobny stres, co i on.

LION'S HEART | JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz