Rozdział 6

6K 891 113
                                    

#oomlSZ na twitterze

hello!

Bankiet branży futbolowej, na którym mieliśmy się pojawić, od tygodni zapowiadano szumnie w mediach, rozdmuchując bańkę świetności i podniosłości tego wydarzenia. Zbiorowisko uznanych osobistości przyciągało uwagę nie tylko kibiców, ale i tych, których interesowało czysto celebryckie życie piłkarzy. Sportowcy w pięknych, drogich garniturach i ich osoby towarzyszące stanowiły łatwy kąsek do zrobienia tysięcy zdjęć, a przy odrobinie szczęścia uchwycenia również pomyłki w trakcie udzielania wywiadu na czerwonym dywanie lub zrobienie z siebie pajaca podczas odbierania nagrody. Samo wręczenie statuetek, które w plebiscycie przyznawali widzowie jednego z czołowych kanałów sportowych, stanowiło jedynie pretekst, by zebrać w jednym miejscu piłkarską śmietankę. Co więcej, na liście zaproszonych znajdowały się także władze klubów, a także tacy prości i szarzy pracownicy jak ja.

Tej nocy miałam być damą. No właśnie... "miałam" – słowo klucz.

Długa, sięgająca ziemi ciemnoczerwona suknia poruszała się wraz z podmuchami wiatru, gdy ostrożnie stąpałam przez parking siedziby klubu, bojąc się, że nierówna asfaltowa powierzchnia zetrze podeszwy czarnych szpilek. Przy każdym stawianym kroku czułam na skórze muśnięcie materiału, a przez rozcięcie sięgające połowy lewego uda smagało mnie chłodne wieczorne powietrze, zwiastujące nieuchronnie nadchodzącą angielską jesień.

Nieskromnym było myśleć o sobie w samych superlatywach, ale tego dnia czułam się naprawdę dobrze i elegancko. Dawno nie miałam żadnej okazji, by się tak wystroić, a skoro od południa zmieniłam jedynie fotel miedzy fryzjerem a makijażystką, by później mizdrzyć się jeszcze dwie godziny przed lustrem, dobierając odpowiednie dodatki, musiałam przyznać przed samą sobą, że wyglądam naprawdę świetnie. Nawet moje niesforne brązowe włosy, które rzadko potrafiłam doprowadzić do ładu, po odpowiednim zabiegu, pielęgnacji i użyciu miliona przeróżnych specyfików ułożyły się w delikatne fale, spoczywając na odkrytych ramionach. Nie żałowałam nawet tego, że wybrałam kreację na cieniutkich szeleczkach i z dekoltem, przez który zmienna londyńska aura raczyła mnie gęsią skórką.

Podziemna część parkingu znajdowała się tuż pod salą konferencyjną, w której zarządzono zbiórkę. Lawirując pomiędzy samochodami, naliczyłam kilkanaście czarnych limuzyn, które zostały podstawione specjalnie na tę okazję. Ustalono, że cały klub pojedzie wspólnie, pokazując tym swoją nierozerwalność i dobre relacje pomiędzy członkami drużyny. Wyjście przed fotoreporterów w uśmiechniętej, zrzeszonej grupie, miało symbolizować siłę i stłumić niekończące się rewelacje o upadającym wizerunku. Nawet taka błahostka musiała zostać szczegółowo obmyślona, przedyskutowana i zaklepana przez większość marketingowców. Dział public relations dwoił się i troił, by polepszyć sytuację drużyny w oczach kibiców i działaczy.

Wyjechałam windą z podziemia na parter i zaczęłam kierować się do sali. Z oddali słyszałam już gwar, śmiech oraz przekrzykiwanie się tych, którzy odpowiadali za to, by tego wieczoru wszystko poszło zgodnie z planem. Minęłam młodego chłopaka, który biegł przez korytarz, w popłochu mrucząc coś do słuchawki przyczepionej do ucha. Zachciało mi się śmiać, bo wyglądał jak jeden z tych, którzy od kilku godzin sterczeli pod areną, gdzie miał odbyć się bankiet, i nasłuchiwali rozkazów lub przekazywali przełożonym informacje o tym, co dzieje się dookoła, relacjonując każdy szczegół. Tuż za nim kroczyła grupka ochroniarzy. Skinęli mi z grzeczności, choć na pewno nie mieli pojęcia, kim jestem, a później skręcili do windy.

Będąc już pod samą salą, niemal dostałam w twarz gwałtownie otwierającymi się drzwiami. Odskoczyłam do tylu, chwiejąc się na tych niebotycznie wysokich, ale cudnych butach. Umocniłam uścisk na czarnej kopertówce, by nie wypadła mi z ręki, bo miałam w niej telefon, tablet i kilka mniej ważnych drobiazgów, o które nie martwiłabym się tak bardzo jak o te dwie pierwsze rzeczy, gdyby nagle roztrzaskały się o podłogę. Z pomieszczenia wypadł kolega z działu, Benjamin, a gdy mnie ujrzał, zrobił jeszcze bardziej przerażoną minę i wyminął mnie jak błyskawica, nawet się nie witając.

Out of my leagueOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz