🥀rozdział 1🥀

482 40 19
                                    

Gdy Izuku obudził świt słońca, bez ociągania wstał z łóżka i podszedł do szafy by wybrać dla siebie ubranie, w którym miałby spędzić kolejny długi dzień. 

Nie ubierał się jakoś strojnie, był biedny.

Nie ukrywał tego a jednak o jego względy ubiegało się pełno alf jakże i bet.  

Co się dziwić? Był najpiękniejszą omegą w miasteczku, ale w między czasie również uznawany był za dziwaka, który kompletnie nie pasuje do reszty. 

Izuku nie przeszkadzało to, że inni tak o nim myślą, bardziej przeszkadzała mu samotność jak już, gdyż jedyną osobą, która by go zrozumiała była jego matka. - Inko Midoriya, wynalazczyni. 

Przez jej wszystkie nie udane wynalazki, kobietę uznano za świrniętą. Nie przeszkadzało jej to w ogóle, nie potrzebowała towarzystwa.  

Jej w zupełności wystarczył jej syn. 

Omega do ubrania wybrała białą koszulę z bufiastymi rękawami, skórzane brązowe spodnie oraz niebieską kamizelkę, która upięta podkreślała jego wąską talię.

Izuku gotowy, zszedł na dół do swojej mamy. 

- Już wstałeś synku? - Spytała się kobieta, która właśnie dokręcała ostatnią śrubkę w swojej ledwo skończonej pozytywce. 

- Tak jak zawsze o tej godzinie. - Pocałował swoją mamę w policzek. - Skończyłaś już? 

- Tak, powinno już działać. - Gdy nastawiła pozytywkę ta zamiast grać, zaczęła się dymić a z środka wyleciało kilka śrubek. - Jak zwykle! Cholerstwo nie działa! - Zdenerwowała się. - Kiedyś rzucę to wszystko w cholerę.

- Spokojnie mamo... Dasz radę. - Przytulił kobietę. - Idę oddać książkę. - Chwycił za koszyk, w którym znajdowało się dzieło Szekspira i założył swoje kozaki. 

- Dobrze, kochanie! - Pożegnała się z nim i założyła swoje okulary ochronne by wrócić do pozytywki. 

Izuku opuścił swoją chatkę, zszedł z kręconych schodów i przeszedł przez swój ogródek, na którym znajdował się kurnik i pełno przeróżnych gatunków kwiatów. - Szczególnie róże. Ulubiony kwiat Izuku. 

Wyszedł przez zardzewiałą furtkę i wszedł na główną ulicę po czym szybko przebiegł na drugą stronę.

Spojrzał się na ogromny zegar na kamiennej wieżyczce, gdy wybiła równa 8:00 jak codzień rano wszystkie okiennice rytmicznie się otwarły. 

- Bonjour! - Wyjrzała z okna pewna kobieta i przywitała się z Izuku od razu gdy go ujrzała.

- Bonjour. - Izuku Odpowiedział jej z uśmiechem na twarzy. - Jak co ranka... - Pomyślał i ruszył dalej kamienną drogą.  

Przeszedł przez kilka kamieniczek, ominął więzienie i poszedł prostą drogą.  
Napotkał pijanego mężczyznę, gdy ten się z nim przywitał Izuku delikatnie ukłonił się i poszedł dalej.

Spojrzał się na rozejście dróg, gdzie zawsze stał piekarz.

- Jak zawsze z pełną tacą idzie piekarz...- Spojrzał się na mężczyznę, który przenosił na swoje stoisko świeży chleb. - Chyba pora coś kupić. 

- Bonjour, Izuku. - Przywitał się uśmiechnięty. 

- Bonjour, po proszę jeden bochenek. - Zapłacił mu i dostał bochenek świeżego chleba, który od razu schował do koszyka. 

- Dzień po dniu jest taki sam... aż za dobrze rytm ten znam. - Sapnął sam so siebie po tym jak się pożegnał i wszedł do stajni z końmi. 

Codziennie dokarmiał je kilkoma jabłkami, tak by stajenny nie zauważył. 

Beauty And The Beast // bkdk - aboWhere stories live. Discover now