Rozdział pierwszy - „Pieprzone Chicago"

13.1K 329 240
                                    

Wypuściłam z płuc znaczną ilość powietrza. Przeciągnęłam się i miejscu i natychmiastowo Uniosłam powieki.
Chicago. Pieprzone Chicago.
Po nużącej podróży która kosztowała mnie wiele energii, wreszcie przez głośniki samolotu rozbrzmiał przyjemny głos kobiety. Informował on pasażerów o tym że po czterogodzinnym locie nasze stopy wreszcie dotkną stanu Illinois. Za pół godziny.
Odwróciłam wzrok na miejsce obok siebie.
Zagryzłam policzek aby się nie zaśmiać. Connor spoczywał na ramieniu jakiejś starszej kobiety.
Widocznie była z tego faktu średnio szczęśliwa.
Marszczyła czoło co jakiś czas spoglądając na mojego brata.Jego jasne włosy nie były dzisiaj ułożone. Nie miał ubranych jeansów ani obcisłej koszulki. Ubrał dresy i szarą bluzę nike. Śpiąc wyglądał tak spokojnie prawie jak..

Pokręciłam głową odwracając wzrok.
To był mój pierwszy lot samolotem. Nigdy wcześniej nie było nas na to stać. Mama ledwo wiązała koniec z końcem więc wycieczki samolotowe były wykluczone.
Mimo iż lecimy teraz ekonomiczną klasą, nie chciałam aby Henry Moore wydawał na nas tak wiele pieniędzy. Uparłam się więc aby kupił nam zwykłe bilety.

Wiedziałam jak wygląda nasz ojciec. Miał te niebieskie oczy. Moje i Connor'a. Ciemne włosy i lekki zarost. Był wysoki i na każdym zdjęciu czy wywiadach nienagannie ubrany.
Zastanawiałam się jedynie jak brzmi jego głos.
A raczej śmiech. Kiedy ludzie zadawali mu pytania które później wrzucali do internetu. Henry wydawał się nie okazywać jakichkolwiek emocji.
Przez ostatni czas kiedy kontaktowaliśmy się w sprawach związanych z przeprowadzką, wymienialiśmy się jedynie krótkimi wiadomościami.
Ani razu nie zadzwonił.

Byłam podekscytowana a zarazem przestraszona i smutna. Jednakże w mojej żałobie pomagał mi fakt że matka nas okłamała. Odebrała nam kontakt z ojcem na wiele długich lat. Zabrała nam to wszystko.
Zastanawiałam się czy był powód. Dlaczego to zrobiła?

W mojej głowie tańczyło wiele myśli.

— Kurwa.. — Powiedział blondyn przeciągając się w fotelu. Szybko zwrócił wzrok na starszą kobietę wpatrującą się w niego z rozszerzonymi
oczami. — Pani wybaczy. Śniło mi się
ukrzyżowanie Jezusa. — Powiedział poważnym wzrokiem. — Byłem Jezusem.

Pokręciłam głową słuchając brata.
Staruszka spojrzała na Connor'a jak na obłąkanego po czym odpuściła sobie dyskusje z moim niedorozwiniętym bliźniakiem.

— Myśle że mogę mieć twoją połowę
mózgu. — Powiedziałam śmiejąc się pod nosem.

— To by oznaczało że masz chociaż pół. A oboje wiemy że to nie prawda, Rory. — Powiedział układając głowę na moim ramieniu.

Spojrzałam na niego z pod byka i również poprawiłam się na siedzeniu.

— Jak myślisz — zaczął Connor. — Będą za nami tęsknić?

Wzruszyłam ramionami wpatrując się w niebo.

— Za mną napewno. — Powiedziałam sarkastycznie na co Connor parsknął.

— Mówię poważnie. Co z Oliverem? — Zapytał zaciskając się bardziej na moim ramieniu.

— Raczej nic. Spróbujemy, może się
uda. — Powiedziałam zamykając powieki.

— Nie kochasz go, prawda? — Powiedział cicho abym pytanie usłyszała jedynie ja.

— Jest dobrym chłopakiem. — Powiedziałam zgodnie z prawdą. — Dla kogoś. To
napewno. — Dodałam po chwili.

— Ale nie dla ciebie. — Powiedział Connor jeszcze ciszej.

Tak. Nie wiem jak mu to powiedzieć. Nie chce stracić Oliviera. Olivier Smith był wspaniałym chłopakiem. Był ideałem. Miły, rozsądny, dobrze traktował kobiety i przede wszystkim był oazą spokoju. Wspierał mnie zawsze gdy tego potrzebowałam. Był moim najlepszym przyjacielem.
Ale nie byłam pewna czy to jest to czego oczekiwałam w relacji romantycznej.

ʏᴏᴜʀ  ɪɴᴛʀɪɢᴜᴇ | 16+ (Część Pierwsza)Where stories live. Discover now