Rozdział 13

3K 400 74
                                    

#oomlSZ na twitterze

Cześć, Kieraniary!

Przez psa sąsiadki spóźniłam się do pracy. Wychodząc z bloku przywitałam się z panią Sterling, która każdego dnia o tej samej porze wyprowadzała swoją sześcioletnią suczkę. Poppy podbiegła do mnie radośnie, podskakując na tylnych łapkach, lecz zanim zdążyłam odskoczyć, mając na uwadze swój ubiór, psina drasnęła mnie w nogę małym pazurkiem, niszcząc rajstopy. Musiałam wrócić do mieszkania i wymienić je na inne. Cudem znalazłam nowe opakowanie, a przy wciąganiu je na skórę modliłam się, by nie zaciągnąć ich paznokciami.

Poprzedniego dnia zapomniałam zatankować i do siedziby klubu dojechałam na oparach paliwa. Wiedziałam, że w drogę powrotną będę zmuszona wyruszyć metrem, chyba że podrzuci mnie ktoś, kto mieszka w mojej okolicy. Wpadłam na korytarz zziajana, z trudem koordynując ruchy kończyn. W jednej ręce ciążyły mi trzy napęczniałe od dokumentów teczki, w drugiej trzymałam laptopa, a z ramienia zwisała jeszcze prywatna torebka.

– Już jestem, przepraszam za spóźnienie – szepnęłam do pana Duncana, zajmując obok niego wolne miejsce w sali konferencyjnej.

Kiwnął głową, nawet na mnie nie patrząc. Przeglądał jakieś papiery i być może nawet nie zauważył mojej wcześniejszej absencji. Włączyłam laptopa i położyłam obok niego teczki z dokumentami. Zegarek w rogu ekranu wskazywał, że straciłam jedynie osiem minut spotkania, nie było tak źle.

Powiodłam spojrzeniem po ludziach siedzących przy stołach ustawionych w kształt prostokąta. W pomieszczeniu znajdowało się ponad sześćdziesiąt osób, większość stanowili pracownicy London Black Dragons. Pozostałe twarze należały do osobistości z zewnątrz - doradców i prawników nowego przedsiębiorcy, z którym mieliśmy się spotkać tego dnia i nawiązać z nim współpracę. Samego głównego zainteresowanego albo jeszcze nie było, albo siedział gdzieś na końcu po tej samej stronie co ja, przez co zważając na ilość zgromadzonych nie byłam w stanie go dostrzec. Ponoć był początkującym hotelarzem.

– Pozwólcie, że przedstawię wam człowieka, z którym będziemy mieli przyjemność pracować przez przynajmniej najbliższy rok. – Człowiek z zarządu klubu wstał zza stołu. – Jest to dla nas nowy rodzaj współpracy. Nawiązujemy taki kontrakt po raz pierwszy, lecz pokładamy w nim ogromne nadzieje.

Ludzie zaczęli bić brawo, a on uśmiechnął się szeroko, ukazując szereg nienaturalnie białych zębów. Ani trochę nie dziwiłam się tej radości. Gdyby jakimś cudem udało mi się złowić frajera, który ochoczo zainwestuje w klub z kłopotami, byłabym równie szczęśliwa. Zadziwiało mnie jednak, że ktoś był albo na tyle głupi, szalony, a może nieświadomy i niedoinformowany, iż chciał się wpakować w bagno.

Wszyscy w moim rzędzie zaczęli wyciągać szyje, szukając w tłumie inwestora. Gdzieś na końcu ktoś się poruszył. Ujrzałam podnoszącą się sylwetkę w jasnoszarym garniturze. Mężczyzna skinął uprzejmie głową, rozglądając się dookoła, jakby chciał się z każdym przywitać. Nasze oczy spotkały się na milisekundę. I to było o tę milisekundę za długo.

– Moja bogini.

Nie. To się nie działo.

Podświadomość krzyknęła wewnątrz mnie, żeby zostawiła wszystkie swoje rzeczy, uciekła z budynku, nie oglądając się za siebie i nigdy więcej tutaj nie wracała. Instynkt przetrwania próbował być silniejszy niż zawodowy profesjonalizm. Emocje walczyły ze zdrowym rozsądkiem, rozsadzając mnie od środka. Coś wybuchło w mojej klatce piersiowej i nie byłam pewna, czy w ogóle jestem w stanie oddychać.

– Przed wami pan Anthony Walters. Niektórzy z was na pewno go kojarzą.

O tak, kojarzyłam i to zbyt dobrze. Jego twarz, głos, każdy centymetr ciała. Kojarzyłam nawet jego konto bankowe.

Out of my leagueOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz