szpiedzy

2K 221 55
                                    

Rozdział 100

Kilka dni później z lekcji nowych była jeszcze opieka nad magicznymi stworzeniami z Rolfem Scamanderem. Były zupełnie inne od tych prowadzonych przez Hagrida, czy Grubbly - Planck, były o wiele lepsze. Charlie miał na prawdę dobrego nosa jeśli chodziło o ludzi, napisał w końcu Hesper, że Scamander miał wyjątkowy talent do mówienia prostymi słowami o skomplikowanych rzeczach. Pierwszą lekcje poprowadził o smokach. Mimo braku żywego egzemplarza przyniósł model takowego i to na nim, powiększonym zaklęciem, tłumaczył wszystkie zagadnienia, model nawet potrafił ziać ogniem. Scamander miał przy sobie walizkę i do właśnie do niej władował model smoka po końcu lekcji. Zatrzymał też ją na hogwardzkich błoniach.

- Muszę ci bardzo podziękować, panno Potter. - rzekł prostu z mostu - To wielka szansa dla mnie jako magizoologa uczyć w Hogwarcie, mieć dostęp do Zakazanego Lasu...

- Nie ma sprawy, profesorze - odpowiedziała od razu - Cieszę się, że mogłam pomóc.

Szczerze mówiąc małą ją to obchodziło, cieszyła się, że ona miała dobrego nauczyciela opieki, że to ona mogła mieć jak najlepszą wiedzę. 

- Słyszałem o smoku... - powiedział po chwili Scamander - Patronusie, w sensie. Czarny, hebrydzki... Bardzo rzadko zdarzają się formy zwierzęce w postaci magicznych zwierząt... Musisz być wyjątkową osobą... Leć, już, bo spóźnisz się na następna lekcje.

Hesper tak też zrobiła, lepiej było nie narażać się McGonagall przy pierwszej możliwej okazji. Zapamiętałą sobie dobrze, że Scamander był jej winny przysługę.

...

Nadeszła sobota, prócz odrabiania prac domowych, gdyż dla roku owutemowego nauczyciele nie mieli litości, szczególnie Hesper przeklinała swój esej z obrony. Skończyła go w końcu, rozpisała też scenariusz lekcji. Na to, jakie jest inne zastosowanie wpadła niemal natychmiastowo, w końcu to właśnie za pomocą patronusa zostało wszem i wobec ogłoszone, że Zakon Feniksa chce zabić Hesper. Miała ochotę udusić Cassiusa Bella.

Miała okazję to zrobić, gdyż właśnie wracała z kolacji. Zgodnie z otrzymaną kartką poszła wprost do sali od obrony. Musiała co prawda zrobić to okrężną drogą, oficjalnie poszła do biblioteki, jednak w końcu dotarła na miejsce. Cassius Bell już tam czekał. Opierał się o ławkę i postawą ani trochę nie przypominał tego, kim na prawdę był.

- Chodź Hesper. - powiedział i ruszył w kierunku jakiś drzwi na końcu sali obrony.

Chcąc nie chcąc poszła z nim, za tymi drzwiami był długi korytarz, który prowadził do kolejnych drzwi, a za nimi znajdował się salon. Podobnie urządzony jak ten, w którym kiedyś była, należący do Snape'a. To musiały być prywatne kwatery Bella. Usiadła na fotelu, czarnowłosy mężczyzna usiadł na drugim.

- Nie zrzucasz skóry? - prychnęła ironicznie Hesper pod nosem.

- Zbyt ryzykowne - odparł, rozprostowując kości - Chcesz coś do picia?

- Herbaty, poproszę.

Zniknął na chwilę w kuchni, by jej zaparzyć. Nastawił odpowiednie zaklęcie i wrócił. Hesper wpatrywała się w niego z dozą sceptycyzmu. Ostatnie 'musimy porozmawiać', co prawda w wykonaniu Voldemorta, ale skończyło się na tym, że Hesper zdenerwowana uciekła.

- Jak tam lekcja? - rozpoczął rozmowę całkowicie neutralnie.

- Całkiem nieźle, przynajmniej nie rzucasz niewybaczalnymi jak ostatnio - prychnęła Hesper - Przygotowałam referat, ale jak mi zadasz coś takiego następnym razem to przysięgam, że ci coś zrobię.

venus  • tomarry ♀️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz