Rozdział 10

5.4K 642 303
                                    

#oomlSZ na twitterze

hello, nicponie!

Dawno mnie tutaj nie było. Tęskniliście?

Ci, którzy śledzą mnie w social mediach, pewnie wiedzą, że kilka tygodni temu zostałam mamą :) Niestety nie mam obecnie czasu i głowy do pisania, dlatego nie jestem w stanie określić, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Póki co łapcie jeszcze cieplutką dziesiątkę.

Lacey Przypał Hodge.

Bo przypał to moje drugie imię.

Właśnie tak powinni nazwać mnie rodzice, bo czegokolwiek bym nie zrobiła, prędzej czy później kończyło się falą zażenowania.

Khalid wyskoczył z samochodu i podbiegł, natychmiast szarpiąc za klamkę. Nawet nie obejrzał się za siebie, żeby sprawdzić, co z jego autem, a skoro pokiereszowałam mu maskę, to na pewno też zderzak.

– Wszystko okej? – spytał w popłochu. – Nic ci nie jest?

Chyba mimo wszystko byłam w lekkim oszołomieniu. Ale nie z powodu stłuczki, za którą stałam, lecz dlatego, że nie dowierzałam we własną lekkomyślność.

Przerzuciłam nogi przez próg, chcąc wysiąść i ocenić straty, ale Khalid powstrzymał mnie, bym tego nie robiła.

– Nie chciałam...

– Ostrożnie.

Pochylił się, chwycił mnie za dłonie i pomógł wyjść, robiąc to z taką delikatnością, jakbym była ze szkła.

– Przepraszam. Naprawdę nie chciałam. O Jezu, przecież twoje...

– Lacey, spokojnie. Jest ubezpieczone, w dodatku firmowe.

Och, pięknie. Kupione na nazwisko Ashraf.

– Czy twój ojciec nie będzie zły, że jakaś kutafoniara ci je rozwaliła?

Khalid zaśmiał się łagodnie. Dotarło do mnie, co powiedziałam. Mogłabym spiec buraka, gdyby nie to, że nadal pozostawałam w otępieniu.

– To tylko auto.

Wiedziałam, że nigdy nie będę w stanie pojąć rozumowania bogaczy. Nic nie stanowiło dla nich większej wartości, każdy nowy zakup był jedynie spełnieniem kolejnej zachcianki. Fura, na którą właściciel klubu piłkarskiego wydał krocie, pewnie była w jego garażu jedną z wielu.

Zauważyłam, jak Kieran obchodzi dookoła swoją brykę. Patrząc na tylną część, złapał się za głowę, a później zsunął ręce na szyję i skrzywił się w grymasie. To, co zobaczył, musiało wyglądać nie za ciekawie. Miałam na sumieniu dwa pojazdy.

Już miałam podejść i obejrzeć szkody, ale chłopak przesunął mnie w inną stronę, oddalając od bagażnika, jakby chciał mnie przed czymś uchronić.

– Lepiej nie patrz – ostrzegł.

– Aż tak źle? Z czego oni robią te karoserie? Z kartonu?

Ukryłam twarz w dłoniach. Przełknęłam formującą się w gardle gulę, ale żołądek nadal pozostawał ściśnięty. Tylko tego brakowało, żebym stała się dłużniczką Langhama.

– Uderzyłaś się? Coś cię boli? – Odsunął moje rozedrgane palce od twarzy.

Przyjrzał się uważnie mojemu obliczu, jego oczy przesuwały się niespiesznie centymetr po centymetrze w poszukiwaniu oznak urazu.

– Nie.

– Jesteś pewna? – Khalid włączył się w rozmowę. – Może trzeba pojechać do szpitala, żeby ktoś cię zbadał?

Out of my leagueWhere stories live. Discover now