4

0 0 0
                                    

Niedziela 13:00 

Obudziłem się o dziwo w moim mieszkaniu, jednak czułem się fatalnie. Poprzedniej nocy zdecydowanie za bardzo zabalowałem. Ledwie się uniosłem z łóżka, po czym odwiedziłem toaletę, żeby wyrzucić z siebie to, co tam jeszcze było. 

Ci z was, którzy przeholowali z alkoholem na pewno wiedzą jak się czułem. I nie chodzi mi o uczucie pragnienia czy ból głowy, który zawsze jest pokazywany jako efekt imprezy w filmach czy serialach. O wiele częściej kończycie z objawami zatrucia. I dopiero wtedy rozumiecie dlaczego ludzie niektórzy chodzą jak wampiry mimo że teoretycznie nie są chorzy. 

Chociaż w sumie dzisiaj niedziela, co nie? 

Nie pamiętam połowy nocy, zupełnie nie wiem o której wróciłem i jakim sposobem spałem tylko w bokserkach? Nieźle musiałem odwalić. Nawet wolę nie sprawdzać telefonu, jednak rodzinne obowiązki same się nie spełnią. Przez cały czas przeszywał mnie niewyobrażalny ból żeber, co szybko zostało wyjaśnione jak tylko spojrzałem w lustro i ujrzałem piękny, soczysty fiolet w kilku miejscach. Znowu zerknąłem na telefon. 

Mimo ogromnej niechęci wziąłem go w dłonie, nie spodziewając się niczego. Na ekranie nadal widniało Jej zdjęcie. Alkohol skutecznie zagłuszył moje emocje, bo nawet nie poczułem smutku. 

Czułem wstyd. 

Miałem nie wracać do starych nawyków. Przecież jestem facetem, nie mogę okazywać słabości ani emocji. Ludzie nie lubią słabeuszy. A w tamtym momencie byłem słaby i bezbronny jak małe dziecko. 

Przez następne kilkanaście minut niemal ciągłego milczenia w trakcie rozmowy z moją rodzicielką stwierdziłem, że chyba za bardzo przeszkadzam jej w niedzielnych rozmyślaniach po obiedzie i zdecydowałem się zakończyć rozmowę. Zawsze to samo. Nie odzywam się - źle, odzywam się - czuje się jakbym był dla niej tylko zbędnym obciążeniem.

Pomimo fatalnego samopoczucia wziąłem kilka podręczników do łóżka i próbowałem się czegoś pouczyć. Jutro mam kolokwium i raczej nie uśmiecha mi się mieć poprawki. 

Godzina 21:00 

Dopiero teraz byłem w stanie coś zjeść. Nie myślcie że miałem ochotę na jakieś smażone schabowe czy zupę pomidorową. Zjadłem bułkę z masłem i popiłem wodą. "Zupełnie jak w dzieciństwie, kiedy miałem grypę i nie mogłem jeść nic innego" pomyślałem sobie. Wróciłem wspomnieniami do tamtych chwil, kiedy choć przez chwilę ktoś się mną przejmował. Zawsze byłem zostawiony sam sobie, bo musiałem sobie radzić, jednak gdy byłem chory, sprawy przyjmowały nieco inny bieg. 

Dziwne jest to, że ludzie często o tobie nie pamiętają, dopóki nie znikniesz ze swojego otoczenia. Zupełnie jakby nagle doznali olśnienia i sobie przypomnieli, że 2 plus 2 to 4. Za to jak jesteś cały czas, nie wychylasz się i grzecznie siedzisz jesteś zupełnie nieobecny dla otoczenia. "Cóż za paranoja" przeszło mi przez myśl. Ona teraz też zniknęła. Wcześniej wiele osób nawet o niej nie słyszało a teraz zupełnie jakby się obudzili i nagle zaczęli widzieć. 

Tylko teraz już nie mają co widzieć. Wszyscy ją straciliśmy.

Czuję się winny tego wszystkiego. Że nie odezwałem się wcześniej, że pozwoliłem Jej cierpieć przez tamtego dupka, że... zniknęła. 

Wiem, że ludzie mi powiedzą, że nie mogłem nic przewidzieć ani wiedzieć o Niej za wiele, bo nie rozmawialiśmy. I tu właśnie tkwi mój problem. Nie rozmawialiśmy. A powinniśmy. Powinniśmy rozmawiać, mówić co czujemy i jak coś na nas wpływa. Łatwiej nam jednak było uciekać w codzienność i udawać że wszystko jest okej. Mimo że nic kurwa nie jest okej!

Czasami serio wątpię w tą ludzkość. 

Jakby teraz ktoś się mnie zapytał jak się czuję nie wiedziałbym co powiedzieć. To raczej mieszanka różnych uczuć. Na pewno jest w niej smutek, bo tęsknię za Nią. Jest też gniew na samego siebie i innych, że nikt nie zauważył jakiś oznak. Jakieś musiały przecież być. Nie wspomnę już nawet o strachu o Nią bo nie wiadomo jednak gdzie jest i co się z Nią dzieje. 

W tej mieszance jest też ogrom stresu. Stresu z powodu sesji, spraw rodzinnych, niepewnej przyszłości, problemów ze zdrowiem... wszystkiego. Nie wnikając w szczegóły, można by pomyśleć że jest we mnie sporo emocji. Jednak kogo to obchodzi?

Poza tym wszystkim jest tutaj również jakaś dziwna pustka. Zupełnie jakbym miał czuć naraz wszystko i nic. Albo jakby nagle emocje się skumulowały w tej pustce i miały zaraz wybuchnąć. 

Ludzie nie pytają o emocje. Zupełnie jakby zamknęli je w pudełku i schowali w ciemnych zakamarkach wspomnień. Jedni dlatego, że rodzice wmówili im, że emocje to oznaka słabości, kolejni byli prześladowani przez społeczeństwo, kiedy płakali, a jeszcze inni sobie nie potrafili z nimi poradzić i musieli je schować żeby zachować pozory normalności. 

W sumie co to jest "normalność"? Bycie jak inni? Podporządkowywanie się do otoczenia? 

Wiele osób zawsze mi powtarzało, żebym się nie zmieniał, nie dostosowywał i żebym pozostał sobą. Jednak na przestrzeni lat sami się stawali jak inni i utracili swoją tożsamość. Jakby... stali się tym, czego mi kazali unikać. Jednak z drugiej strony łatwiej zmienić siebie niż wszystkich wokoło. 

Zdecydowanie mniej pracy jest przy stłumieniu swoich emocji i odczuć, żeby dostosować się do otoczenia. Niestety, to wszystko odbywa się kosztem naszej własnej tożsamości i poniekąd naszej wolności. Dlatego tez wiele dzieciaków nie realizuje swoich marzeń, ale słucha grzecznie rodziców, żeby móc chociaż raz usłyszeć "Jesteśmy z Ciebie dumni". Jednak kiedy nikt się nie interesuje takim dzieckiem to po pewnym czasie taka osoba znika. Może nie dosłownie, ale jakaś część tej osoby znika. Bo wszelkie marzenia zostają zakopane w kolejnym pudełku obok emocji. I tu często zaczyna się dorosłe życie.

Nie pytajcie skąd to wszystko wiem. Po prostu znam życie i wiem jak jest. 

Uprzedzę wszelkie komentarze dotyczące wieku - niektóre dzieci przechodzą w życiu taki chaos, którego nie zrozumie połowa świata. Nie mówcie nigdy, że ktoś nie zna życia. Bo to WY nie znacie innej osoby i z całym szacunkiem, ale nie macie prawa uczyć innych o życiu. Każdy je poznaje we własnym tempie. 

Godzina 23:00

Leżę w łóżku. Gapię się w sufit. Słucham muzyki. Tęsknię. 

Brakuje mi wiele rzeczy w obecnej chwili. Brakuje mi poczucia bezpieczeństwa, bliskości, uśmiechu, brakuje mi Jej. 

Nawet nie zauważyłem kiedy z laptopa poleciała piosenka 5 Seconds of Summer Jet black heart. Jednocześnie z kolejnymi wersami napłynęły mi do oczu łzy. 

Świat jest niesprawiedliwy. A ja nie wiem jak w nim żyć, bo wszystko po kolei tracę. I strasznie boli mnie to, że nie jestem wstanie nic zmienić ani tego wszystkiego naprawić. Zupełnie jakbym nagle stracił swoją moc.

I co ja niby teraz mam zrobić? 

Zapomnienie [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now